[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie miałażadnych kosztowności, nawet kościanej zapinki przy płaszczu.Szyję Morgany zdobiłnatomiast ciężki złoty łańcuch, a poły jej ciemnobrązowego płaszcza były spięte nawysokości piersi dwiema złotymi broszkami.Jedna miała kształt trójrogiego jelenia, adruga, podarowana jej w Caer Cadarn przez Uthera, przedstawiała smoka.Upajałem się trwającą trzy dni podróżą.Posuwaliśmy się powoli, gdyżMorganie ciężko było iść, ale nad nami świeciło słońce, a rzymska droga ułatwiaławędrówkę.O zmierzchu docieraliśmy do najbliższej osady i nocowaliśmy jakohonorowi goście w wypełnionej słomą stodole.Inni podróżni ustępowali nam miejsca na widok złotych ozdób Morgany, które świadczyły o jej pozycji.Ostrzegano nasprzed włóczęgami, którzy okradali kupców na górskich traktach, ale nie napotkaliśmyżadnego z nich, może dlatego, że przed obradami Wysokiej Rady żołnierze Utheraprzeczesali lasy i wzgórza w poszukiwaniu złoczyńców.Widzieliśmy przy drodzeprzywiązane do słupów rozkładające się zwłoki co najmniej kilkunastu z nich.Chłopii niewolnicy, których spotykaliśmy, klękali przed Morganą, kupcy przepuszczali ją itylko jeden człowiek ośmielił się rzucić jej wyzwanie.Był to ksiądz z gęstą brodą, zaktórym podążała gromada chrześcijanek - odzianych w łachmany, rozczochranychkobiet.Tańczyły na drodze, sławiąc swego ukrzyżowanego Boga.Kiedy ksiądzzobaczył złotą maskę na twarzy Morgany i broszki z trójrogim jeleniem i smokiem oszerokim ogonie, zaczął jej wygrażać jak istocie opętanej przez szatana.Musiałsądzić, że takiej okaleczonej, kulejącej kobiecie można bezkarnie urągać, alewędrowny kaznodzieja, któremu towarzyszyła żona i świątobliwe kurwy, nie byłgodnym przeciwnikiem dla córki Igraine, podopiecznej Merlina i siostry Artura.Uderzony w głowę ciężkim kosturem wpadł do rowu pełnego pokrzyw, a Morganaposzła dalej, nie oglądając się za siebie.Kobiety rozstąpiły się z krzykiem.Niektóremodliły się, inne ciskały przekleństwa, ale Nimue przemknęła między nimi jak duch.Nie miałem broni, chyba że laskę i nóż można uznać za ekwipunek żołnierza.Chciałem zabrać miecz i włócznię, aby wyglądać jak mężczyzna, ale Hywel kpił zemnie, że nie liczą się chęci, lecz czyny.Dał mi dla ochrony naszyjnik z brązu,przedstawiający rogatego boga.Twierdził, że nikt nie ośmieli się rzucić wyzwaniaMerlinowi.A jednak nie mając broni czułem się niepotrzebny.Zapytałem Nimue, poco właściwie mnie zabrała.- Ponieważ zawarliśmy przymierze, mój mały - powiedziała pieszczotliwie,choć byłem już od niej wyższy.- I ponieważ jesteśmy oboje wybrańcami Bela, askoro nas wybrał, zostaliśmy sobie przeznaczeni.- Ale po co idziemy razem do Glevum? - dopytywałem się.- Bo Merlin sobie tego życzył.- Czy on tam będzie? - zapytałem z nadzieją.Nie widziałem go od tak dawna,a bez niego Ynys Wydryn przypominało niebo pozbawione słońca.- Nie - odparła spokojnie Nimue.Nie mam pojęcia, skąd wiedziała, czego życzył sobie Merlin, skoro nie byłogo tyle czasu, a posiedzenie Wysokiej Rady zostało zwołane długo po jego wyjezdzie.- A co będziemy robili, kiedy dotrzemy do Glevum? - dopytywałem się. - To się okaże - stwierdziła tajemniczo i nie powiedziała nic więcej.Gdy przywykłem do potwornego smrodu nieczystości, Glevum zrobiło namnie oszałamiające wrażenie.Widywałem już wiejskie posiadłości na ziemiachMerlina, ale po raz pierwszy znalazłem się w prawdziwym rzymskim mieście iprzyglądałem się wszystkiemu jak świeżo wyklute kurczę.Ulice były wybrukowaneociosanymi kamieniami, które zapadły się nieco od czasu odejścia Rzymian, aleludzie króla Tewdrika czynili wysiłki, aby naprawić zniszczenia.Wyrywali chwasty izamiatali regularnie wszystkie dziewięć ulic, tak że wyglądały one jak kamiennekoryta rzek w porze suszy.Trudno było po nich chodzić.Nimue i ja śmialiśmy się nawidok koni, stąpających niepewnie po kamiennych kostkach.Gmachy były tamrównie zadziwiające jak ulice.My budowaliśmy grody i domy z drewna, słomy, glinyi wikliny.Rzymskie budynki przylegały ściśle do siebie i były wykonane z kamienia idziwnych wąskich cegieł.Z biegiem czasu niektóre się zawaliły, pozostawiającwyrwy w zwartej zabudowie niskich, krytych dachówkami domów.Otoczone muramimiasto strzegło przeprawy przez rzekę Severn.Leżało między dwoma innymikrólestwami i w pobliżu trzeciego, było więc znaczącym ośrodkiem handlowym.Garncarze i złotnicy pracowali w swoich warsztatach, w rzezni ryczały cielaki, aobok, na zatłoczonym targowisku, wieśniacy sprzedawali masło, orzechy, skórę,wędzone ryby, miód, kolorowe tkaniny i świeżo strzyżoną wełnę.Największe jednakwrażenie zrobili na mnie żołnierze króla Tewdrika.Nimue powiedziała mi, że toRzymianie albo przynajmniej wyszkoleni na wzór rzymski Brytowie.Wszyscy mielikrótko przystrzyżone brody i byli ubrani w solidne buty ze skóry, wełniane rajstopy ikrótkie skórzane spódniczki, do których starsi żołnierze przyszywali płytki z brązu.Kiedy szli, pobrzękiwały one jak krowie dzwonki.Każdy żołnierz miał połyskującynapierśnik, długi brunatny płaszcz i zwieńczony grzebieniem skórzany hełm, któryzdobiły czasem kolorowe pióra, a uzbrojony był w krótki miecz o szerokim ostrzu,długą włócznię z wypolerowanym drzewcem i prostokątną tarczę z drewna i skóry, naktórej widniał byk, godło króla Tewdrika.Wszyscy żołnierze mieli tarcze tej samejwielkości, włócznie tej samej długości i maszerowali idealnie równym krokiem.Ichwidok początkowo mnie śmieszył, ale potem do niego przywykłem.W środku miasta, gdzie zbiegały się na rozległym placu cztery uliceprowadzące do czterech bram, stał ogromny, zadziwiający budynek.Nawet Nimueprzyglądała mu się zafascynowana, bo ten wysoki biały gmach o ostrych narożnikachnie mógł być dziełem śmiertelnej istoty.Dach podpierały strzeliste kolumny, a trójkątną przestrzeń między szczytem dachu a szczytami kolumn wypełniałyfantastyczne płaskorzezby z białego kamienia, przedstawiające wspaniałychmężczyzn na koniach, które tratują kopytami wrogów.Kamienni jezdzcy mielikamienne włócznie i hełmy z kamiennymi grzebieniami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •