[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Raczej warcholstwie.- Proszę liczyć się ze słowami.- Miałem dobrych nauczycieli, wbili mi w mózgownicę, żeby zawsze nazywać rzeczy po imieniu.- Jeśli jeszcze raz uniemożliwi pan pracownikom udział w naszych akcjach.- Chodzi o strajki?-.w naszych akcjach, to wywieziemy pana taczkami za bramę i nawet Biuro Polityczne panu nie pomoże.- Przyjmuję ultimatum do wiadomości.Samorządni i niezależni bojówkarze mogą już taczki trzymać w pogotowiu,- Bezczelności panu nie brak.- Mnie? Z tej szczekaczki - Śliwa wskazał megafon - słyszę bez przerwy trele o demokracji, o pluralizmie politycznym, o szacunku dla cudzych poglądów.Niech pan wobec tego wytłumaczy, dlaczego wszyscy jak Polska długa i szeroka mają tańczyć tak, jak Wałęsa zagra? Dlaczego chce pan stosować kapralskie metody wobec załogi? Nie myśleć, mordę w kubeł, wykonywać rozkazy bez szemrania, góra wie najlepiej co dobre.Czy pan naprawdę nie widzi,, jak parszywa praktyka pożera wzniosłe ideały?- Nie przyszedłem na dysputę polityczną.- Szkoda.Nie zawadzi czasem pogadać od serca.Mam tutaj fachowców pierwszej klasy, chociaż dyplomu nie wąchali: wyczarują kopię każdej zepsutej części, zregenerują każdy trybik, naprawią najbardziej skomplikowany mechanizm.Gdyby nie oni Pewnusia dawno by stanęła i wszyscy bez wyjątku poszlibyśmy na zieloną trawkę.Pan i ja również.Czują się odpowiedzialni za los załogi.Przeceniacie moje wpływy, tym ludziom nie można niczego nakazać ani niczego zakazać.Podejrzewam, że oni mają identyczny stosunek do partii i do „Solidarności”, to znaczy negatywny.Cenią tylko dobrą robotę.Po diabła im mącić w głowach?- Nieuświadomiony element.Śliwa zaczął się śmiać.- Jest pan znacznie młodszy ode mnie, skąd ten żargon z lat pięćdziesiątych? Tak nazywaliśmy wówczas wszystkich, którzy niezbyt entuzjastycznie przyjmowali socjalizm.Przyglądam się „Solidarności” i przypomina mi się młodość.Gdy moja szkoła ruszała na pochód pierwszomajowy, kazano nam nieść portrety wąsatego generalissimusa i skandować przed trybuną: „Sta-lin! Sta-lin!”.A niedawno wyście hucznie obchodzili rocznicę powstania związku, świetlicę obwieszono wizerunkami innej wąsatej osobistości, oknami zaś buchała zbiorowa recytacja: „Wa-łę-sa! Wa-łę-sa!”, Zdumiewająca analogia, nieprawdaż?- Dla pana analogia, dla mnie demagogia.Osoby z różnych parafii i krańcowo odmienne motywacje tłumów wznoszących okrzyki.Każdy ma takiego idola, na jakiego sobie zasłużył.- Co nie zmienia faktu, że kult jednostki zawsze zaczyna się od bicia pokłonów przed portretem i wyreżyserowanego entuzjazmu.Przewodniczący tematu nie podjął.Milczał przez chwilę nie odwracając wzroku, bo majster przyglądał mu się badawczo, jakoby chciał sprawdzić czy jego argumenty trafiły na podatny grunt.- Tośmy sobie pogawędzili, panie Śliwa, wbrew moim intencjom.Ja przyszedłem tylko ostrzec.- Myślał pan, że wystarczy tupnąć nogą i wezmę dupę w troki.Dostrzegł u Maciaruka cień zakłopotania, więc dodał pojednawczo:- Wszyscy musimy uczyć się demokracji, panie przewodniczący.A na ten tik dobra jest młoda cebula.Przykładać parę razy dziennie.- Trudno się z panem rozmawia.- Żona mi wciąż powtarza to samo.Charakter mam spaczony.Majster zbyt pochłonięty był pracą, by przywiązywać wagę do rozmowy z Maciarukiem.A powinien, przewodniczący wyglądał na człowieka zimnokrwistego lecz chytrego jak wąż, który cierpliwie planuje atak zanim ukąsi.Nadmiar pewności siebie, zgubne przeświadczenie o słuszności własnych racji, wiara że sprosta każdemu wyzwaniu - oto co uśpiło czujność Śliwy.Nic dziwnego, że nieoczekiwane wypadki uderzyły go obuchem, wytrącając z równowagi.Nad ranem obudził go dławiący dym: drzwi przedpokoju płonęły z suchym trzaskiem.Wyskoczył z łóżka i jednym ruchem zgarnął płaszcze rodziny z wieszaka; już zaczynały się tlić.Skoczył do łazienki, napełnił wiadro wodą i zabrał się do gaszenia.Robił to pedantycznie zważając, by nadmiernie nie| zmoczyć podłogi.Drzewo syczało, przedpokój napełnił się kłębami pary, więc otworzył okna.Po kilku nawrotach płomienie zgasły; czerpiąc kubkiem wodę z wiadra dogasił żarzące się szczapy.Szmatą zebrał z parkietu kałużę i wyszedł na korytarz.Jęzory ognia strawiły dolną część drzwi, pozostawiając osmoloną futrynę; ocalałe drewno przecinał wymalowany czarną farbą napis: „Śmierć komunie!”.Litera „r” wypadła akurat.na miedzianej wizytówce i zamazała nazwisko lokatora.Przez chwilę przyglądał się sloganowi.Pokręcił głową:- Co za łachudra! Nawet dwóch słów nie umie przyzwoicie nabazgrać.Zajrzał do pokoju Piotrusia.Leżał na wznak pochrapując, kołdrę skopał na podłogę.Śliwa podniósł ją, okrył syna i wrócił do łóżka.Zaspana Teresa przytuliła się, obejmując go wpół.- Która godzina?- Śpij, Maleńka, jeszcze wcześnie.Teresa rzeczywiście była drobną niewiastą, wyglądała przy mężu jak dziewczynka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •