[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecyfre i Lehmann udzielają głosu.Kompletnie nic nie słyszę, ale widzę.Widzę uważne plecy i zaniepokojone karki.I po raz pierwszy w życiu zdaję sobie sprawę z tego, że wszystkie je znam, te plecy i karki kobiet i mężczyzn.Mam nawet wrażenie, że znam je do głębi.Mogę dopasować nazwiska do większości podnoszących się rąk.Od pięciu miesięcy, od kiedy drepczę po piętrach Sklepu, wniknęły przez oczy w moją świadomość, osiedliły się we mnie.Znam je tak dobrze, jak jakieś dwadzieścia cztery tysiące obrazków z komiksów o Tintinie i dwadzieścia cztery tysiące podpisów do nich, taka jest moja homeopatyczna pamięć, która budzi okrzyki podziwu Jeremiasza i Malca.Dostrzegam nagle wyraźnie, jak wszy na prześcieradle, czterech gliniarzy rozstawionych pośród całego tego towarzystwa.Chociaż nic ich nie wyróżnia od innych osobników płci męskiej tego zgromadzenia.Czy to gliny, czy sprzedawcy, czy urzędasy - u wszystkich ta sama dbałość o bransoletkę zegarka i o kant spodni.Różni ich spojrzenie.Tych czterech patrzy na innych, a inni patrzą przed siebie, patetycznie, jakby ze związkowej trybuny miała paść obietnica dnia bez środków wybuchowych.Gliniarze natomiast szukają zabójcy.Mają spojrzenie psycho.Ich uszy wachlują we wszystkich kierunkach.Są jak speleologowie w poszukiwaniu właściwej duszy.Kto w tym towarzystwie ma już tak dość, że chciałby wysadzić tę budę? To jedyne pytanie, jakie sobie zadają.I długo je będą zadawać.Zabójcy nie ma na sali.Ta pewność wpisuje się w moją kosmiczną ciszę ognistymi głoskami.Przemykam się cichutko w kierunku bocznych drzwi, tak że nawet Teo nie zauważa.Idę wzdłuż korytarza obstawionego gaśnicami i usianego strzałkami kierunkowymi.Zamiast pójść za wskazówką “wyjście", zbaczam na lewo i popycham poręcz drzwi, które pod naciskiem ustępują.Wszystkie światła są zapalone.Sklep spoczywa w złocistym pyle.Chociaż w mojej głowie panuje cisza absolutna, wydaje mi się, że słyszę przede wszystkim jego ogromną ciszę.Schody ruchome, które się nie ruszają, to coś więcej niż bezruch.Półki pękające od towarów bez jednego sprzedawcy to coś więcej niż osamotnienie.Kasy automatyczne, które nie dzwonią, to więcej niż cisza.Wszystko widziane oczami głuchego - inny świat.Świat, gdzie bomby wybuchają, nie pozostawiając śladów.- Szukasz, gdzie by tu podłożyć następną?Znam dobrze ten głęboki głos, który mi uzmysławia, że odzyskałem słuch.Stoi oparty obok mnie.Spojrzenia nas obu kierują się odruchowo w stronę działu ze swetrami, na samym dole.W końcu odpowiadam:- Jest tyle sposobów zabijania, Stoźil, to mnie zniechęca.Stoźilkovic, Serb, jeśli chodzi o geny, a strażnik nocny z zawodu, w wieku, który byłby dostojny, gdyby nie jego uśmiech.Głos najniższy w świecie: Big Ben w londyńską noc.Opowiada mi uroczą historyjkę:- Znałem jednego zabójcę Niemców, podczas wojny, w Za­grzebiu, miał z piętnaście, szesnaście lat, buźka jak u anioła, nazywali go Kolia, wymyślił dziesięć niezawodnych sposobów.Na przykład spacerował sobie pod rękę z koleżanką, w ciąży, która pchała wózek, posyłał oficerowi wychodzącemu z kościoła kulę w kark i chował dymiący rewolwer koło śpiącego dzieciaka.Takie pomysły.Sprzątnął osiemdziesięciu trzech.Nigdy nic uciekał.Nigdy nie dał się złapać.- Co się z nim stało?- Oszalał.Nie był z początku stworzony do zabijania.Pod koniec nie umiał się bez tego obejść.Coś w rodzaju morderczej obsesji, częstej u partyzantów, pasjonowała się tym po wojnie międzynarodówka psychiatryczna.Milczenie.Mój wzrok błądzi przez chwilę po złoconej żelaznej balustradzie biegnącej wokół działu niemowlęcego tam, na wprost mnie, po drugiej stronie.Wózki jakoś straciły niewinny wygląd.- Poprzestawiamy klocki dziś wieczorem?“Przestawiać klocki" w języku Stoźila to zaproszenie, żeby pograć w szachy.W każdy wtorek aż do północy - to jedyna zdrada, jakiej dopuszczam się wobec dzieciaków.Przestawianie klocków dziś wieczorem w świetlistym, uśpionym Sklepie, tak, właśnie ten rodzaj ukojenia jest mi potrzebny.14Uderzenie z boku.Nie zdążam złapać oddechu, a już następny atak, tym razem czołowy, posyła mnie na deski.Pozostaje tylko zwinąć się w kulkę, zebrać maksymalnie w sobie, wystawić na grad ciosów i czekać, aż to minie, wiedząc jednocześnie, że to nie minie.I nie mija.Spada na mnie ze wszystkich stron naraz.Wtedy oczami wyobraźni widzę amerykańskich marynarzy, których statek zatonął gdzieś na Pacyfiku pod koniec wojny.Ludzie w morzu skupili się, żeby utworzyć wspólny blok, i unosili na wodzie, trzymając się pod łokcie, jak wielka ludzka plama.Rekiny zaata­kowały ten placek, rozpoczynając od brzegu i wgryzając się, wgryzając aż do środka.To właśnie Stoźil robi ze mną.Odparł siły otaczające mojego króla i atakuje ze wszystkich stron naraz.Taka umiejętność rozgrywania jednocześnie w pionie i po skosach jest oznaką, że mamy do czynienia ze Stoźilem w wielkiej formie.Tym zresztą lepiej, bo kiedy Stoźil nie ma jasności, to oszukuje! Jedyny facet na świecie, który potrafi oszukiwać w szachach.Wszystkie jego pionki pokonują galopem po dwa albo po cztery pola, przeciwnikowi mąci się w oczach, świat się chwieje, morale spada do zera, to prawdziwa śmierć wartości, wszystko staje się płynne.Dziś wieczorem to nie jest potrzebne.Ma jasności On ma jasność, a ja podziwiam.Wszystkie ataki odbywają się otwarcie.Konik skacze pod kątem, nagle wyskakuje laufer, zdecydowany i nieoczekiwany jak ostrze noża.Szarżujący ponownie konik zatapia zęby w swojej części łupu.Kiedy ochraniam nogę, pożera mi się rękę, kiedy chowam głowę w ramiona, ginę zaduszony.Nie da się zaprzeczyć, oto Stoźil w swoim najlepszym wydaniu.A ja, jak kret, mrużę oczy pod spojrzeniem Puszczyka.Moja mózgowniczka, która desperacko szukała wyjścia, uspokaja się wreszcie, zahipnotyzowana przegraną.- Jest siedmiu.Nie spuścił oka z szachownicy.Tylko ten pomruk odległej basetli, którą ma zamiast głosu.- Siedmiu? Jakich siedmiu? Co za siedmiu?- Jest sześciu gliniarzy w Sklepie, plus nasz, to razem siedmiu.Nasz, wysoki, pryszczaty, z mokrymi ustami, który pełnym podziwu kiwnięciem głowy kwituje każdy cios mojego przeciwnika, niedostrzegalnie sztywnieje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •