[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mieli wprawdzie dzieci, aleprzywiezli ze sobą mnóstwo bagażu, tak dużo, że potrzebowalidrugiej prywatnej kabiny tylko na rzeczy.Szalonemu Maksymowito nie przeszkadzało.Jego przyjaciele mieli za sobą okropny rok.A SzalonyMaksym, bardzo hojna osobistość, uznał za swój obowiązekzapewnić im przynajmniej porządne letnie wakacje. Gospodarz nie zdobył przydomka ze względu naprzedsiębiorczość, ale przez swoje zajęcia w wolnym czasie.Jegoimprezy słynęły z szaleństw i rzadko kończyły się bez rozróby alboaresztowań.Parę lat wcześniej Maksym został nawet na krótkoaresztowany, kiedy sprowadził do swojego chateau pod Paryżemsamolot pełen rosyjskich prostytutek, po to by zajęły się jegogośćmi.Francuska policja zgodziła się wycofać zarzuty, kiedymiliarder przekonał ich, że dziewczyny były jedynie grupą tańcanowoczesnego.Oburzająca, ale i zabawna afera nie nadszarpnęłareputacji Maksyma w kraju.Co więcej, moskiewskie gazetyobwołały go doskonałym przykładem Nowego Rosjanina.SzalonyMaksym miał pieniądze i nie bał się nimi szpanować, nawet jeżeliod czasu do czasu oznaczało to utarczki z francuską policją.Imprezy nie zwalniały tempa na morzu.Raczej osiągałynowy poziom, uwolnione od ograniczeń wtrącającej się wewszystko władzy i oburzonych sąsiadów.Tego lata spędzili jużwiele pamiętnych wieczorów na rozpuście, ale wznieśli się nawyżyny dopiero po pojawieniu się Aleksieja i Zoi Budanowów.Obsługiwane przez trzydziestoosobową załogętowarzystwo spędziło podróż, jedząc, pijąc i cudzołożąc na całymMorzu Zródziemnym, aż w końcu dwudziestego sierpnia dotarłodo słynnego Starego Portu w Saint-Tropez.Chociaż wykończeni i skacowani po przygodachpoprzedniego wieczoru, pasażerowie natychmiast wsiedli doszalup  Szelmy i ruszyli ku nabrzeżu.Wszyscy oprócz człowiekazwanego Aleksiejem Budanowem, który stał na tylnym pokładzie zrękami opartymi o barierkę, patrząc w kierunku Saint-Tropez tak,jak gdyby to było zakazane miasto.I chociaż pan Budanow o tymnie wiedział, był obserwowany przez człowieka stojącego upodstawy latarni morskiej na końcu Quai d'Estienne d'Orves.Człowiek ten miał na sobie spodnie koloru khaki, białysweter, kapelusz rybacki i ciemne okulary.Kilka miesięcywcześniej w lesie brzozowym pod Moskwą pan Budanowpróbował zabić jego żonę.Teraz ten człowiek planował zabicie pana Budanowa.Ale to wymagało jednego: pan Budanow musiał opuścić statek.Człowiek miał pewność, że pan Budanow nie zostanie długo napokładzie.Rosjanin był uzależniony od pieniędzy, kobiet i Saint-Tropez.Francuski kurort był sceną, na której rozegrał się jegoupadek, i miał też zostać sceną jego śmierci.Obserwujący gośredniej postury mężczyzna był tego pewny.Musiał czekać, aż pan Budanow do niego przyjdzie.Awtedy go załatwi.Na szczęście nie musiał czekać sam.Miał ośmiorotowarzyszy, którzy czekali razem z nim.Pod fałszywyminazwiskami, porozumiewając się w najróżniejszych językach,spędzili większość lata na europejskiej wycieczce, jakich mało.Tobył ostatni przystanek w ich podróży.Potem miał być koniec.Zamieszkali pod jednym dachem, w willi na wznoszącychsię nad miastem wzgórzach.Miała bladoniebieskie okiennice iduży basen z widokiem na morze.W basenie spędzali niewieleczasu, tylko tyle, by zwieść sąsiadów.Resztę dnia włóczyli się poulicach Saint-Tropez, obserwując, śledząc, słuchając.Ich przyjacielz CIA ułatwił im zadanie, przysyłając zapisy i nagrania wszystkichrozmów telefonicznych prowadzonych z jachtu oraz przez jegopasażerów.Przechwycone informacje ostrzegały ich, kiedyMaksym albo ktoś z jego świty wybierali się do miasta.Wiedzieli wcześniej, gdzie planowali zjeść lunch, dokądchcieli pójść na kolację i w którym nocnym klubie mieli sięnastukać po północy.Nagrania pozwoliły im też usłyszeć głosAleksieja Budanowa.Prawie zawsze dzwonił do Moskwy.Ani razunie przedstawił się, ani nie powiedział, kim jest.Nie zszedł też na ląd z pokładu  Szelmy.Nawet kiedypozostali jedli lunch w Le Grand Joseph, jego ulubionej restauracji,pozostał więzniem na jachcie.A średniej postury mężczyznaspędzał czas nieopodal, u stóp latarni morskiej.%7łeby łatwiejprzetrwać długie godziny, wyobrażał sobie, jak kocha się z żoną.Restaurował też wymyślone obrazy.I przypominał sobie w najmniejszych szczegółachpotworności lasu brzozowego. Ale przez większość czasu po prostu obserwował jacht.I czekał.Zawsze czekanie.Czekanie na samolot albopociąg.Czekanie na informatora.Czekanie, aż wzejdzie słońce ponocnym zabójstwie.Oraz czekanie, aż Iwan Charków w końcu wróci do Saint-Tropez.Póznym popołudniem dwudziestego dziewiątego sierpnia,gdy Gabriel obserwował wracające na  Szelmę łodzie,zadzwoniła jego bezpieczna komórka.Usłyszał głos Eliego Lawona. Chodz do nas tak szybko, jak tylko możesz.Ostatecznie to nie amerykańska technologia zgubiła IwanaCharkowa, ale izraelski spryt.Przechadzając się po Chemin desConquettes, mieszkalnej ulicy na południe od tętniącego życiemcentrum Saint-Tropez, Lawon zauważył nowy znak na drzwiachrestauracji Villa Romana.Informował po angielsku, francusku irosyjsku, że niestety słynna restauracja będzie zamknięta przezdwie noce ze względu na prywatne przyjęcie.Udając paparazziegoszukającego gwiazd filmowych, Lawon dał w łapę kelnerom iobsłudze, żeby dowiedzieć się, kto zarezerwował lokal.Odprzygnębionego barmana uzyskał informację, że będą tam samiRosjanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •