[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na dodatek oberwała też burę od Czarownicy, która znowu musiała jej przypomnieć, że magia nie służy zabawie, ale znacznie ważniejszym celom.Dziewczyna chciała nauczyć Ajoka choćby jednej z tych drobnych sztuk, jakie umiała, ale okazało się to niemożliwe.Ajok wpatrywał się usilnie w małego żuka, wędrującego leśną ścieżką, i rozpaczliwie, ze wszystkich swych sił myślał, aby żuczek przemienił się w żołądź.Wykonywał wszystkie wskazane przez Luelle gesty i wypowiadał właściwe słowa zaklęć - ale żuczek nadal pozostawał żuczkiem i szedł spokojnie swoją własną drogą, aby załatwić sobie tylko znane sprawy.- Nie pojmuję - mówił zmartwiony.- Nie pojmuję, jak to się robi.- Tego nie trzeba pojmować - wyjaśniała cierpliwie Czarownica.- To się ma w sobie i wystarczy ten dar rozbudzić.To przychodzi samo.Ale tobie nie przyjdzie.Moc czarodziejską posiadają jedynie osoby płci żeńskiej, a ty jesteś chłopcem.Nie jest ci to do niczego potrzebne, Ajoku.Masz przecież inny cel w życiu i osiągniesz go.- Będę poetą i napiszę najwspanialszą z ksiąg, którą czytać będą wszyscy, a każde z jej słów odmieniać będzie ludzi na lepsze? - spytał niemal bez tchu Ajok.-Już jesteś poetą - odparła Czarownica - i napiszesz swoją księgę, zapewniam cię.Teraz Ajok już nie zazdrościł Luelle jej darów.Czasem tylko, gdy obserwował, jak przeobrażała małą rudą wiewiórkę w dużą kolorową piłkę, żeby nią podrzucać wysoko, pytał:- Luelle, czy jej to nie boli?Ale Luelle śmiała się wtedy ł przywracała wiewiórce jej pierwotny kształt.- Głuptasie - mówiła - zastanawiasz się nad tym, co mnie by nigdy nie przyszło do głowy! Przecież widzisz, że ta wiewiórka dalej skacze sobie z gałęzi na gałąź!Wiosna nadchodziła powoli, lecz niestrudzenie i ogarniała w swe posiadanie coraz więcej i więcej przestrzeni.Śnieg leżał jeszcze głęboko pod drzewami, a już drobne, jasnozielone i świeże igiełki wychylały się ku słońcu ze świerkowych gałęzi.Napęczniały pąki na drzewach, oczekując tylko na mocniejsze słońce, aby pewnego dnia nabrzmieć i pęknąć, rozchylając zalążki młodych listków.Rozbudzone z zimowej melancholii ptaki od samego świtu wyśpiewywały swoje melodie.- Nie wiedziałem, że może istnieć coś tak wspaniałego wzdychał po swojemu Ajok.- Co za radość żyć! - krzyczała tymczasem Luelle i tańczyła w jasnej plamie słońca, która rozbiła swój namiot na szarej do tej pory polanie.Tylko Czarownica pochmurniała z każdym dniem.Luelle, cała pochłonięta zwyciężającą z każdym dniem wiosną, nie dostrzegała tego.Jedynie Ajok spoglądał na nią z niepokojem.- Jesteś smutna - powiedział wreszcie pewnego dnia.- A gdy jesteś smutna, czuję, że i we mnie narasta smutek.- Od jakiegoś czasu prześladują mnie nieokreślone, lecz złe przeczucia.Ale nie myśl o tym.Czarownice mają takie niedobre dni - odparła krótko i skryła przed nim twarz.Od tej pory pilnowała się, aby uśmiech także czasem gościł na jej wąskich wargach i nie okazywała już jawnie niepokoju.- Jutro wyruszamy w drogę - rzekła wreszcie w dniu, w którym pierwsze białe i żółte kwiaty wychyliły swe małe główki tuż koło topniejących gwałtownie śnieżnych zasp.Luelle i Ajok zasnęli w pieczarze niemal natychmiast, kamiennym snem młodych ludzi, którzy cały dzień spędzili na uganianiu się po lesie.Nie widzieli, jak Czarownica długo i niespokojnie obraca się z boku na bok na swym posłaniu z liści.Nie spostrzegli, kiedy wreszcie usnęła, ani tym bardziej kiedy nagle, rozbudzona w środku nocy usiadła i przyłożyła rękę do gwałtownie bijącego serca.- Ktoś mnie wołał - szepnęła.- Ktoś.? Kto.? Nie rozumiałam słów, ale to były niedobre słowa.A teraz nic nie słyszę.Nie spała już do rana.O brzasku wyruszyli w daleką drogę, do Wysokich Gór.Luelle cieszyła ta droga.Mogła teraz pokazywać oszołomionemu Ajokowi wszystko co było jej tak dobrze znane i bliskie - a dla niego całkiem nowe.To była najpiękniejsza część dawnego Wielkiego Królestwa.Pozbawiona ludzkich siedzib, a tym samym wszechobecności Najeźdźców, sprawiała wrażenie wolnego kraju - kraju sprzed wieków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]