[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlatego matka sądzi­ła, że nigdy nie będzie szczęśliwa, zawsze spodziewała się najgorszego i gryzła się tym, dopóki najgorsze nie nastąpi­ło.Ruth starała się po cichu naprowadzić matkę na tory logicznego myślenia.- To była twoja piastunka - mówiła łagodnie.- Chcesz chyba powiedzieć, że była dla ciebie jak matka.- Nie, to naprawdę moja matka - upierała się LuLing.- Tamta to matka GaoLing.- Uniosła oprawione w ramki zdjęcie.Ruth w oszołomieniu słyszała, jak Sally pyta Billy'ego o wyjazd na narty do Argentyny w zeszłym miesiącu.Wu­jek Edmund zachęcał wnuka, by spróbował grzybów.Ruth powtarzała bezgłośnie: “Co się dzieje? Co się dzieje?".Poczuła, że matka stuka ją w ramię.- Też mam dla ciebie prezent.Na urodziny, dam ci już teraz.- Sięgnąwszy do torebki, wydobyła z niej zwykłe białe pudełko przewiązane wstążką.- Co to jest?- Otwórz, nie pytaj.Pudełko było lekkie.Ruth zsunęła wstążkę, uniosła wieczko i ujrzała coś szarego i błyszczącego.Był to naszyj­nik z czarnych pereł o nierównych kształtach i wielkości małych cukierków - kuleczek.Czyżby to miał być test? Mat­ka naprawdę zapomniała, że dostała te perły od Ruth kil­ka lat temu? LuLing uśmiechnęła się domyślnie - aha, córka nie może uwierzyć we własne szczęście!- Weź teraz najlepsze rzeczy - ciągnęła LuLing.- Nie trzeba czekać, aż umrę.- Odwróciła się, zanim Ruth zdąży­ła odmówić czy podziękować.- To i tak niewarte dużo.- Przygładzała kok, sprawiając wrażenie, jak gdyby starała się nie okazać rozpierającej ją dumy.Ruth wiele razy widziała ten gest.“Jak ktoś się chwali, że daje dużo - mawiała matka - to wcale nie daje dużo".Wiele przestróg wygłaszanych przez LuLing dotyczyło nie - okazywania rozmaitych uczuć: nadziei, rozczarowania, a zwłaszcza miłości.Im mniej okazujesz, co naprawdę chcesz powiedzieć, tym więcej mówisz.- Ten naszyjnik w mojej rodzinie jest od dawna - po­wiedziała matka.Ruth patrzyła na koraliki, przypomina­jąc sobie, jak pierwszy raz zobaczyła je na wystawie skle­pu na Kauai.Napis na metce brzmiał: “Tahitańskie czarne perły".Świecidełko za dwadzieścia dolarów, kupione po to, żeby mieć co nosić na spoconej szyi w dni tropikalnych upałów.Pojechali na wyspę z Artem, świeżo zakochani.Po powrocie do domu Ruth zorientowała się, że zupełnie za­pomniała o urodzinach matki.Popijając maitais na gorą­cym piasku plaży, nie pomyślała nawet o tym, by zadzwo­nić.Zapakowała więc tę błyskotkę, którą włożyła tylko dwa razy, i podarowała LuLing w nadziei, że dając jej coś, co przybyło zza oceanu, da jednocześnie matce do zrozu­mienia, że o niej myślała.Niestety, zgubiła ją szczerość, z jaką upierała się, że naszyjnik to “nic takiego", ponie­waż LuLing zrozumiała jej skromność opacznie, docho­dząc do wniosku, że prezent był drogi, a więc dowodził prawdziwej miłości córki.LuLing nosiła go wszędzie, a Ruth często czuła wyrzuty sumienia, słysząc, jak matka chwali się przed znajomymi:- Patrzcie, co mi kupiła moja Lootie.- O, bardzo ładne - mruknęła GaoLing, rzucając okiem na naszyjnik, który Ruth trzymała w dłoni.- Pokaż.- I za­nim Ruth zdążyła pomyśleć, ciocia Gal schwyciła pudełko.Jej usta zacisnęły się.- Hm - powiedziała, oglądając ba­dawczo świecidełko.Gal widziała już przedtem naszyjnik? Ile razy LuLing nosiła go, wybierając się do niej w gości, i przechwalała się jego wartością? I czy GaoLing wiedzia­ła od początku, że jest podróbką, a Ruth też jest podróbką dobrej córki?- Pokaż - odezwała się Sally.- Ostrożnie - ostrzegła LuLing, gdy syn Sally wyciąg­nął rękę do pereł.- Nie dotykaj.Za dużo kosztowały.Wkrótce perły trafiły do gości siedzących przy drugim stole i zaczęły wśród nich krążyć.Matka Arta przyjrzała się naszyjnikowi wyjątkowo krytycznym okiem, ważąc go w dłoni.- Po prostu śliczny - powiedziała do LuLing odrobinę za głośno.- Bardzo duże te perełki - zauważyła po prostu Miriam.Art tylko raz spojrzał na perły i chrząknął.- Coś nie tak?Odwróciwszy się, Ruth napotkała badawczy wzrok matki.- Nie, nic - wymamrotała.- Chyba jestem trochę zmę­czona.- Nonsens! - odrzekła po chińsku matka.- Widzę, że dusisz coś w sobie i nie potrafisz tego wyrzucić.- Uwaga! Szpiedzy rozmawiają! - krzyknęła od sąsied­niego stolika Dory.- Coś jest nie tak - upierała się LuLing.Ruth zdziwiła się, że matka jest tak spostrzegawcza.Być może mimo wszystko nic jej nie jest.- Chodzi o żonę Arta - szepnęła w końcu Ruth swoim łamanym dialektem mandaryńskim.- Wolałabym, żeby nie pozwolił jej tu przyjść.- Aha! Widzisz, miałam rację! Wiedziałam, że coś jest nie tak.Matka zawsze wie.Ruth ugryzła się mocno w wewnętrzną część policzka.- No, już, nie martw się - uspokoiła ją matka.- Jutro porozmawiasz z Artem.Powiesz mu, żeby ci kupił prezent.Powinien wydać dużo pieniędzy, żeby pokazać, jak wysoko cię ceni.Powinien ci kupić coś takiego.- LuLing dotknęła naszyjnika, który wrócił już do rąk Ruth.Ruth zaczęły piec oczy od wstrzymywanych łez.- Podoba się? - zapytała z dumą LuLing, przechodząc na zrozumiały dla reszty gości angielski.- To prawdziwe.Ruth uniosła naszyjnik.Zobaczyła, jak mocno błyszczą ciemne perły, ów prezent z dna morza.Kiedy szły do szpitalnego garażu podziemnego, Ruth trzymała LuLing pod rękę.Okryte zwiotczałą skórą ra­mię przypominało w dotyku skrzydło pisklęcia.LuLing była na przemian wesoła i nieznośna.Jej zacho­wanie nie zmieniło się pod wpływem tego, co przed chwilą wyszło na jaw w gabinecie lekarza.Jednak Ruth wyczuwa­ła, że matka staje się coraz bardziej pusta i wkrótce będzie lekka jak dryfujący na rzece kawałek drewna.Demencja.Ruth rozmyślała nad diagnozą.Jak można wyniszczającą chorobę nazwać tak pięknym słowem? Mogłoby to być imię bogini: Demencja, przez którą jej siostra Demeter zapo­mniała zmienić zimę w wiosnę.Ruth wyobraziła sobie lo­dowe płytki, które tworzą się na mózgu matki, wysysając z niego wilgoć.Doktor Huey powiedział, że obraz z bada­nia rezonansem magnetycznym wykazał ubytki w pewnych częściach mózgu, typowe dla choroby Alzheimera.Stwier­dził także, że choroba prawdopodobnie rozwija się “od wie­lu lat".Ruth była zbyt oszołomiona, żeby zadawać pytania, ale teraz zastanawiała się, co lekarz miał na myśli.Od wie­lu lat, to znaczy od ilu? Od dwudziestu? Trzydziestu? Czter­dziestu? Być może dlatego matka bywała taka trudna, gdy Ruth dorastała, dlatego mówiła o klątwach, duchach i gro­ziła własną śmiercią.Demencja była odkupieniem matki, a Bóg obu im wybaczy, że przez te wszystkie lata zadawały sobie nawzajem cierpienie.- Lootie, co doktor mówił? - Pytanie LuLing wytrąciło Ruth z rozmyślań.Stały przed samochodem.- Mówił, że umrę niedługo? - zapytała matka żartobliwie.- Nie.- Ruth roześmiała się, jak gdyby ubawiła ją nie­dorzeczność tego pytania.- Oczywiście, że nie.Przyjrzawszy się uważnie twarzy Ruth, matka powie­działa:- Umrę, nieważne.Nie boję się.Wiesz.- Doktor Huey powiedział, że z sercem wszystko w po­rządku - dodała Ruth.Próbowała wymyślić jakiś sposób, że­by przetłumaczyć diagnozę na przypadłość, którą LuLing będzie w stanie zaakceptować.- Ale powiedział, że możesz mieć inny problem - zaburzenie równowagi pierwiastków w organizmie.Dlatego mogą wystąpić kłopoty.z pamię­cią.- Pomogła matce wsiąść do samochodu i zapiąć pas.LuLing pociągnęła nosem.- Hnh! Nic nie mam z pamięcią! Pamiętam dużo rze­czy, więcej niż ty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •