[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy reszta świata miałaby wów­czas coś przeciwko temu? Facet dla całego świata okazałby się zwyczajnym przestępcą kryminalnym.Zabralibyśmy wów­czas również jego pozostałe miliony, aby przypadkiem nie udało mu się kogoś przekupić i uciec w nieznane.- Ale dlaczego teraz opowiadasz nam to wszystko? Prze­cież, jak rozumiem, to są tajne informacje.Czy nie powinnaś poczekać, aż sowieckie wojska zaczną deptać buciorami Malibu Beach? - zapytał Peter Kaiser.- Mówię wam to, bo inaczej nie zrozumielibyście, dlaczego następuje zmiana planu.Otóż w żadnym wypadku nie bę­dziemy ratować żony i córki Eda.Nie będziemy próbowali zdobyć żywności, zgromadzonej w tym oblężonym supermar­kecie.Spójrzcie tylko - pod tym magazynem giną ludzie.Niedługo tłum wedrze się do środka i całe żarcie i tak zosta­nie rozkradzione.To wszystko nie jest warte ryzyka.- Ryzyka? - zdziwił się Peter Kaiser.- Jakiego ryzyka?- Ryzyka utraty prezydenta najnowszej zdobyczy teryto­rialnej Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich.Ta­kiego właśnie ryzyka.Ed mocno zacisnął na kierownicy spocone ręce.Mógłby spróbować wyrwać rewolwer z rąk Delli, ale zdawał sobie sprawę że próba taka skończyłaby się dla niego tragicznie.Della najprawdopodobniej zdążyłaby wystrzelić mu w twarz, zanim realnie by jej zagroził.Bez ruchu wpatrywał się więc w płomienie wyrastające na skrzyżowaniu alei Franklin i Highland, a w jego oczach pojawiły się łzy.To odezwały się rozpacz, zmęczenie i poczucie beznadziejności.- Mam pewne wpływy, wiesz o tym, moja droga Dello -odezwał się Shearson.- Mówię o wpływach na ludzi, zwykle moja szacowna sylwetka wzbudza respekt.Myślę, że potrafił­bym również uspokoić ten tłum lunatyków.- Rozerwaliby cię na strzępy - stwierdziła Della.- Teraz nie różnią się niczym od dzikich zwierząt.- Skoro tak twierdzisz.- Shearson wzruszył ramionami i błyskawicznie wyciągnął ze swojej kieszeni kolta kaliber 45, który zginął Edowi.Przystawił go do głowy Delli.Ed z przerażeniem spojrzał na jej twarz.Ujrzawszy strach w jego oczach, Della, jeszcze niezupełnie świadoma sytuacji, odezwała się:- Ed, co jest.Ale już nie dokończyła.Shearson wystrzelił, a czaszka Delli na oczach Eda rozpadła się jak zbyt mocno nadmuchany balon.Nagle całe wnętrze samochodu zabarwiło się na czer­wono, a pozbawione głowy zwłoki Delii oparły się bezwładnie o drzwiczki.W wyniku huku spowodowanego wystrzałem na moment wszyscy ogłuchli.- No cóż.- Shearson Jones odezwał się pierwszy.Wręczył Edowi rewolwer.- Gwałtowne czasy wymagają gwałtownych środków zaradczych.Można różnie oceniać moje poczucie moralności, ale wciąż jestem patriotą.Siedzi pan blisko jej ciała, panie Hardesty.Czy mógłby pan wypchnąć zwłoki na zewnątrz?Ed otworzył swoje drzwiczki, wyszedł na zewnątrz i ob­szedł samochód dookoła.Otworzył drzwi po drugiej stronie samochodu, wyciągnął to, co pozostało z Delli i ostrożnie uło­żył ciało na trotuarze.- Nie zasługuje na to - powiedział Shearson Jones, kiedy Ed powrócił do środka.- Raz się z nią kochałem - odparł Ed.- A teraz, co robi­my?- Musimy działać szybko i zdecydowanie - stwierdził Shear­son, pochylając się do przodu.- Jesteśmy całkiem nieźle uz­brojeni w porównaniu z tą tłuszczą.Rewolwery przeciwko pałkom.Proponuję więc utworzyć z naszych samochodów coś w rodzaju klina i przedrzeć się taranem przed drzwi super­marketu.Następnie dzięki broni palnej utrzymamy tłuszczę w odpowiedniej odległości, jednocześnie ładując na pojazdy tyle żywności, ile się tylko zmieści.Tymczasem również lu­dzie oblężeni w środku będą mieli szansę w miarę bezpiecznie wydostać się na zewnątrz.Peter Kaiser podrapał się po głowie.- Jeśli pozwoli mi pan coś zauważyć, senatorze, ten plan wydaje mi się zbyt ryzykowny.Tam stoi pod murami siedem­set, może osiemset ludzi.A może jeszcze więcej.- Wiem, że to ryzykowne - stwierdził Shearson z przesadna grzecznością.- Rozważmy zatem alternatywy.Albo spę­dzimy najbliższe sześć miesięcy, ryjąc w ziemi w poszukiwa­niu żywności i zachowując się jak te nieszczęsne ludzkie kre­atury, albo zdobędziemy żywność, która pozwoli nam godnie przetrwać najtrudniejszy czas.Mało że godnie, ale wręcz luksusowo.Pamiętajcie, że za puszkę mięsa można kupić kobietę.- Będę musiał poradzić się reszty - stwierdził Ed.- Poza tym kobiety i dzieci będziemy i tak musieli ukryć w jakimś bezpiecznym miejscu.Shearson okręcił się na siedzeniu.- Patrzcie, tutaj z tyłu jest jakiś hotel.To chyba odpo­wiednie miejsce.Raczej nie należy się obawiać, że zakłócimy spokój komuś, kto najpierw strzeli, a potem zapyta, o co nam chodzi.No, Ed, na twoim miejscu już bym się ruszał.Zdaje się, że nie mamy zbyt dużo czasu, aby przyjść na ratunek temu supermarketowi.Ed stracił pięć minut na namówienie dwóch spośród trzech pozostałych w konwoju robotników do udziału w akcji ratun­kowej.Jeden z nich, Roy Gurning, zawsze darzył Season ogromną sympatią, był więc zadowolony, że ma się przyczynić do jej uwolnienia z oblężonego magazynu.Nat Petersen wy­kazywał ku temu mniej chęci, ale był samotny, bardzo silny i dobrze strzelał, i w końcu dał się namówić.Jerry Stone za nic nie chciał się zgodzić na udział w akcji.Miał ze sobą żonę i dzieci, a poza tym pomysł zaatakowania tak wielkiego tłu­mu uznał za szalony.- Raczej rzucę się w krater wulkanu - powiedział.Ed nie namawiał go długo, potrząsnął jego ręką i zlecił mu opiekę nad pozostałymi w konwoju kobietami oraz jego włas­ną żoną i czwórką dzieci.Powróciwszy do samochodu, Ed włączył silnik, mocno trzas­nął drzwiczkami i zapytał:- Gotowi? Peter, pilnujesz prawej strony.Senatorze, pan pilnuje lewej.Strzelacie tylko w razie konieczności.Karen, pochyl się jak najniżej.Nie zastanawiając się już dłużej, wyjechał na Franklin Avenue.W pewnej odległości za chevym, po lewej stronie, ruszył Nat Petersen, a po prawej Roy Gurning.Trzy samo­chody utworzyły jakby ostrze włóczni, w najszerszym punkcie rozpościerające się na całej szerokości ulicy.- Mam nadzieję, że, do cholery, wiemy, co robimy - mruk­nął Ed.Nagle zaczął się pocić jak nigdy w życiu i nie potrafił tego powstrzymać.- Wszystko w porządku - stwierdził Shearson.- Jedź przed siebie.Ed machnął ręką na Roya i Nata i mocniej przycisnął pedał gazu.Z jękiem silnika, na niskim biegu, chevy parł do przodu, kierując się prosto na tłum skłębiony przed supermarketem.Pinto Roya i cutlass Nata sunęły za nim.Nie minęła minuta i zderzak chevy'a uderzył w troje albo czworo ludzi.Ed usłyszał dźwięk, jaki towarzyszy uderzaniu insektów w przednią szybę latem.Ktoś krzyknął, dwóch męż­czyzn zaczęło biec równolegle z samochodem; próbowali szarpnąć za klamki, ale Ed jechał zbyt szybko, poza tym Roy mógł w każdej chwili ich rozjechać, tak że mężczyźni w prze­błysku zdrowego rozsądku zrezygnowali.I dopiero wtedy rozpętało się piekło.Samochody dotarły do skrzyżowania Highland i Franklin, i nagle znalazły się w gę­stym tłumie.Szybkość samochodów sprawiła, że ludzie ustę­powali im z drogi, jednak zaraz z boków posypały się kamie­nie i butelki.Aż wreszcie tłum tak zgęstniał, że ci, którzy znaleźli się przed maskami samochodów, nie mieli szansy uskoczenia w bok nawet wówczas, gdyby chcieli.Trzy ciężkie furgonetki bezlitośnie gruchotały ludzkie ciała, uparcie zmie­rzając w kierunku drzwi supermarketu.Ed odnotował w pamięci cztery albo pięć strzałów Petera Kaisera.Potem usłyszał, jak pęka tylna szyba samochodu.Wówczas dobiegł go jęk i przerażające wycie oceanu rozszala­łych ludzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •