[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaniepokoili się wszyscy.- Do Poznania nie jadę.- zaczął buntowniczo Rafał, ale w tym momencie BMWzamrugało prawym kierunkowskazem.- Na Jelonki się pcha - stwierdził z ulgą Pawełek i ożywił się gwałtownie.-Ejże! Na Borowej Góry mieli ukraść BMW.Sprawdziłem na planie miasta, to gdzieśtutaj.- Osobiście udziału nie wezmie, więc pewnie i tu jedzie pilnować - stwierdziłaJaneczka - Zobaczymy, co zrobi Do BMW nawet się zbliżać nie będziemy, żeby znównie było awantury Purchel skręcił w lewo i wjechał między budynki i parkingiZwolnił bardzo, znalazł sobie kawałek pustego miejsca, zaparkował i wysiadł Naszczęście Rafał zwolnił jeszcze bardziej i zatrzymał samochód w dostatecznejodległości, żeby nie wzbudzić w nim żadnych podejrzeń -Pójdę z Chabrem -ogłosiła Janeczka - A ty zaparkuj byle gdzie Chaber cię znaidzie Wysiadła,zabrała psa i znikła w mroku Rafał ruszył powoli, znalazł wolne miejsce znaczniedalej niż Purchel, wjechał tyłem i zgasił silnik - Co teraz - spytał niepewnie-Przyjechać, to on tutai przyjechał - rzekł nagle Pawełek - Ale odjechać takłatwo nie musi - Bartek, wyłazimy.Rafał pozostał sam, z jednej strony pełenniepokoju, z drugiej ogromnie zainteresowany całą akcją Zatruwanie życiaokropnej mafii samochodowej wydawało mu się w pełni godziwe i użyteczneWiedział, że nie zlikwiduje problemu, ale może chociaż trochę utrudni złodziejombez troską działalność Pawełek i Bartek wrócili po paru minutach bardzozadowoleni Zaraz po nich pojawiła się Janeczka z psem-Poszedł do jakiegoś, który nazywa się władysław Aojecki - oznajmiła - Nicwięcej o nim nie wiem.Mieszka na czwartym piętrze i tyle-Długo mu ta wizytapotrwa - mruknął kąśliwie Pawełek, wsiadając do malucha.- ma na co - odparłaJaneczka niedbale.-- Nigdzie przecież nie pojedzie, więc co właściwiemielibyśmy śledzić.? Wracając nazajutrz ze szkoły, Janeczka ujrzała przeddomem samochód porucznika.Zaniepokoiło ją to odrobinę.Zbliżyła się bezpośpiechu, tuż przed nią otwarły się drzwiczki, wsunęła się na fotel obokkierowcy.-Słuchaj, ja jestem w miarę możności przyzwoitym człowiekiem -powiedział porucznik - Zwiństw robić nie lubię, ale mam obawy że będę musiał.Prosiłem przecież, żebyście Się nie wtrącali? Jeżeli całe moJe gadanie okaże sięrzucaniem grochu o ścianę, dalsze rozmowy z wami będę zmuszony przeprowadzać wobecności wasZego OJCa.- Jego i tak nie ma - odparła Janeczka - To po pierwsze.A po drugie to my torozumiemy.Wcale niczego nie utrudniamy.Nawet nie wiemy, gdzie pan miałpułapkę.- A Tuwima.?Janeczka poczuła się zdezorientowana.Owszem, przypomniała sobie od razu,Pawełek podsłuchał, że na ulicy Tuwima też mieli coś kraść, ale nie było ich tamprzecież, zajmowali się Purchlem.-Co Tuwima? Nic o tym nie wiem.Niech panpowie porządnie, co się właściwie stało! -Zaczynasz kłamać? - zgorszył sięporucznik.- Dotychczas mówiliście prawdę.Kto uszkodził dwa samochody naTuwima? Znów nam pułapkę diabli wzięli! Janeczka milczała przez chwilę.- Nie my - rzekła sucho.- Wcale nas tam nie było, wszystko jedno kiedy.Byliśmygdzie indziej i na dowód mogę powiedzieć, że ten Purchel, którego już pan zna,był u jakiegoś, który się nazywa Władysław Aojecki i mieszka na Jelonkach.Ijeszcze było tam coś dziwnego, ale jak pan uważa, że kłamiemy, mogę w ogóle nicnie mówić.Teraz porucznik milczał przez chwilę.-Poważnie.? Nie, ja wam wierzę, tak mi się tylko głupio wyrwało, bo naTuwima.No nic.W porządku, zdobądz się na odrobinę litości, bo mam strasznąpracę.- Dobrze - zgodziła się Janeczka.- Przebaczam panu.No więc naprawdębyliśmy na Jelonkach, a potem wróciliśmy do domu i o żadnym Tuwimie nic niewiem.A tam, na tych Jelonkach, było tak, że Purchel poszedł do tego Aojeckiego,to znaczy pojechał windą, i zaraz potem do tego samego budynku i tej windywchodził jeszcze jeden taki.Wcale bym nie zwróciła uwagi, żeby nie Chaber.Powąchał go i jakoś tak się zachował, że wróciłam na to czwarte piętro i okazałosię, że on wszedł do tego samego mieszkania, do tego Aojeckiego.Przyjechałsamochodem, mercedesem, zostawił go blisko domu.I nie jestem pewna, alemożliwe, że przyjechał tam spotkać się z Purchlem.Jeszcze o tym nikomu niemówiłam.- Jak wyglądał? - spytał porucznik niecozdławionym głosem.- Jak sztuczny - odparła bez namysłu Janeczka.- Mały był, jakiś taki pękaty iłeb miał wielki jak dynia.Takie kłaki skołtunione, średnio długie, ale mnóstwo,głównie w ogóle składał się z włosów.I wściekłą gębę.I mam numer jegomercedesa.Sięgnęła do kieszeni, wydobyła notesik i znalazła zapisany numer.Porucznikprzeczekał tę operację w milczeniu.-WAL 1168 - powiedziała Janeczka.- Musi tam bywać często, bo inaczej Chaber bynie wiedział, i już widzę, że był ważny.Kto to jest? -Nie powiem ci za żadneskarby świata - odpowiedział stanowczo porucznik.- Wszystko ma swoje granice!Janeczka przyglądała mu się przez chwilę, a jej myśl biegła z szybkościąświatła, - W takim razie wiem - powiedziała niemiłosiernie.- To był Lewek.Porucznik nie zdołał powstrzymać żachnięcia.Z miejsca zrozumiał, że zaprzeczenia nie zdadzą się na nic.-Słuchaj, jeżelicokolwiek.- zaczął groznie.Janeczka przerwała mu bez wahania.-Słowa jednego nie pisnę na ten temat do nikogo, z wyjątkiem mojego brata, bowszystkie tajemnice mamy wspólne - oznajmiła stanowczo.- I są to prawdziwetajemnice.Pod warunkiem, że pan powie, kto to naprawdę jest.Inaczej zaczniemysami sprawdzać, chociażby po numerze samochodu, bo on nie wygląda na takiego,który by sobie zawracał głowę fałszywym.Przez długie sekundy porucznik patrzyłna nią w milczeniu i z uwagą.Potem podjął decyzję.- On się wcale nie nazywaLewek - rzekł grobowym głosem.- Tak go tylko nazywają, bo jest to awanturnik,który lubi ryczeć jak lew.Ale sama zauważyłaś, że jest mały.Skojarzeniaprzyszły same, taki mały lew, a zatem Lewek, i już do niego przylgnęło.Podstępna postać, ważna figura, a równocześnie coś w rodzaju szarej eminencji,bo ma olbrzymie powiązania.Istnieją przypuszczenia.yle mówię, co tu owijać wbawełnę.Wiadomo, że jest opiekunem różnych mafii, każe się opłacaćwszechstronnie i wywiera wpływ nawet na kwestię ustawodawstwa.Orientujesz sięprzecież, że Sejm to są ludzie, on wielu z tych ludzi trzyma w garści.Nic munie można udowodnić.Marzę o tym, żeby kogoś na przykład zabił, niechby nawet wafekcie.Opanował się, bo poczuł, że wychodzą z niego zbyt wielkienamiętności, całkowicie nie na miejscu w rozmowie z dzieckiem.Przez chwilęzgrzytał zębami, co mu bardzo pomogło.Spróbował zastanowić się, co jeszczepowinien powiedzieć, żeby powstrzymać Janeczkę od jakiegokolwiek działania.Janeczce nie potrzeba było nic więcej.Czuła się całkowicie usatysfakcjonowana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]