[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedna z osób siedziała na wózku.Zauważyła też, że innaosoba stała, ale w dziwnej pozycji, jakiejś wykręconej, jakby jej nogiznajdowały się w nieco innej osi niż tułów.Wyglądało to jak puzzle złożonez obrazów kilku różnych osób, przy czym każdy element był niecoprzesunięty w stosunku do innych.Na ziemi u jej stóp dostrzegła dwapołyskujące pręty: kule.Stali w kręgu na najbardziej płaskiej części terenu, rozciągającej sięmiędzy drogą a urwiskiem.Ci, którzy stali najbliżej jeziora, piętami niemaldotykali krawędzi, mając za plecami czarne masy wody.Margot oddała Eliasowi lornetkę i spojrzała na niego w ciemności. Wiedziałeś  powiedziała. Napisałeś na tamtej kartce:  Myślę, żeodkryłem Krąg.Wiedziałeś o jego istnieniu&Odpowiedział, nie przestając patrzeć przez lornetkę. To był blef.Dysponowałem jedynie mapą z tym miejscemzaznaczonym krzyżykiem. Mapa? Gdzie ją znalazłeś? W pokoju Davida. Dostałeś się do pokoju Davida?!Tym razem nie odpowiedział. A więc od początku wiedziałeś, dokąd jedziemy.Posłał jej rozbawiony uśmieszek i Margot poczuła, że ogarnia jązłość.Elias powoli wstał. Chodz, idziemy.  Dokąd? Spróbujemy podejść bliżej.Trochę się zorientować, co się tu dzieje.To nie jest dobry pomysł, pomyślała.Ani trochę.Nie miała jednakwyboru.Ruszyła za nim, pokonując nierówności terenu, wśród sosen iskał.Robiło się coraz ciemniej.David stał z zaciśniętymi powiekami.Czuł, że po jego policzkach płyną łzy.Wieczorny wiatr stopniowo je osuszał.Mocno ściskał dłonie Virginie iSarah.Sarah i Virginie ściskały ręce sąsiadów.Alex, tak jak Sofiane,położył kule u swoich stóp.Maud siedziała na składanym wózkuinwalidzkim.Trzeba było przywiezć ją tu z vana, który stał na parkingunie dalej niż pięćdziesiąt metrów stąd, a następnie złożyć wózek iprzenieść ją jeszcze kawałek.Wszyscy wyciągali ręce w stronę sąsiadów.Krąg został zamknięty.Jak co roku.Tego samego dnia, sie-demnastego czerwca.Data wyryta w ich ciałach.Dziesięć.To była ichliczba.Okrągła.Jak Krąg.Dziesięcioro ocalonych i siedemnaście ofiar.Isiedemnasty czerwca.Tak zechciał Bóg, przypadek albo przeznaczenie.Trwając tak z zamkniętymi oczami, pozwolili, by wspomnieniawypłynęły na powierzchnię, opadły ich.Jeszcze raz mieli przed oczami tęwiosenną noc, kiedy przestali być dziećmi, a stali się rodziną.Jeszcze razprzeżywali niezwykle silne uderzenie, kataklizm, odgłosy skręcanegometalu, szyb rozpadających się na tysiące drobnych kawałków,wyrywanych z podłogi foteli, dachu i ścian miażdżonych niczym puszka wjakiejś gigantycznej dłoni.Oczyma duszy widzieli, jak niebo i ziemiawywracają się do góry nogami, owijają wokół siebie, widzieli zbyt delikatnesosny wyrywane z korzeniami z ziemi, ścinane w locie, ostre skałyrozcinające blachę, ciała miotane na wszystkie strony, jak astronauci wstanie nieważkości.Widzieli szalone światła reflektorów oświetlające całyten obłędny wir niesamowitymi rozbłyskami paniki w absurdalnymkrajobrazie.Słyszeli krzyki kolegów i dorosłych.A potem syreny, głosy,nawoływania.Aopaty helikoptera nad głowami.Strażaków, którzyprzyjechali na miejsce po dwudziestu minutach.W tamtym momencieautokar wisiał jeszcze dziesięć metrów nad powierzchnią jeziora, wodległości zaledwie kilku metrów od nich, chwilowo unieruchomiony nazboczu przez kilka śmiesznych krzaków i zbyt wiotkich drzew.Widzieli chwilę, kiedy rozległ się złowieszczy trzask i ostatnie drzewanie wytrzymały, a autokar, skrzypiąc w agonii, ześlizgnął się do jeziora ipośród krzyków tych, którzy byli jeszcze uwięzieni w środku, zniknął pod czarną powierzchnią wody.Głębina wkrótce rozbłysła blaskiem jednego zreflektorów, który świecił na dnie jeszcze przez kilka godzin.Chciano ich stamtąd zabrać, ale wszyscy odmówili.Już byli razem ijednym głosem sprzeciwili się dorosłym, z pewnej odległości obserwującakcję ratunkową i daremne starania ratowników, aż ciała ich utopionychmałych kolegów, którzy nie zostali zakleszczeni wśród blach pojazdu,wypłynęły na powierzchnię i zaczęły się unosić na wodzie mieniącej siękolorami tęczy powstałej ze sprawą jedynego reflektora, który jak okocyklopa lśnił na dnie.Jedno, dwa, trzy, a potem cały tuzin  małe ciaławyskakiwały na powierzchnię jak piłki, a wtedy ktoś zawołał:  Zabrać mistąd te dzieciaki, do cholery!.Zdarzyło się to w czerwcowy wieczór,wieczór, który miał symbolizować odzyskaną swobodę, koniec rokuszkolnego i początek wakacji, najbardziej ekscytujący czas w ciągu roku.Krąg narodził się na oddziale psychiatrycznym szpitala w Pau, gdziespędzili część lata, by odzyskać równowagę.To tam, choć oczywiście niezdawali sobie jeszcze z tego sprawy, zaczął się cały proces.Pomysł zrodziłsię w sposób naturalny, spontanicznie, nie musieli się umawiać.Zrozumieli, na razie również instynktownie, bez słów, że od tej pory niktnie będzie mógł ich rozdzielić.%7łe więz, którą połączył ich los, jest znaczniesilniejsza niż więzy krwi, przyjazni czy miłości.Połączyła ich śmierć.Oszczędziła ich i przeznaczyła sobie nawzajem.Tamtej nocy zrozumieli, żemogą liczyć tylko na siebie.Mieli na to dowód.Dorośli nie są godnizaufania.David czuł na twarzy delikatną bryzę znad jeziora, która suszyła jegołzy, czuł gorące dłonie Virginie i Sarah w swoich dłoniach, a za ichpośrednictwem  ciepło całej grupy.Potem przypomniał sobie, że tegowieczoru nie ma całej dziesiątki.Było ich dziewięcioro.Kogoś brakowało.Hugona& Jego brata, jego alter ego.Hugona, który gnił w więzieniu mimowszystkich okoliczności, które świadczyły o tym, że jest niewinny.To onmusiał go stamtąd wyciągnąć.Wiedział, jak się do tego zabrać.Jakopierwszy przerwał Krąg, potem Sarah i Virginie puściły dłonie, któretrzymały i tak dalej  reakcja łańcuchowa. Cholera!  krzyknął Elias, kiedy zobaczył, że się ruszyli. Zauważąsaaba!  Podniósł się, złapał ją za rękę i zmusił, żeby wstała. Spadamy! zawołał jej prosto do ucha. Zajmie im trochę czasu, zanim odprowadządziewczynę na wózku do vana.  O ile David, Virginie i Sarah nie pojadą przodem.Dojdą dosamochodu przed nami.Poza tym jesteśmy za blisko.Usłyszą nas, jeślizaczniemy biec!  warknęła cicho Margot. Jesteśmy w czarnej dupie  podsumował ponuro Elias.Zauważyła,że chłopak intensywnie myśli. Sądzisz, że rozpoznają samochód? Jeden jedyny samochód na parkingu o tej porze? Nie muszą gorozpoznawać.Mają już wystarczającą paranoję. Znają twój samochód czy nie?  nalegała. Nie mam, kurwa, pojęcia! W budzie jest pełno bryk [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •