[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A więc coś nas łączy i myślę, że nawiązało się to między nami, mniej więcej pomiędzy początkiem mojego ataku a chwilą, kiedy odzyskałem przytomność.Wyczuwam.coś w tobie.Coś ogromnie głębokiego, o wielkiej mocy.Gdy pomyślałem o zaklęciu Bramy, przejrzałem cię Głębokim Spojrzeniem.Już wcześniej wyczuwałem tę więź, ale dopiero wówczas zobaczyłem, że masz w sobie pewną magiczną moc, którą będę mógł wykorzystać.- Bogowie.Lendelu, nie mów mi tylko, że zostanę magiem heroldów - powiedział, zatrwożony taką możliwością.- Jeżeli nim jeszcze nie jesteś, to prawdopodobieństwo, że się nim staniesz, jest niewielkie - odparł Tylendel, przynosząc swymi słowami ogromną ulgę Vanyelowi.- Savil twierdzi, że wielu ludzi posiada potencjał, ale nic nigdy go nie wyzwala.Ty po prostu jesteś jedną z takich osób.- A więc i ty nie wyzwalaj we mnie tego potencjału - rzucił Vanyel i nagle, z niewiadomego powodu, przeszył go dreszcz.- Nie chcę być heroldem czy magiem heroldów, ani nikim w tym rodzaju.Tylendel obrzucił go zagadkowym spojrzeniem, ale powiedział tylko: - Wątpię, abym był zdolny do zrobienia tego, nawet gdybym chciał.Krążą legendy o szkołach dla magów, gdzie znają sposoby na wyzwolenie potencjału, ale nikt nigdy nie widział, jak to się robi.A zatem, nawet jeśli to jest rzeczywiście możliwe, ludzie zajmujący się tym utrzymują to w głębokiej tajemnicy.- To dobrze - odetchnął Vanyel, wciąż zmagając się z niepokojącym dreszczem.- O to mi właśnie chodzi.Więc.użyjesz tego zaklęcia.Co dalej? - Gdy przedostaniemy się na drugą stronę Bramy, będziemy już na ziemiach Leszarów, a dokładnie na szczycie ich twierdzy.Skorzystam wtedy z jeszcze jednego zaklęcia, którego w tej chwili szukam i będzie po wszystkim.Nie mając pojęcia skąd się bierze to przekonanie, Vanyel poczuł nagle, że nie chce wiedzieć, jakie jest to drugie zaklęcie.- Dobrze - zgodził się krótko, przewracając następną kartę.- Szukaj i powiedz mi, na której stronie mam się zatrzymać.rozdział ósmyVanyel wpatrywał się nerwowo w swe odbicie w szybie, upiorne, blade, niewyraźne niczym duch z czarnymi dziurami zamiast oczu.Za oknem ciemność okryła już ogrody.Noc była bezksiężycowa, wietrzna i zachmurzona.Nawet najmniejsze światełko nie rozjaśniało nieba, nawet jedna gwiazda.Była to Noc Sovan.Noc uroczystego zakończenia żniw, ale także noc poświęcona wspomnieniom o tych, którzy umarli w ostatnim roku.Była to noc, podczas której - jak utrzymywało wiele podań - ludzie zbliżają się do zaświatów bardziej niż kiedykolwiek indziej.Noc głębokiej ciemności, jak ta miesiąc wcześniej, gdy zamordowano Stavena.Savil, wspólnie z innymi heroldami, opłakiwała śmierć zmarłych na przestrzeni ostatniego roku.Dormi i Mardik, nie mając nikogo, kogo mogliby dziś wspomnieć, wraz z innymi uczniami uczestniczyli w uroczystościach organizowanych w pałacu.Uroczystości te obejmowały najróżniejsze zabawy inspirowane przesądami związanymi ze Świętem Plonów, które - przynajmniej dla młodzieży - stanowiły nieodłączną część Nocy Sovan.Lord Evan Leszara udał się do domu, do Twierdzy Westrel.Vanyel miał już całkowitą pewność, że to jego własne opowiadania dostarczyły lordowi Evanowi wszelkich informacji, które wskazały mu najlepszy sposób na wciągnięcie Stavena w śmiertelną pułapkę.Wspólnie z Tylendelem próbowali wykorzystać Leszare, a okazało się, że sami zostali wykorzystani.Świadomość tego napełniała Vanyela goryczą.Ale tej nocy pozostawiono ich samych w całym apartamencie.- Jesteś gotów? - zapytał Tylendel, stojąc w progu, za jego plecami.Vanyel skinął głową i powstrzymując drżenie wywołane własnym odbiciem w szybie, naciągnął na głowę kaptur swego granatowego płaszcza.Wyglądał teraz niczym wyobrażenie samej śmierci.Tylendel stanął obok niego i w szybie pojawiły się odbicia dwóch postaci: śmierci i jej cienia.Vanyel potrząsnął głową, by pozbyć się złowieszczych myśli, a kiedy Tylendel otworzył drzwi, obydwaj stanęli pośród chłodnej, nieprzeniknionej nocy.Dzisiejszego ranka Vanyel wymknął się do Przystani i od pierwszego lepszego handlarza kupił parę koni nieokreślonej maści, wydając na ten cel większość pieniędzy uzbieranych wspólnie z Tylendelem w ciągu ostatnich trzech tygodni.Zaprowadził konie na zachodni skraj miasta i pozostawił pod opieką stajennego w zajeździe poza murami.Wykonał w ten sposób zalecenia Tylendela, który powiedział mu, że nim użyje zaklęcia, które błyskawicznie przeniesie ich na teren twierdzy Leszarów, muszą znaleźć się poza zasięgiem zmysłów magów heroldów.Potrzebowali też jakiegoś środka transportu, przy czym kondycja wierzchowców nie odgrywała żadnej roli.Wystarczyło, aby miały dość sił, by odbyć godzinną przejażdżkę za bramy miasta.Co się z nimi stanie później, nie miało większego znaczenia.Oczywiście zabranie Gali nie wchodziło w rachubę.Nie wzięli też Gwiazdy ani nie próbowali “pożyczyć” żadnego innego przyzwoitego wierzchowca ze stajni pałacowych.Istniało niebezpieczeństwo, że zniknięcie koni zostanie zauważone, a Tylendel nie chciał wzbudzać żadnych podejrzeń, które mogłyby doprowadzić do udaremnienia ich planu.Dlatego też Vanyel bez zastrzeżeń zastosował się do jego poleceń.Jeśli nie mogą przeprowadzić swych koni przez Bramę - a Tylendel dał Vanyelowi do zrozumienia, że nie będą w stanie, bądź też nie będą próbować nawet tego robić - trzeba będzie puścić je wolno i zatroszczyć się o samych siebie.Vanyel zaś nie życzył sobie być odpowiedzialnym za zaginięcie czyjegokolwiek ulubionego wierzchowca tak samo, jak nie chciał utracić swojej Gwiazdy.Lodowaty wiatr podrywał płaszcze, wciskając się pod nie wszelkimi otworami i przeszywając grubą wełnianą tkaninę.Nim jeszcze prześlizgnęli się obok straży przy bramie pałacu i pomknęli na ulice miasta, Vanyel już drżał na całym ciele.Przy bramie strażnik zajęty był ogrzewaniem się przy koszach z rozpalonym koksem, i zdawało się, że nie zauważył nawet, kiedy cienie obu chłopców przemknęły przez mrok bramy i podążyły ku wybrukowanej ulicy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]