[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Culhwch, który kiedyś służył w ciężkiej konnicy Artura, teraz, tak jak i ja,prowadził własną drużynę wlóczników.Znalazł mnie koło południa i przysiadł obokw cieniu obwałowań.Miał na sobie żelazny napierśnik, skórzany kaftan i okrywającełydki rzymskie nagolenniki. Ten bękart nie atakuje warknął. Może jutro? powiedziałem.Prychnął zdegustowany, po czym spojrzał na mnie z powagą. Wiem, co mi odpowiesz, Derfel, ale i tak cię zapytam.Chciałbym, abyś, zanimmi odpowiesz, dobrze się zastanowił.Kto w Benoic walczył z tobą ramię w ramię?Czyja tarcza była obok twojej w Ynys Trebes? Kto dzielił się z tobą piwem, a nawetpozwolił ci uwieść tamtą rybaczkę? Kto podał ci rękę w dolinie Lugg? Ja.Pamiętaj otym, kiedy będziesz mi odpowiadał.A teraz powiedz, co tam jeszcze schowałeś dozjedzenia.Uśmiechnąłem się. Nic. Jesteś saksońskim worem pełnym bezużytecznych flaków rzekł. Tymwłaśnie jesteś. Spojrzał na Galahada, który odpoczywał z moimi ludzmi. Maszcoś do zjedzenia, książę? zapytał. Oddałem ostatnią kromkę Tristanowi odparł Galahad. Chrześcijański uczynek, jak przypuszczam rzucił Culhwch z pogardą. Chciałbym tak myśleć. Nic dziwnego, że jestem poganinem powiedział Culhwch. Muszę jeść.Niemogę z pustym żołądkiem zabijać Saksonów. Spróbował coś wyżebrać wśródmoich ludzi, ale nikt mu nic nie dał, nikt bowiem nie miał już nic do ofiarowania.Słyszałem, że zabierzesz ode mnie tego bękarta Mordreda zwrócił się do mnie,kiedy porzucił nadzieję na dodatkowy kąsek. Artur tak chce. Ja również tego chcę. Ożywił się. Gdybym miał jeszcze coś do zjedzenia,Derfel, to oddałbym ci ostatni kęs w zamian za tę przysługę.Zabieraj tego małegozasmarkanego bękarta.Niech zrobi piekło z twojego życia, zamiast robić je z mojego,ale ostrzegam cię, że podrzesz sobie pas na tym zgniłku. Może nie najmądrzej byłoby chłostać swojego przyszłego króla. Może i niemądrze, ale za to jak przyjemnie.Mała brzydka ropucha. Odwróciłsię i wyjrzał zza obwałowań. Co z tymi Saksonami? Nie chcą się bić?Odpowiedz na jego pytanie przyszła nieomal natychmiast.Nagle rozległ sięgłęboki ponury dzwięk rogu, potem głuche uderzenia jednego z wielkich bębnów,które Saksonowie ciągnęli ze sobą na wojnę, i poderwaliśmy się wszyscy na czas,żeby zobaczyć wyłaniającą się z lasu za strumieniem armię Aelle a.Jeszcze przedchwilą to miejsce było pustym krajobrazem pełnym drzew i słońca, a teraz znajdowałsię tam nieprzyjaciel.Były ich setki.Setki odzianych w skóry i żelazo mężczyzn, dzierżących topory,włócznie, tarcze i psy.Głowy byków, zatknięte na długie kije i obwieszone szmatami,służyły im za sztandary, a ich strażą przednią był oddział czarowników znastroszonymi włosami, którzy tańczyli przed linią wojowników, rzucając na nasobelgi.Merlin wraz z innymi druidami zszedł ze zbocza, aby stawić im czoło.Nie szlinormalnym krokiem, lecz, tak jak wszyscy druidzi przed bitwą, podskakiwali najednej nodze, utrzymując równowagę za pomocą lasek.Zatrzymali się o jakieś stokroków od najbliższego czarownika wroga i zaczęli miotać obelgi, podczas gdytowarzyszący armii księża chrześcijańscy z rozłożonymi ramionami stanęli naszczycie wzniesienia i wpatrzeni w niebo, zanosili modły do swojego boga, proszącgo o pomoc.Ustawiliśmy się w szeregi.Na lewym skrzydle stanął Agrykola ze swoimiubranymi z rzymska oddziałami, reszta stanowiła centrum, a jezdzcy Artura, którzywciąż jeszcze pozostawali ukryci w zabudowaniach, mieli być naszym prawymskrzydłem.Artur włożył hełm, z trudem wsiadł na grzbiet Llamrei, zarzucił białypłaszcz na zad konia, po czym wziął ciężką włócznię i lśniącą tarczę z rąk Hygwydda.Sagramor, Cuneglas i Agrykola prowadzili piechotę.Przez krótką chwilę, dopókinie pojawili się jezdzcy Artura, moi ludzie stanowili prawe skrzydło szeregu izauważyłem, że Saksonom będzie prawdopodobnie łatwo nas oskrzydlić, ponieważich szereg wojowników był dłuższy od naszego.Było ich więcej.Bardowie będą wamśpiewać, że w tej bitwie stawiliśmy czoło tysiącom nieprzyjaciół, ale wrzeczywistości Aelle miał nie więcej niż sześciuset wojowników.Król Saksonowdysponował, oczywiście, większą liczbą włóczników, musiał jednak, tak jak i Artur,pozostawić silne garnizony w granicznych twierdzach, a sześciuset wojownikówstanowiło i tak dość silną armię.Drugie tyle Saksonow znajdowało się za szeregiemwojowników; były to w większości kobiety i dzieci, które nie zamierzały wziąćudziału w samej bitwie, ale bez wątpienia miały nadzieję ograbić nasze trupy, kiedytylko skończy się walka.Nasi druidzi, skacząc mozolnie, powrócili na wzgórze.Pot spływał po twarzyMerlina i ginął w plecionych warkoczykach jego długiej brody. %7ładnych czarów powiedział druid. Oni się na tym nie znają.Jesteściebezpieczni. Przecisnął się między tarczami i poszedł szukać Nimue.Powoli nadchodzili Saksonowie.Ich czarownicy pluli i krzyczeli, a wojownicynawoływali się do utrzymania linii szeregu i obrzucali nas obelgami.Teraz odezwały się nasze rogi wojenne, a wojownicy zaczęli śpiewać wielkąpieśń bitewną Beli Mawra, która przypomina triumfalne wycie podczas rzezi i rozpalaserca wojowników.Dwóch moich ludzi tańczyło przed nami, przechodząc iprzeskakując nad położonymi na krzyż oszczepem i mieczem.Odwołałem ich doszeregu, myśląc, że Saksonowie pójdą prosto na wzgórze, i przewidując szybkiekrwawe zwarcie, lecz ci zatrzymali się o sto kroków od nas i przyłożyli tarcze ścisłodo siebie, tworząc w ten sposób nieprzerwaną ścianę wzmocnionego skórą drewna.Zamilkli, kiedy ich czarownicy sikali w naszym kierunku.Ich ogromne psy szczekałyi szarpały smycze, grzmiały wojenne bębny, a od czasu do czasu rozbrzmiewałposępny głos rogu, ale poza tym Saksonowie nie wydawali żadnych głosów, nielicząc uderzania włóczniami o tarcze w rytmie podawanym przez bębny. To pierwsi Saksonowie, jakich widzę. Tristan stanął obok mnie i przyglądałsię armii wroga, okutanej w grube futra, uzbrojonej w topory z podwójnym ostrzem iwłócznie i wspomaganej przez psy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]