[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-.Istnieje rodzaj obrzędu prowadzącego do Przekazu sybilli, zaczyna się od słowa Wejście.Wystarczy poznać tylko to.Przypadkowe pytania naucz się blokować, skupiając się na słowie Stop.- Stop? - powtórzył głosem drżącym z wątpliwości.- To wszystko?- To bardzo proste, musi być takie.Ale jest jeszcze dużo więcej.- Jej słowa popłynęły jak woda, gdytylko przestała walczyć z falą przymusu.Z bolesnym skupieniem powtarzał każde jej słowo, niemal niemrugając wpatrywał się w oczy, jakby w obawie, że zaraz zniknie.Mówiła dalej, aż głos jej się urwał iwyschły zródła wiedzy.-.wymaga to czasu.Uwierz w siebie.To nie tragedia, a może okazać siębłogosławieństwem.Może tak miało być.Zadrżały mu usta, jakby powstrzymywał zaprzeczenie; odwrócił wzrok, znowu spojrzał na jej twarz.- Dziękuję - szepnął.Jeszcze raz przesłonił dłonią jej oczy, pogładził policzek.Poczuła, jakpożyczone przez nią oczy wypełniają się niespodziewanymi łzami, gdy chwycił jej rękę i przycisnął doswych ust.- Nie wiesz, co to dla mnie znaczy.Kocham cię, Moon.Nigdy nie kochałem nikogo innego.Nienawidziłem siebie, odkąd opuściłem Tiamat.- Głos go zawiódł.Nie puszczając jej ręki, zaczerpnąłgłęboko powietrza.- Mogę ci to teraz powiedzieć.bo wiem, że nigdy już cię nie zobaczę.Poczuła, jak porywają czarna fala, zabierając z sobą, przyzywająć przez bezdenne morze nocy,unosząc do jej własnego ciała.Obraz Gundhalinu zaczął drżeć i niknąć.Nigdy już cię nie zobaczę.nigdy.Zamrugała, poczuła, jak spod powiek wymykają się łzy, spływają jej po policzkach.- Potrzebujęcię.- Usłyszała wykrzykujący te słowa pożyczony głos, nie wiedziała, czy to ona je wymówiła, czy obcakobieta, której ciało skradła.- Moon! - zawołał, chwytając ją w ramiona, szarpiąc ducha, gdy zaczęła mdleć.Pocałunkiem starłostatnie słowa, które wystąpiły na jej wargi: - Koniec analizy.- Czarna fala zatopiła ją, przeniosła przezczasoprzestrzeń, wróciła.Potrzebuję cię.- Miała swobodne ręce.Wyciągnęła je na ślepo, czując jak upada.ktoś ją chwycił,obrócił, podtrzymał, zapobiegł runięciu.- Moon.?Uniosła powieki, mrugając w oszołomieniu, usłyszała męski, znany głos, wołający jej imię.Otworzyłaoczy, usta, próbowała wymówić jego, gdy tylko spojrzała wyrazniej.- Sparks.- Usłyszała niewiarę we własnym głosie, gdy dopasowała imię do tkwiącej przed nią twarzy.Przyglądały się jej zielone jak morze oczy; płomienie ognistych włosów okalały znaną jej, kochaną odzawsze twarz.Bogini, czy to tylko sen? Ciągle czuła na swoich usta tamtego mężczyzny.Wymknął sięjej cichy krzyk, gdy mąż przyciągnął ją do siebie, ciągle trzymając w ramionach.- Też cię potrzebuję - mruknął jej do ucha, całując włosy.- Widziałem Babunię, słyszałem - Moon, takmi przykro.Zesztywniała w jego ramionach, niemal się wyrwała, ale zaraz sama go objęła, przycisnęła do siebie,poczuła napięcie mięśni męża, napierające młode, silne ciało.Odnalazła jego usta, zaczęła je całować zgorączkowym głodem, jakiego niemal zapomniała, niecierpliwość, którą miała za umarłą, porwała ją nibyczarny wicher.Tym razem to Sparks cofnął się ze zdziwieniem.Przyciągnęła go do siebie, wsunęła dłonie pod lnianątkaninę koszuli, przycisnęła swe ciało do jego, zakryła wargami usta męża, powstrzymując w ten sposóbod pytań.Westchnął, ulegając jej.reagował coraz żarliwiej, odpowiadał własnym na każdy ruch jej ciała.Wszędzie dotykał ją dłońmi gorętszymi od wszystkiego, co dotąd pamiętała.Zatopił się z nią w pokrywającym podłogę gęstym białym futrze.Gdy ją rozebrał, dywan wydał się jejmiękki jak chmury.Błądził po niej dłońmi, ustami, wciągnęła go na siebie, ciało na ciało, poczuła, jak w niąwchodzi.Wznosili się razem i opadali, rozkosz zalewała ich jak morskie fale.Moon zamknęła oczy,przypomniała sobie noc Zwięta, poczuła się wreszcie bezpiecznie w jego ramionach.wspomniała innąnoc, w ramionach namiętnego, łagodnego obcego.ONDINEE: Tuo Ne'elReede Kullervo westchnął jeszcze raz; przestąpił z nogi na nogę, wyjrzał przez szczelinę wysokiego,wąskiego okna.Widok nie polepszył mu humoru.Ze swego pokoju w pobliżu wieżyczki twierdzy Humbabydostrzegał dziesiątki kilometrów niskich, układających się w fale wzgórz i wąskich dolin, wszystkoporastały niemożliwe do przejścia cierniste gąszcze.Widział jedynie oszczepki, piekielne igły, ognikolce,wszystkie zasługujące na swoje nazwy, wszystkie szare, popielate i brązowawe, wyglądające na uschłe,na nigdy nie zakwitające.Miejscowi tę część posiadłości nazywali Tuo Ne'el - Martwą Ziemią.Ale cierniowy las był ogniście, ulotnie żywy.Zapalony płonął jak piekło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]