[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To przez tę przezroczystąkoszulkę.Wiesz, gra świateł i takie tam.Natychmiast narzuciłam na siebie koc.Chciałam zrobić na Mieszku dobre wrażenie, odkądgo poznałam, jednak niekoniecznie paradując przed nim praktycznie nago. Przywiozłem ubranie i coś do jedzenia powiedział przed wejściem do chatki.Poczekam tutaj.Z ulgą weszłam do ciemnego i chłodnego wnętrza.Gdy już mnie nie widział, zawyłambezgłośnie i podskoczyłam kilka razy ze złości.Co jest ze mną nie tak?! Czemu on tak szybko wrócił?! Teraz pewnie myśli, że jestemwariatką paradującą nago po lesie!Rozwścieczona rzuciłam koc na łóżko i prawie zerwałam z siebie nocną bieliznę.NiechSława będzie przeklęta za to, że namówiła mnie na jej kupno.Przysięgam, że spalę tocholerstwo, gdy tylko wrócę do domu.Sto razy wolę moje babcine reformy, w których zawsześpię.Włożyłam koszulę Mieszka.Tak jak inne, była wykonana z porządnego płótna.Na szczęścienie prześwitywała zbytnio.Płócienne spodnie były na mnie o wiele za długie.Podciągnęłam jei mocniej ścisnęłam paskiem.Brakowało mi tylko butów.Zauważyłam, że Mieszko przywiózłgrube skarpetki.Najwyrazniej nie znalazł w swojej szafie obuwia w rozmiarze zbliżonym domojego.Splotłam włosy w warkocz i wyszłam na zewnątrz.Nie czekając na mnie, jadł śniadanie na trawie. Wiedziałem, że utoniesz w moich ubraniach. Nie jest zle.Jak widzisz, całkiem dobrze sobie poradziłam powiedziałam, pokazując mupodwinięte rękawy i nogawki.Podał mi przygotowaną przez siebie kanapkę.Mieszko nie był mistrzem kuchni, więci kanapka nie należała do najwykwintniejszych. Miałem w domu tylko ser wyjaśnił, widząc, że uważnie przyglądam się jedzeniu. Jest okej.Lubię ser powiedziałam szybko.Całe szczęście, bo poza serem nic więcej pomiędzy dwiema kromkami chleba nie było.Ustaliliśmy, że pojedziemy busem do Kielc po najpotrzebniejsze dla mnie rzeczy,a wrócimy moim samochodem.Mieszko pomimo tysiąca lat oszczędzania nie dorobił sięwłasnego auta.Wyznał mi, że woli konie.Na szczęście szeptucha dała mi krótki urlop, więc nie zaniepokoi się moją nieobecnością.Pewnie nawet nie podejrzewała, że wykorzystam go do zabijania wąpierzy.Sławie napisałamSMS-a, że wyruszam na małe zwiedzanie i w najbliższym czasie nie będę dostępna, bozamierzam chodzić po lesie, gdzie nie ma zasięgu.Mogłam zniknąć.Moje alibi było perfekcyjne.Oczywiście o ile ktoś z Bielin nie wypapleBabie Jadze, że chodzę do Mieszka na prysznic.Cały dzień zajęły nam przygotowania do polowania.Zaczęliśmy od przewiezienia moichubrań.Następnie zaopatrzyliśmy się w rzeczy niezbędne do pokonania wąpierza, takie jakdługie, kilkucentymetrowe żelazne gwozdzie, które będziemy musieli wbić mu w czaszkę,worek maku, którym powinniśmy posypać jego grób, i siekierę, na którą uparł się Mieszko, bostrasznie mu się spodobała.Ach, ci faceci.Nic, tylko siekiery im w głowach.33.Przekształciliśmy chatkę w bazę z prawdziwego zdarzenia.Połowę stołu zajęła mapaokolicy, na której pinezkami zaznaczyliśmy wszystkie cmentarze.Broń i mak ustawiliśmy napółkach nad kominkiem.Mieszko rozłożył sobie śpiwór, a ja położyłam na łóżku swoje kocei poduszki, żeby było mi wygodniej.Moja walizka wylądowała w kącie obok jego plecaka.Do przenośnej lodówki schowaliśmy jedzenie, żeby nie dobrały się do niego mrówki.Nawszelki wypadek zaopatrzyliśmy się też w miód pitny, którym zamierzaliśmy świętowaćzwycięstwo, i wodę mineralną, którą ja będę pózniej leczyć kaca.Ustaliliśmy, że następnego dnia odwiedzimy cmentarz w Bielinach.Wąpierz z pewnegopowodu zwabił mnie w pobliże tego miejsca.Musi mieć swoje legowisko gdzieś w pobliżu.Mieszko rozpalił w kominku, chociaż noc była ciepła, i wyłączył lampę.Od razu pojawiłsię romantyczny nastrój.Chatka coraz bardziej mi się podobała.Sama zrobiłam kanapki nakolację, więc były o wiele bardziej zjadliwe. Opowiedz mi coś o sobie poprosiłam, gdy usiedliśmy do jedzenia.Zdziwił się. Co? %7łyjesz tysiąc lat.Na pewno masz mnóstwo do opowiadania. Wzruszyłam ramionami.Gdybym ja miała tyle czasu, zwiedziłabym cały świat! Przejechałabym go wzdłuż i wszerz.Zapatrzył się w ogień i zamilkł na dłuższą chwilę.Czekałam cierpliwie, gdy tymczasem onwędrował po swoich wspomnieniach.Ziewnęłam.Było jeszcze wcześnie, ale nie wyspałamsię poprzedniej nocy.Zaczęłam się zastanawiać, jak sama wykorzystałabym wieczność.Czy naprawdęspędziłabym ją na podróżach? Na pewno po części.Jednak co z resztą czasu? Co robić, gdynie ma już nic nowego do zobaczenia? Nic nowego do zrobienia?Miejmy nadzieję, że misja załogowa na Marsa się powiedzie.Wtedy będzie można jeszczetam pojechać. To ja idę do łazienki, a ty pomyśl zaproponowałam i zanim zdążył cokolwiekodpowiedzieć, wyszłam na zewnątrz.Przeciągnęłam się i odetchnęłam z ulgą chłodnym powietrzem.Miałam na sobie tylkokoszulkę, więc na moich ramionach od razu pojawiła się gęsia skórka.Zapadł zmierzch.W powietrzu czuć było zapach nadchodzącego deszczu.Spojrzałam wciemne niebo.Nie było widać gwiazd.Zanosiło się na niezłą ulewę.W zaroślach dookołachatki cykały świerszcze.Poczułam, jak na ramieniu siada mi komar.Klasnęłam, ale zdążyłuciec.Nagle po plecach przebiegł mi dreszcz niepokoju.Coś było nie tak, bardzo nie tak.Rozejrzałam się, ale nie zauważyłam nic podejrzanego.Na wszelki wypadek ponowniespojrzałam w niebo, by się upewnić, że nie krąży po nim żaden ptak ani płanetnik.Człowiekjuż nigdzie nie jest bezpieczny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]