[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeden z żelaznych grotów mknął prosto na niego.Raj Ahten uchylił się, alezaraz usłyszał, jak pocisk wbija się z ohydnym odgłosem w kogoś stojącego z tyłu.Obrócił się.Na ziemi siedział tkacz płomieni, w miejscu jego pępka ziała dziurawielkości grejpfruta.Szafranowa szata młodzieńca buchnęła nagle białympłomieniem.Jego moc wymykała się spod kontroli.- Wycofać się! - krzyknął Raj Ahten.Trzeba było poszukać ukrycia.I to szybko.Wilk pogonił na wzgórze i wtedy tkacz płomieni gwałtownie przemienił się wwielką postać utkaną z czystego żywiołu, który jak robak drążył dotąd jego duszę, ateraz wymykał się na świat.Smukła, łysa sylwetka urosła na sto stóp.Na razie siedziała na ziemi.Płomienielizały czaszkę i wiły się jak gniazdo węży.Postać spojrzała niepewnie na Longmot.Raj Ahten obserwował rozwój wydarzeń.%7ływioł winien zebrać teraz krwaweżniwo, zburzyć kamienne mury, spalić bramę, upiec żywcem obrońców, niczym robakina patelni.Jak w zamku Sylvarresta.Niemniej i tak wśród jego odczuć dominowało rozczarowanie.Przez latatroszczył się o tkaczy płomieni, a teraz, ledwie zaczął tę kampanię, dwoje już zginęło.Beznadziejne marnotrawstwo środków bojowych.Mógł już tylko czekać w nadziei, żeżywioł zrobi swoje, a jemu zostanie posprzątać.Piekło płomieni zaczęło ogarniać trawę u stóp postaci, gorąco buchało jak zpieca, sięgając aż do Raja Ahtena.Płuca pękały mu z bólu przy każdym oddechu.Balon na ogrzane powietrze, który wisiał wciąż pięćset stóp nad polem bitwy,został w porę odciągnięty.Powłoka nie zdążyła się zająć, a postać ruszyła przez łąkę kumiastu.Ludzie na murach strzelali w panice z łuków, ale maleńkie strzały znikałyspopielone niczym spadające gwiazdy.Nie mogły zranić żywiołu, a jedynie gopodsycały.Ognista postać maga podeszła do najbliższego drewnianego obiektu, którymbył zwodzony most Longmot.Płomieniste zielone palce wysunęły się ku niemu, rozległsię trzask pękających belek, sypnęło iskrami.%7łołnierze na murach cofnęli siębłyskawicznie przed żywiołem, ludzie Raja Ahtena zaczęli wiwatować, chociaż ich wódz tylko uśmiechnął się ponuro.Nagle z rzygaczy i gargulców pod blankami, z machikuł nad bramą trysnęławoda.Ogarnęła kamienie falą, mury zalśniły intensywną, wilgotną szarością.Unoszącsię samorzutnie z fosy, otoczyła zamek dodatkowym, chłodnym murem.W zetknięciuz nią żywioł ognia zamieniał się w parę, kurczył się i znikał.Raj Ahten nie posiadał się ze zdumienia, chociaż w środku cały się gotował.- Zaklęcie wodnego czarnoksiężnika! - krzyknął jeden z tkaczy płomieni.Wyglądało na to, że zamek obwarowano też magią wodną.Tego nikt nie oczekiwał, boprzecież w Heredonie nie było nigdy wodnych czarnoksiężników.W każdym razie RajAhten o żadnym nie słyszał.Zastanowił się.Takie zaklęcie ochronne działało nie dłużej niż rok.Nakładającje, należało wyryć stosowny symbol na murze ponad bramą.Wilk był tam cztery dniwcześniej i nie widział żadnego znaku ni runu.W końcu spojrzał na blanki nad mostem: na samym szczycie wieży bramnej stałOrden i przykładał swą złotą tarczę do kamieni.To ona została naznaczona magią.Wpołączeniu z murami chroniła cały zamek.Wściekłość wykrzywiła oblicze Wilka.%7ływioł tkacza płomieni skręcał się poduderzeniami wody.Zawodził i kulił się niczym krzywdzone dziecko, aż w końcuzmienił się w zwykły ogień trawiący łąkę.Jednak i on szybko wygasł.Raja Ahtena ogarnęła bezsilna, szalona złość.I wtedy właśnie od zachodu, z lasu porastającego wzgórze wyjechał na koniuRaja Ahtena czarnoksiężnik Binnesman.Kierował się dokładnie pomiędzy zamek iarmię Wilka.44CZARNOKSI%7łNIK BINNESMANKról Orden przycisnął złotą tarczę do piersi.Zabrał ją jako podarunek dlaSylvarresty, chciał mu ją wręczyć w dniu zaręczyn ich dzieci.Zaklęcie miało chronićzamek Sylvarresta.Teraz uratowało Longmot.Tarcza jednak stała się bezużyteczna.Uszła z niej magiczna moc i mogła conajwyżej odbijać strzały.Orden przeklął się pod nosem.Gdy Raj Ahten padł, trafiony strzałą, królzawahał się, a przecież mógł wówczas nakazać atak, dopaść Wilka i uciąć mu głowę. Miast tego czekał, licząc, że trucizna sama go zabije, i sposobna chwila minęła.A teraz jeszcze to.Orden przyjrzał się galopującemu po zielonej trawie zielarzowi i jego wielkiemurumakowi.Zdumiał się.Strażnicy Ziemi rzadko mieszali się w sprawy ludzi, jednak tentutaj wydawał się dość nierozgarnięty, by próbować przerwać wojnę.Król nie widział Binnesmana ledwie rok, zaskoczyły go więc zmiany wwyglądzie czarnoksiężnika.Nosił szaty w barwach jesiennej puszczy: szkarłatne, zdomieszkami jasnego brązu i złota.Ciemne włosy były teraz szarawe jak lód, leczprzestał się garbić.Wyglądał na znacznie starszego, a jednak pełnego życia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •