[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Jesteś… prawdziwa? Był to niemalże szept.Nick roześmiała się i zrobiła kilka kroków naprzód.— O tak! — odparła.— Jestem zupełnie prawdziwa.— Zwróciła się do pani Croft: — Bardzo dziękuję za wszystko, co zrobiła pani dla mojego ojca, ale obawiam się, że jeszcze nie będzie pani mogła korzystać z tego, co zapisane jest pani w tym testamencie.— Mój ty Boże! — jęknęła pani Croft.— Mój ty Boże! — Kręciła się niespokojnie w fotelu.— Zabierz mnie stąd, Bert! Zabierz mnie! To był głupi żart i tyle.Naprawdę.— Dziwny żart — uśmiechnęła się Nick.Drzwi otworzyły się znowu cicho i wszedł Japp.Zamienił szybkie spojrzenie z Poirotem, jak gdyby zapewniając go o czymś.Po czym twarz jego rozjaśniła się nagle i zrobił kilka kroków w kierunku fotela na kółkach.— Halo, halo! — zawołał.— Cóż to? Moja stara znajoma, Milly Merton! Jak Boga kocham! No i co, znowu robisz te swoje stare sztuczki?Zwrócił się do zgromadzonych dokoła stołu osób, nie zwracając uwagi na krzykliwe protesty pani Croft.— Jedna z najzręczniejszych fałszerek, jakie znamy.Milly Merton! Wiedzieliśmy, że miała wypadek samochodowy, kiedy ostatnio uciekała przed nami.No, ale jak widać, nawet uszkodzenie kręgosłupa nie potrafi powstrzymać naszej Milly od jej starych sztuczek.To prawdziwa artystka!— Czy ten testament był sfałszowany? — zawołał Vyse.— Oczywiście, że sfałszowany — powiedziała Nick z oburzeniem.— Chyba nie wyobrażacie sobie, że spisałabym taki idiotyczny testament.Zapisałam Samotny Dom Charlesowi, a wszystko inne Fryderyce.Mówiąc to, podeszła do przyjaciółki i wtedy właśnie się stało!Wybuch płomienia zza okna i gwizd kuli.Potem drugi.Jęk zza okna i odgłos ciężkiego upadku…I Fryderyka wyprostowana, smukła, i wąski strumyczek krwi, ściekający z jej ramienia…XX.J.Wszystko to stało się tak szybko, że nikt nie mógł się zorientować w sytuacji.Poirot z okrzykiem wściekłości podbiegł do okna.Challenger za nim.Po chwili wrócili, niosąc zemdlonego człowieka.Powoli i ostrożnie ułożyli go w głębokim fotelu.Ujrzałem jego twarz i wydałem okrzyk grozy.— Ta twarz… ta twarz, to twarz z okna!Był to ten sam człowiek, którego zobaczyłem przez okno tamtego wieczoru.Poznałem go od razu.Zrozumiałem teraz, że gdy Poirot oskarżył mnie o przesadę, miał rację.Była to mimo wszystko twarz ludzka.Jednakże na tej twarzy malowało się coś takiego, co tłumaczyło moje ówczesne przerażenie.Była to twarz człowieka zgubionego… odmienna od zwykłej ludzkiej twarzy.Twarz biała, miękka, zniszczona… nie twarz, lecz raczej bezduszna maska.Po policzku ściekał strumyczek krwi.Fryderyka podeszła powoli i stanęła przed dziwnym człowiekiem.Poirot zastąpił jej drogę.— Pani jest ranna? Potrząsnęła głową.— Kula musnęła mi ramię, to nic.Odsunęła Poirota łagodnie i nachyliła się nad leżącym mężczyzną.Otworzył oczy i spojrzał na nią.— Tym razem udało się, mam nadzieję — powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.Nagle głos mu się załamał i zabrzmiał jak głos dziecka.— O, Freddie, nie miałem zamiaru.Nie chciałem cię skrzywdzić.Byłaś dla mnie zawsze taka dobra!— Dobrze już, dobrze… Uklękła przy fotelu.— Nie chciałem!…Głowa mu opadła.Nie skończył zdania.Fryderyka spojrzała na Poirota.— Tak, madame — powiedział łagodnie.— Nie żyje.Wstała powoli i patrzyła w milczeniu na zmarłego.Dotknęła jego czoła, łagodnie, jak gdyby z litością.Potem westchnęła i odwróciła się do nas.— To był mój mąż — szepnęła.— J.? — szepnąłemPoirot usłyszał i skinął głową.— Tak — powiedział cicho.— Zawsze wiedziałem, że musi być jeszcze J.Mówiłem to od początku, prawda?— To był mój mąż — powtórzyła Fryderyka.Miała śmiertelnie zmęczony głos.Siadła na krześle, które podsunął jej Lazarus.— Chyba lepiej powiem wam teraz wszystko.Był zupełnie, ale to kompletnie zdeprawowany.Był narkomanem.I mnie nauczył zażywać kokainę.Od chwili gdy go opuściłam, walczę z tym nałogiem.Myślę, że teraz… nareszcie… jestem już wyleczona.Ale to trudne, bardzo trudne! Nikt nie wie, jakie trudne! Nie mogłam się od niego uwolnić.Zjawiał się zawsze niespodziewanie i żądał pieniędzy.Groził.Szantażował mnie.Mówił, że jeżeli mu nie dam pieniędzy, zabije się.Zawsze tym groził.Potem zaczął mówić, że mnie zastrzeli.Był nieodpowiedzialny.Był chory umysłowo… Sądzę, że to on strzelił do Madzi Buckley.Myślał pewnie, że to ja.Powinnam była to od razu powiedzieć.Ale nie byłam przecież pewna.Poza tym te dziwne wypadki, które miała ostatnio Nick, zmyliły mnie.Pomyślałam, że to pewnie jednak nie on.Że to może ktoś zupełnie inny.A potem, pewnego dnia, zobaczyłam karteczkę z jego charakterem pisma na stole u pana Poirot.Była to część listu, jaki od niego dostałam.Zrozumiałam wtedy, że pan Poirot jest na tropie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •