[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Już dokładnie nie pamiętała, jak to było potem.Wie tylko, że Eweliną wstała.Powiedziała, że idzie się przebrać.I był ten straszny krzyk.Odwróciła się i zobaczyła Jana.Szeroko rozwartymi oczami patrzył na krwawy ślad na bluzce córki.Pełen niewypowiedzianego bólu, niemal zwierzęcy krzyk zamarł mu w gardle.- Tatusiu - mówiła Eweliną z bladym uśmiechem.- Ja się tylko pobrudziłam, nic mi nie jest, ja nie jestem ranna.Ale on patrzył na nią tymi rozszerzonymi strachem oczami.Susanne domyśliła się, co się stało.Podeszła do niego i ujęła pod łokieć.- Chodź, Janek - powiedziała łagodnie.- Chodź ze mną na górę.Dał się prowadzić bez sprzeciwu, ale czuła, że ramię mu drży.Miała wrażenie, iż cały trzęsie się jak w febrze.Posadziła go w fotelu i przykryła nogi kocem.Chciała pogładzić po policzku, jak to czyniła tyle razy w ciągu tych lat, ale ręka zawisła jej w powietrzu.Wydało jej się nagle, że patrzą na nią ludzkie oczy.- Ciociu - usłyszała jego głos.- Gdzie jest Karolina?Było ciemno i cicho, chwilę nasłuchiwał, ale znikąd nie dobiegał nawet najdrobniejszy szmer.Usiłował przypomnieć sobie, gdzie jest.Bezskutecznie.Zupełnie, jakby dopiero teraz coś się dla niego zaczynało, kto wie, czy nie on sam.Wyczuł ręką krawędź nocnej szafki, zapalił lampkę.Znajdował się w jakimś pokoju.Po kolei oglądał meble: szafę, stolik, łóżko, na którym leżał.To nie był ich pokój.To nie był pokój jego i Karoliny.Skąd więc się tutaj wziął? Może to wcale nie były Lechice?Wstał i podszedł do okna, ale niczego nie mógł zobaczyć.Zgasił światło i po chwili, kiedy oczy przywykły do ciemności, rozpoznał gazon, a dalej budynek oficyny.Nad wejściem paliła się żarówka.To jednak były Lechice.Więc dlaczego przeniesiono go tutaj do tego pokoiku, który też już rozpoznawał.Karolina nazywała go “buduarem świekry”, właściwie nie wiadomo dlaczego, bo w tym pokoiku zażywała odpoczynku jej babka.Oboje przecież nie mieli rodziców, wychowywały ich ciotki.Karolina w ogóle matki nie pamiętała, a w nim przetrwało jedynie mgliste wspomnienie smutnej, kaszlącej pani.Nie wolno było w jej obecności głośno rozmawiać ani się śmiać, bo zaraz ją bolała od tego głowa.Przypomniał sobie nagle, że pytał Susanne o Karolinę.Patrzyła na niego bez słowa, więc dodał, że pewnie Karolina jest w Krakowie, na co ciotka skwapliwie przytaknęła.A potem poradziła mu, żeby się położył.I chyba jej posłuchał.Pamiętał, że Susanne przykryła go kołdrą.Całkiem możliwe, że był na coś chory.Na tyfus jak kiedyś Karolina.I być może dlatego przeniesiono go tutaj, żeby nie zarażał innych.Dzieci były przecież małe.Tylko.po co Karolina pojechała do Krakowa, skoro dawno skończyła studia.Coś mu się nie zgadzało.Gdzie była jego żona? Usiłował przypomnieć sobie jej twarz, ale ta rozpływała się, tak jak wtedy, gdy chorą z rozpaczy wynosił we mgle z domku myśliwskiego.A potem nagle zobaczył Karolinę idącą w stroju tenisowym, z rakietą w ręku.Wiatr rozwiewał jej włosy, Karolina śmiejąc się odgarniała je z twarzy.Szła przez park w stronę kortu, między drzewami migała mu jej sylwetka.Krótka spódniczka odsłaniała smukłe, opalone nogi.Było tyle powabu w jej postaci, że uczuł nagły skurcz w gardle.Niemal dotarł do niego zapach spalonej słońcem trawy, zapach tamtego popołudnia, kiedy grali razem na korcie.Obnażone ramię Karoliny, gdy schylała się po piłkę.Karolina wyskakująca w powietrze.Karolina biegnąca w stronę siatki.- Patrz na piłkę, a nie na mnie - wołała zagniewana, kiedy za nią nie nadążał.- Janek! Patrz na piłkę!- Janek! - niemal usłyszał jej głos.Ten jedyny na świecie głos.Bez głosu Karoliny, bez jej śmiechu, bez bliskiej obecności nic nie mogło mieć sensu.Gdzie ona jest? Gdzie jest Karolina?- Janek! - wydawało mu się, że ona jest gdzieś blisko, że go woła.- Karolina - powiedział półgłosem, tonie by ł jednak jego głos.Nie rozumiał dlaczego, ale wydało mu się, że nie jest tym samym człowiekiem.Spojrzał na swoje ręce, były lekko pomarszczone, miały kilka ciemniejszych, charakterystycznych plamek.Nie było lusterka, więc nie mógł zobaczyć swojej twarzy.Postanowił pójść do łazienki, trafił tam bez problemu i sprawiło mu to ulgę.A potem zobaczył odbicie obcego mężczyzny.To była zrujnowana ludzka twarz.To był on.W nagłym błysku pojął, co się wydarzyło.Bardziej przeczuł, niż zobaczył ruch majora, wiedział, że tamten sięga po broń.Chciał Karolinę zasłonić, to było jedyne, co mógł jeszcze zrobić, ale spóźnił się o ułamek sekundy.Padł strzał, a potem trzymał Karolinę w ramionach.Widział jej uciekające pod powieki oczy.Na bluzce rozlewała się czerwona plama krwi.Chyba coś krzyczał, nie słyszał jednak swoich słów.Świat nagle ogłuchł.Poruszał ustami, ale nie wydobywały się żadne słowa.Plama na jej bluzce.Karolina została trafiona w serce.Susanne mu tego nie powiedziała, ale on wiedział, że Karolina nie żyje.Strzelał do niej zawodowiec i to z bliskiej odległości.Ogarnął go spokój, jakby ktoś obłożył mu piersi lodem.Czuł postępujące w głąb ciała zimno.Zrozumiał, że on także jest trupem i że to jedynie kwestia pewnego nieuniknionego zabiegu.Był żołnierzem, więc powinien zginąć od kuli.Starał się zejść po schodach jak najciszej, wszedł do gabinetu.Po ciemku trafił do biurka, ale broni nie było ani w szufladzie, ani w skrytce.Nie chcąc zapalać światła, odszukał latarkę, która leżała tam gdzie zawsze, przy drzwiach wejściowych.Wrócił do gabinetu.Krąg światła padł na stojącą na biurku fotografię Karoliny.Piękność jej twarzy, niezwykła szlachetność rysów niemal go oszołomiła, jednocześnie odczuł rozdzierającą tęsknotę.- Janek! - prawie usłyszał jej głos, gdzieś z bliska.A może Karolina się uratowała? Może została tylko ranna i teraz po prostu spała na górze w sypialni.Ta myśl była jak kropla ciepła, która wpadła gdzieś do środka.Wszedł po schodach i ujął za klamkę.Było ciemno, ale mimo to dojrzał, że ktoś śpi w ich łóżku.Podszedł bliżej.Zobaczył niewyraźny zarys głowy na poduszce, rozrzucone włosy.To była ona.Serce biło mu nieprzytomnie, podszedł całkiem blisko i zapalił latarkę.Zobaczył śpiącą młodą kobietę, która kogoś mu przypominała, nie wiedział tylko kogo.Nagle przebudziła się i z okrzykiem strachu usiadła.Zgasił latarkę.- Kto to? - usłyszał.Zabrakło mu odwagi, żeby się odezwać, tyłem wycofywał się w stronę drzwi.- To ty, tatusiu? Śpię tutaj, bo.odstąpiłam komuś swoje łóżko.Podeszła do niego boso, w koszuli nocnej i ujęła za rękę.- Jest noc - powiedziała - wszyscy śpią.Chodź, zaprowadzę cię do twojego pokoju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]