[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miecznik wezwał go do siebie i zdecydował zgoła inaczej. Trzeba przyjąć kompanię.Pan brat mnie zastąpi.Niechaj mój dom nie dozna uszczerbkuna reputacji.Gość w dom, Bóg w dom.Okoliczność mojej choroby musi ustąpić wobec po-winnej gościnności.Sam rad napasę oczy wesołością.A jeśli Sewer nadąży, znajdzie okazję142 przypomnienia się łaskawym sąsiadom, bo starościna, jak zwykle, pewnie ciągnie z pół wo-jewództwa.A nie żałować niczego, wystąpić godnie  zalecał nie słuchając niczyich perswa-zji ni nawet molestowań żony. Nie bójcie się o mnie, wytrzymam, dopóki mi przeznaczone. Ożywił się też niemało i raz po raz wydawał jakieś dyspozycje względem przyjęcia.Z przyjemnością nasłuchiwał rwetesu, jaki się podniósł we dworze.Służba bowiem latałajak oparzona.Miecznikowa konferowała w jadalni z kuchtą.Ciotka Bisia, zadyszana i wzru-szona ważnością chwili, dowodziła pachołami, którzy na gwałt pucowali woskiem pawimentysali.Rezydentki stroiły się po swoich pokojach, że co chwila krzyczała któraś na nieprzytom-ne z emocji garderobiany.Rotmistrz gdzieś przepadł.Onufry z kapelanem zeszli do sklepów wybierać napitki, mają-ce iść na pierwszy ogień.Marynię wzięły w swoje obroty panny respektowe i przystrajałyniby na wesele.Słowem, cały dom huczał wrzawą, bieganiną i gorączką, aniby kto mógł ztego wyimaginować, co się w nim działo przed półgodziną.Prysnęły gdzieś smutki, obeschłyłzy i poweselały twarze, pokoje stanęły w jarzących światłach, a z jakiejś bokówki rozległysię srogie rzępoły i klątwy dosadne.To skonfundowany przyganą Trzaska egzercyrowałswoich kapelistów, nie szczędząc im kułaków ni gorzałki.Jeno Ceśka siedziała samotnie w sieni przed kominem. Waćpanna jeszcze nie w gotowalni?  zdziwił się ojciec Albin. Nic po psie w kościele, kiedy pacierza nie mówi  mruknęła opryskliwie. W cóż się toprzystroję? Chyba jubkę przewrócę na drugą stronę dla parady! Może by co temu zaradziła Marynia?  kłopotał się poczciwie. Tyle dba o mnie co pies o piątą nogę.Wiedziała, żem z sobą łubów nie przywiozła imam tylko to, co na sobie.Nie zatroskała się o mnie.To z rozmysłem, żeby mnie wystawić napośmiewisko.Ma mnie za uprzykrzonego intruza!Gorycz ostrych żalów doprowadziła ją do łez gniewu.Ojciec Albin chciał tę sprawę przedstawić miecznikowej, ale przerwała ze złością. Niech się jegomość moimi kieckami nie frasuje! Wrócę do Stoków albo machnę się spaći tyle mnie zobaczą.Zwisnęła na psy, mając zamiar pójść do swego pokoiku na piętrze, lecz na widok gorącz-kowych przygotowań, świateł i kręcącej się liberii sparła ją jeszcze większa złość do Maryni.W sali przysposobionej już na przyjęcie gości, a zupełnie pustej, gdyż jeno wąskie ban-kiety pozostały pod ścianami, długo się przeglądała w ogromnym zwierciedle. Wezmą mnie za respektową pannę! Niepodobna się pokazać! A niech to wszyscy diablizatratują!  zaklęła głośno zwracając się do wchodzącego Filipa. Niech Filip każe założyć moje konie.Odjeżdżam, nic tu po mnie.Miecznik ledwie dy-cha, nie wiem, czy rana dociągnie, a tu się bale szykuje. Giez Ceśkę ukąsił czy co? Moje konie.odjeżdżam.nic tu po mnie  przedrzezniał.Jak sroka, co to ogonem firt, firt i z płota na sęk, z sęka na gałąz, a z gałęzi w cały świat sięniesie, nie wiadomo po co i dlaczego! Ziółeczko z Ceśki.Pan miecznik wielce się ukontentujetaką dyspozycją serca do siebie.Dla jakichś fanaberii porzucać konających, to się i Sewerko-wi spodoba!  wydziwiał swoim zwyczajem. Mój Jeziorkowski. chciała go skarcić, lecz wzmianka o Sewerze przemieniła tok my-śleń, opuściły ją nagle gniewy i żale.Miałaby stracić okazję jego zobaczenia? Za nic w świe-cie.Niech się co chce stanie.Serce jej zabiło gwałtownie, a dawno i w skrytości żywione mi-łowanie przepełniało słodką tęsknością.Uporządkowała nieco swoje bujne, rude włosy i po-konawszy ich niesforność złotą bajutą powróciła przed komin, między drzemiące pieski,obojętna już na wszystko, co się koło niej wyprawiało.Po jakimś czasie psy zaczęły się kręcić niespokojnie i warczeć.Wyjrzała na ganek.Ciem-no było, wiatr słabł, zamieć ustawała i tu i owdzie w zielonej tafli nieba drgały gwiazdy.Miało się jakby na większy mróz, śnieg skrzypiał pod nogami i wierciło w nozdrzach.143 Naraz psy zaszczekały wściekle i rzuciły się całą hurmą ku bramie.Jeszcze daleko pod lasami zamajaczyły jakieś brzaski szybko rosnące. Dmochowski zaścianek w ogniu czy co?  wytężyła zaniepokojone oczy.Wiatr buchnął splątanym, dalekim jeszcze gwarem krzyków, śpiewów i wystrzałów. Kulig jedzie! kulig!  wołali już parobcy, biegnący wywierać bramy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •