[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Callan podniósł wzrok.Jakiś starszy oficer, mniej więcej w wieku Bowdeena, stał obok niego, pijąc spokojnie sidę.Na naramiennikach schludnego bawełnianego munduru nosił oznaki polowego komendanta.Callan rozpoznał go: był to Trace, powszechnie szanowany żołnierz, tuż przed przejściem w stan spoczynku.- Ten mały łysy gość - Tracę ruchem głowy wskazał Spitta - przybył z Lorl, kupował drinki przez całą noc.- Ach tak? - zapytał obojętnie Callan.Trace przyjrzał mu się uważnie.- Jesteś Callan z 43 kompanii południowej dywizji.- Tak jest, sir.- Słyszałem o tobie.Ty i Bowdeen odławialiście w pobliżu.- Tak jest, sir.- Kriss odwrócił się i nalał sobie jeszcze jednego drinka.Nie powinien, ale potrzebował tego.- Ty i Bowdeen - powtórzył z namysłem Trace.- Subie życie człowieka to jego prywatna sprawa, lecz ja nigdy nie pozwalałem moim ludziom brać udziału w odławianiu, jeśli mogłem im to wyperswadować.Ale ty i Bowdeen.- Urwał z nutą obrzydzenia w głosie.Wypity trunek pozbawił Callana resztek cierpliwości i dodał mu animuszu.- Ja i Bowdeen co, komendancie?Oficer uchwycił groźną nutę w głosie suba, lecz nie zareagował.- Przez dłuższy czas miałem karliańską kobietę.Myśleliśmy, że kowańscy myśliwi to najnędzniejsze stworzenia na świecie.Ale ty i Bowdeen zamieniliście się w parę dzikich psów.Co tu robisz? Czy chcesz kupić więcej ludzi?Callan odczekał chwilę i oświadczył:- Właśnie.- Nie trać czasu.- Trace odwrócił się od szynkwasu, wskazując na pełną merków izbę.- Nikt nie pójdzie.Callan dokończył drinka i stał przez chwilę pozwalając, by przyjemne ciepło rozeszło się po całym ciele.- Zobaczymy, komendancie.Może w tej grupie znajdzie się jeden lub dwóch prawdziwych mężczyzn.Trace uśmiechnął się.- Zapomnij o tym, Callanie.Syn Uriasza odepchnął się od szynkwasu.- Dobra, posłuchajcie! - Przeszedł powoli między stołami - Szukam ludzi do odławiania.Nie w puszczy, ale tutaj, w Mrice.Pięć kredytek na osobę, siedem, jeżeli trzeba będzie przekroczyć rzekę.- A kogóż to, do licha, szukasz? - zapytał młody sub siedzący obok Spitta.- Pewnego faceta - zawołał Callan.- Tylko jednego faceta.Pięć kredytek dla każdego, dziesięć dla tego, który go zabije.Podniósł się szmer, lecz nikt nie zabrał głosu.- O co chodzi? - Callan przebiegł spojrzeniem twarze.- Przecież to połowa miesięcznego żołdu tylko za jeden wyjazd.- Słyszeliśmy - zachichotał jakiś merk - że wcale nie szukasz mężczyzny, ale bardzo wysokiej kobiety.Sąsiad Spitta wstał.- Kobiety? - wyszczerzył zęby.- Słyszałem, że sub Callan nie lubi kobiet.- Był jeszcze bardzo młody i miał już trochę w czubie.Gdyby był starszy lub mądrzejszy, zauważyłby, że Callan cały zesztywniał, i zamilkłby, ale zamiast tego ciągnął: - Więc zastanawialiśmy się, do czego jest ci potrzebny, Callanie.Kriss zwrócił się w jego stronę.Kilku starszych mężczyzn, w tym Spitta i Trace'a, ogarnął niepokój.- Siadaj, subie.- Spitt pociągnął chłopca za rękaw.Przybysz z Lorl zauważył zimną wrogość w ruchach Callana, kiedy syn Uriasza podszedł na odległość ramienia pijanego chłopca.- Żołnierzu, prawdopodobnie nigdy nie słyszałeś tego słowa, ale tam, skąd pochodzę, wiesza się mężczyzn za to co sugerujesz.Nazywają to ohydą.Sam wiązałem pętle i patrzyłem, jak wieszał ich mój ojciec.Przyjmę od ciebie przeprosiny.Sub rozstawił szeroko stopy.- Ale najpierw się wykąpiesz.Czy wiesz, że śmierdzisz?Callan począł się odwracać, jakby zapomniał o całej sprawie.Potem zgiął lekko kolana obracając się wokół własnej osi i z całej siły uderzył pięścią w twarz młodego merka.Był to koweński trik, podobnie jak większość decydujących o życiu lub śmierci sztuczek, których nauczył się od Bowdeena.Młody sub poleciał do tyłu i z całej siły uderzył o nogi innego żołnierza.Natychmiast wstał, dysząc ciężko, a na twarzy wystąpiła już czerwona pręga.Callan zgarbił się, czekając.Rozchylił z zadowoleniem usta.Cieszyła go ta bójka.Jeśli nie Arin, to coś lub ktoś musi oberwać tej nocy.- Nie rób tego, subie - odezwał się stojący przy szynkwasie Tracę, spokojny, lecz pewny siebie.- Zabije cię, Przyzwyczaił się do tego.Ale rozwścieczony chłopak już atakował, nie zważając na głos rozsądku.Kiedy uderzył Callana, Krissa po prostu tam nie było, gdyż pochylił się do przodu i w prawo, po czym chwycił przeciwnika w pasie i posłużył się siłą jego rozpędu, aby znaleźć się za plecami suba.W jednej chwili zamknął go w uścisku przyłożył mu do gardła czarny nóż.- W taki sposób - powiedział mu do ucha - małe, chude karliańskie dziewczyny dają sobie radę z wielkimi, mocnymi mężczyznami takimi jak ty.A teraz, subie, kiedy dasz radę takiej dziewczynie, wróć i zmierz się ze mną.Odepchnął chłopca, uwalniając go, lecz zanim przeciwnik mógł się odwrócić, Callan uderzył go mocno kantem w podstawę czaszki.Sub osunął się na ziemię jak worek kamieni.Callan schował nóż do pochwy i rzekł:- Moja propozycja nadal jest aktualna.Kto chce dostać pracę?Przy stołach panowało milczenie; merkowie odwracali się, kiedy Kriss patrzył im w oczy.- Jeśli to za mało, powiedzcie.Złóżcie inną ofertę.Nikt się nie poruszył.Mały łysy cywil uśmiechnął się przepraszająco do Krissa.- Tak jak powiedziałem - zauważył niewzruszenie Trace - zapomnij o tym.Callan minął Trace'a, zatrzymując się tylko po to, żeby zmierzyć go pogardliwym spojrzeniem.- Komendancie - rzekł nie starając się zniżyć głosu - jako “dziki pies” mówię do tego, kogo muszę uważać za doświadczonego “żołnierza”: jeśli to są najlepsi twoi ludzie, to niech Bóg ma w opiece Północ.Bowdeen był zbyt zmęczony, by pragnąć czegoś więcej poza kąpielą i posiłkiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]