[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Samochód wycofał się z zajmowanego miejsca i zatrzymał na moment, żeby zmienićkierunek i pojechać do przodu.Pawełek zdążył wykorzystać tę chwilę.Prześlizgnął się za najbliższym polonezem, ukryty w jego cieniu, podczołgał najezdnię, wykonał błyskawiczny ruch do przodu parasolką Janeczki.Stracił przytym równowagę, dzięki czemu ruch zyskał dodatkowy rozpęd.Cichy syk zabrzmiał wjego uszach przerazliwie.Na czworakach, w okropnym pośpiechu, tyłem wrócił doBartka.Ludzie w samochodzie jakoś nic nie usłyszeli, ruszyli i na siadającymkole przejechali aż do końca parkingu.Tam dopiero wyraznie poczuli, że coś jestnie w porządku.Chłopcy z dużym zainteresowaniem wysłuchali ich krótkiegoprzemówienia.- liii tam - mruknął wzgardliwie Pawełek.- W kółko mówią to samo.Już słyszałem lepsze.- Tylko łba nie wystawiaj - ostrzegł Bartek.- Bozgadną.Krótkie słowa, przegradzane monotonnymi przekleństwami, okazały sięznamienne.Bez wątpienia byli to złodzieje.Przez kilka sekund zastanawiali się,czy pozostawić ten samochód własnemu losowi, po czym postanowili zmienić koło.Zuchwale i bezczelnie przystąpili do otwierania bagażnika, próbując różnychkluczyków.- No i proszę, trafiliśmy! - wyszeptał Bartek z triumfem po dłuższejchwili milczenia.- Wal drugie! Albo mogę ja.Pawełek doznał dużej ulgi, boobawa, że przebił koło właścicielowi, nieco go dręczyła.Odzyskał rozsądek i talent organizacyjny.Nie lepiej wymyśliłaby Janeczka.- Niepali się - mruknął z zimną krwią.-- Podkradnijmy się bliżej, dziabnę, jak jużzmienią i będą chcieli ruszać.Zawsze ten silnik trochę zagłuszy, aniespodzianka im się przyda.Bartek z uznaniem kiwnął głową, czego w cieniu zadużym fiatem i tak nie było widać.Czekali cierpliwie.Chodnikiem przeszedł bezpośpiechu jakiś pan z psem, obojętnie popatrzył na ludzi, zmieniających koło wsamochodzie, nie zainteresował się tym wcale.Logicznie można było mniemać, żekoło zmienia właściciel.- Chaber by wiedział, że to złodzieje - szepnął Pawełekz wyższością.- Poważnie? - zaciekawił się Bartek.- Ten pies wie wszystko.Podobno wywęsza ludzkie emocje i rozmaite inne takie,ale ja uważam, że on zwyczajnie ma wyjątkowy rozum.Jeszcze się do tej porynigdy nie pomylił.No, raz wystawił arabską lampę, którą musieliśmy ukraść,ale śmierdziała identycznie jak nasza.Arabską lampą Bartek zainteresował sięogromnie.Pawełek zdążył opowiedzieć mu szeptem połowę wydarzenia, zanimzłodzieje uporali się ze zmianą koła.Pracowali sprawnie, ale jednak trochę topotrwało, bo nie od razu udało im się znalezć narzędzia.Schowali wreszcie dobagażnika to przebite, wsiedli, zapalili silnik.Pawełek czujnie oczekiwał tejchwili.Dokładnie w momencie trzaśnięcia drzwiczkami przerwałopowieść, wyczołgał się zza fiata i z rozmachempchnął parasolką.- No, ja chcę wiedzieć, co oni teraz zrobią - szepnął Bartek z zaciętością.-Przekonainy się.Faceci z samochodu udowodnili wyraznie, że wszelki wypadekbył słuszny i miał głęboki sens.Wściekli i rozczarowani, wysiedli, obejrzelikolęjne siedzące koło, powiedzieli, co o tym myślą, zostawili volkswagenaotworem i przeszli dalej, do samochodów, ustawionych już za parkingiem.Pawełeki Bartek podążyli za nimi, wciążpozostając w cieniu.Złodzieje wsiedli do zaparkowanego na samym skrajumercedesa.Nie mieli z tym najmniejszego kłopotu, mercedes zatem najwidoczniejnależał do nich.W Pawełku ocknął się nagle bojowy duch.- A chała! - szepnął mściwie.Ze zręcznością dzikiego zwierza przemknął zasamochodami i ledwo zdążył na właściwy moment. Wycofujący się mercedes stanął na chwilę, kierowca zmieniał bieg.Pawełekdziabnął z całej siły.Mercedes ledwie ruszył, koło już siadało, Pawełek niezwlekał, na czworakach pomknął zanim, kryjąc się za bagażnikiem, omal nie wpadł na niego, kiedy kierowcazatrzymał gwałtownie.Zaniin złodzieje zdołali wyskoczyć, Pawełek dziabnął drógi raz, po czym wbłyskawicznym tempie wrócił do Bartka.Nie został dostrzeżony, słabe oświetlenietej części ulicy i plamy głębokiego cienia działały na jego korzyść, a dwajzłoczyńcy patrzyli przed siebie i nie rozglądali siępilnie dookoła.- U nas w warsztacie jest telefon - szepnął Bartek, pełen wielkiego uznania.-Dzwoniniy do glin! Mają okazję ich złapać!Do warsztatu było już bardzo blisko.Wymknąwszy się z parkingu, popędzilibiegiem.Ojciec Bartka otworzył im od razu.-Co się sta.- zaczął z niepokojem.-Nic, tato! - zawołał w przelocie przejęty Bartek.- Tu zaraz niedalekozłodzieje zmieniają koło! Do policji trzeba!-Dwa koła - uzupełnił Pawełek, składając elegancki ukłon.- Byliśmy świadkami,że próbowali ukraść volkswagena.Passat to był.Nie udało im się, więc odjechaliswoim mercedesem.Znaczy, chcieli odjechać.Ojciec Bartka milczał, nieco oszołomiony, i nieprzeszkadzał synowi.Bartek już wykręcił numerpogotowia policji.Przyglądali się potem z pewnej odległościdziałaniu załogi radiowozu, który przybył po paru minutach.Te parę minut niezostało zmarnowane bezproduktywnie.Zachwycony akcją Bartek w niemniejszyzachwyt zdążył wprowadzić Pawełka, wygrzebując skądś i prezentując mu narzędziewprost przecudowne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •