[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Antka też jakby nie było, wychodził równo ze świtem, a wracał pózną nocą, nie bacząc na nią ni nadzieci, a zresztą nie mogła się przemóc choćby na to jedno słowo do niego, nie poredziła, tak zapiekłąmiała duszę z żałości i jakby na kamień stężałą.Dopiero trzeciego dnia jakoś przebudziła się; przecknęła jakby ze snu strasznego, ale tak zmieniona, żekieby zgoła inna podniesła się z tej martwicy, twarz miała szarą, popielną zgoła, porytą zmarszczkami,postarzałą o lata, a tak przystygłą, że jakoby ją kto z drzewa wyrzezał, jeno oczy gorzały bystro asucho i usta zacinały się mocno, opadła przy tym do cna z ciała, że szmaty wisiały na niej kiej na kołku.Powstała znowu do życia, ale i na wnątrzu przemieniona, bo choć dawną duszę miała jakby zetloną naproch, to w sercu poczuła jakąś dziwną, nie odczuwaną dawniej moc, nieustępliwą siłę życia i walki,hardą pewność, że przemoże i wezmie górę nad wszystkim.Przypadła zaraz do dzieci popłakujących żałośnie, ogarnęła je sobą i dziw nie zadusiła w całunkach iwraz z nimi buchnęła długim, słodkim płaczem, to jej dopiero ulżyło i powróciło całkiem do pamięci.Uporządkowała prędko izbę i poszła do Weronki dziękować za dobre serce i przepraszać za dawnewiny; zgoda wnet nastąpiła, nie dziwiła się temu siostra, a jeno tego nie mogła zmiarkować, że Hankasię nie skarżyła na Antka, nie pomstowała, nie wyrzekała na dolę, nie, jakby te rzeczy umarły dawno ipadły w niepamięć, tyle co w końcu powiedziała twardo:Tak się teraz czuję kiej wdowa, to juści, że już sama muszę się poturbować o dzieciach i o wszystkim.I wkrótce, jeszcze tego dnia na odwieczerzu, poszła na wieś do Kłębów i inszych znajomków, bych sięprzewiedzieć, co się tam z Boryną dzieje.boć dobrze zapamiętała jego słowa wyrzeczone wtedy przyrozstaniu.Ale nie poszła zaraz do niego, przeczekała jeszcze dni parę, wagowała się bowiem nawijać mu się przedoczy tak prędko po wszystkim.Dopiero we wstępną środę, w Popielec, nie szykując nawet śniadania, ogarnęła się, jak mogła najlepiej,dzieci dała pod Weronczyną opiekę i zabierała się do wyjścia.- Kaj się to zbierasz tak rano? - zapytał Antek.- Do kościoła, Popielec dzisiaj - odrzekła niechętnie i wymijająco.- Nie sporządzisz to śniadania?- Idz se do karczmy, %7łyd ci jeszcze poborguje - wyrwało się jej niechcący.Skoczył na równe nogi, kieby go kto kijem zdzielił, ale nie zważając na to wyszła.Nie bojała się jużteraz krzyków jego ni złości, jakby obcym, a tak dalekim się jej widział, aż się sama temu dziwowała, achoć czasami drgało w niej cosik, jakby ostatni płomyk dawnego miłowania, niby to zarzewie,przywalone smutkami i rozdeptane, gasiła je w sobie z rozmysłem, siłą przypominków tych nieprzebolanych nigdy krzywd.Akuratnie i ludzie wychodzili do kościoła, gdy skręciła na topolową drogę.Dzień się zrobił dziwnie jasny i pogodny, słońce świeciło od samego wschodu, nocny, tęgi przymrozekjeszcze się był nie roztopił w odwildze, ze strzech kapało sznurami lśniących paciorków, a zlodowaciałewody po drogach i rowach świeciły się kiej lustra, oszroniałe zaś drzewa roziskrzały się w słońcu,płonęły i kieby tą srebrną przędzą leciały na ziemię; czyste, niebieskie niebo, pełne mlecznych, małychchmur, grało w słońcu jako rozkwitły lnowy łan, gdy ;weń stado owiec wpadnie i tak się weprze, żeledwie im białe grzbiety widać, powietrze przeciągało czyste, mrozne a tak rzezwe, iż człek z lubościąnim dychał.Poweselał cały świat, lśniły się kałuże i mieniły się złotymi brzaskami wyszklone śniegi, podrogach dzieci ślizgały się zawzięcie i pokrzykiwały radośnie, gdzieniegdzie zaś staruch jaki wystawałpod ścianą na słońcu, psy nawet naszczekiwały radośnie przeganiając stada wron włóczących się zażerem - a cudna, przesłoneczniona roztocz zalewała cały świat pogodną jasnością i prawie wiośnianymciepłem.W kościele natomiast owionął Hankę przejmujący chłód i głębokie, modlitewne milczenie, msza cichajuż się odprawiała przed wielkim ołtarzem, naród w pobożnym skupieniu, rozmodlony, zalegał gęstwąśrodkową nawę, zalana potokami światła, a wciąż jeszcze nadchodzili opóznieni.Ale Hanka nie cisnęła się do ludzi, poszła w boczna nawę, pustą całkiem i tak mroczną, że jenogdzieniegdzie żółciły się złocenia o lodowych, skąpych smugach światła, chciała ostać sam na sam zduszą własną i Bogiem, przyklękła przed ołtarzem Wniebowzięcia, pocałowała ziemię, rozłożyła ręce iwpatrzona w słodką twarz Matki litościwej, zatopiła się w modlitwie.Tutaj dopiero wybuchnęła żalami, u tych świętych nóżek Pocieszycielki złożyła przekrwioną ranamiduszę w pokorze najgłębszej a dufności bezgranicznej i czyniła spowiedz serdeczną.Przed Matką iPanią całego narodu kajała się z win wszelkich, bo juści, grzeszna była, skoro ją tak Pan Jezus pokarał,grzeszna! A to nieużyczliwa la drugich, a to wynosząca się nad inne, a to kłótliwa a niechluj, a to lubiłai zjeść dobrze, i polenić się, a to w służbie Bożej opieszała - grzeszną była.Krzyczała w sobierozpalonym, opłyniętym krwią żalem skruchy, że dziw jej serce nie pękło, i błagała o zmiłowanie, zaAntkowe ciężkie grzechy i przewiny żebrała miłosierdzia, i tłukła się w serdecznej prośbie jako tenptaszek, co przed śmiercią ucieka i bije skrzydełkami w szyby, trzepocze się, piuka żałośnie, bych gozratowali.Płacz nią wstrząsał i przepalał żar próśb i błagań, z duszy jakby raną otwartą płynął strumień modłów ipłakań, co się kiej te krwawe perły rozsuwały po zimnej podłodze.Msza się skończyła i cały naród w skrusze, a często gęsto i z płakaniem przystępował do ołtarza chylącpokornie głowy pod popiół, którym ksiądz z głośną modlitwą pokutną posypywał przyklękających.Hanka nie czekając końca tej popielcowej uroczystości wyszła na świat, wielce czując się wzmożoną nasiłach i dufna już całkiem w pomoc Bożą.Z podniesioną głową odpowiadała na ludzkie pozdrowienia i szła wśród spojrzeń ciekawych nieulękła,śmiało zaś, choć ze drżeniem, skręciła w Borynowe opłotki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]