[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mogła to zmiarkować, co się jej stało?Jeno czuła, iż ją cosik rozpiera, podrywa i ponosi, że oto poszłaby na kraj świata, gdzie oczy poniesą,gdzie jeno powiedzie ta tęskność niezmożona.I płakała tak bezwolnie i prawie bezboleśnie, jako todrzewo, obciążone kwiatem w wiośniane poranki, kiej słońce przygrzeje, a wiatry zakolebią, rosiobficie, wpiera się w ziemię, nabrzmiewa sokami rodnymi, a kwietne gałęzie ku niebu podaje.- Witek! a poproś pięknie tej dziedziczki na śniadanie! - wrzasnęła znowu Hanka.Jagna, kieby przecknęła, otarła łzy, doczesała włosów i poszła śpiesznie.W Hanczynej izbie już wszyscy siedzieli przy śniadaniu.Z michy kurzyły się ziemniaki, właśnie je byłaJózka omaszczała śmietaną przesmażoną z cebulą, gdy reszta już bodła łychami wlepiając łakomeślepie w jadło.Hanka wzięła pierwsze miejsce w pośrodku przed ławą, na której jedli, Pietrek siedział w końcu, apobok niego przykucał na ziemi Witek, Józka zaś pojadała stojący pilnując dokładania, a dzieci siedziałypod kominem przy niezgorszej miseczce oganiając się łyżkami przed Aapą, któren kiedy niekiedypojadał razem z nimi. Jagna miała swoje miejsce od drzwi, naprzeciwko Pietrka.Jedli z wolna spozierając niekiedy spod łbów.Darmo Józka trzepała trzy po trzy i Pietrek rzucał jakie słowo, a w końcu i Hanka zagadywała tkniętajej zapłakanymi, smutnymi oczyma, Jagusia ni pary z gęby nie puściła.- Witek, a któren ci takiego guza nabił? - pytała Hanka.- Zwaliłem się o żłób! - Rozczerwienił się kiej rak i potarł bolące miejsce, porozumiewawczospoglądając na Józkę.- Przyniosłeś to już gałązek z palmami?- Zaraz polecę, ino zjem - tłumaczył się, śpiesznie dojadając.Jagna położyła łyżkę i wyszła.- Znowuj bąk ją jakiś ukąsił! - szepnęła Józka dolewając barszczu Pietrkowi.- Nie każden umie trajkotać tak cięgiem jak ty.Doiła to już krowę?- Zabrała szkopek, to pewnie poszła do obory.- Hale, Józia, trza dla siwuli makuchu ugotować.- Już siarę odpuszcza, próbowałam dzisiaj.- Odpuszcza, to leda dzień się ocieli.- Ciołka będzie miała! - rzekł Witek podnosząc się od jadła.- Głupi! - szepnął pogardliwie Pietrek popuszczając zdziebko obertelek, że to był niezgorzej podjadł, izapaliwszy od głowni papierosa wyszedł razem z chłopakiem.Kobiety w milczeniu wzięły się do roboty.Józka zmywała naczynia, a Hanka słała łóżka.- Pójdziecie do kościoła z palmami?- Idz z Witkiem, Pietrek też może, niech jeno konie obrządzi; ja ostanę, przypilnuję ojca i może Rochowróci akuratnie i co nowego przyniesie od Antka.- Nie powiedzieć to Jagustynce, żeby jutro przyszła do ziemniaków? co?- Juści, same nie wydołamy, a na gwałt trza je przebierać.- A i gnój już by rozrzucać!- Pietrek jutro na południe ma skończyć wywózkę, to od obiadu wezmie się z Witkiem do rozrzucania;co czasu zbędzie, to i ty pomożesz.Wrzask gęsi podniósł się przed oknami, wpadł zadyszany Witek.- %7łe to nawet gęsiorom spokoju nie dajesz!- Szczypać me chciały, tom się ino obraniał!Rzucił na skrzynię cały pęk wilgotnych jeszcze od rosy złotakowych rózeg osypanych bazkami, Józkajęła je układać zwięzując czerwoną wełną. - Bociek to kujnął cię w czoło? - spytała go po cichu.- Juści, że nie kto drugi, nie wydaj me ino.- Obejrzał się na gospodynię, wybierającą ze skrzyniświąteczne szmaty.- A to ci powiem, jak było.Wypatrzyłem, że na noc przed gankiem ostaje.podkradłem się pózną nocą, kiej już wszyscy na plebanii spali.i jużem go brał.a choć me kujnął.byłbym spencerkiem go okręcił i wyniósł.kiej psy me zwietrzyły.znają me przeciech, a tak docierałyzapowietrzone, że musiałem uciekać, jeszcze mi nogawice ozdarły.ale nie daruję.- A jak się ksiądz dowie, żeś mu wziął boćka?- A kto mu to powie?.A odbierę mu, bo mój [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •