[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spodniom dostało się bardziej - całe były w jasnej sierści. Lwy trzymają kota, przy czymw najbardziej złowrogich barwach!.To zabawne i budzi zaufanie.Tak samo jak krótka nocnarozmowa.Lejtnanta zapewniono, że o jego pobycie w Adriankloster nikt bez jego zgody się niedowie, i odesłano na spoczynek.Ruppi uwierzył, wziął pod pachę odzyskaną szpadę i poczłapał dosypialni.Chyba nawet chwiejnie.Podejrzewać zdradę wczoraj nie było siły, dzisiaj przeszkadzałysłońce i zajęcia, za które wreszcie należało się wziąć.Dziedzic Felsenburgów zerwał się rześko, opłukał twarz i ręce i ubrał się z pochwalną nawetdla marynarza szybkością.Przy drzwiach obudziła się i szczeknęła podejrzliwość.Bezpodstawna,bo jedyną przeszkodą okazała się zasunięta przez samego Ruppi zasuwa.Co prawda, gościapilnowano.Znane już trójbarwne nieszczęście, wydawszy cieniutki pisk, wdarło się do pokoju,znalazło na stole, zrzuciło szklankę, zdziwiło się, zeskoczyło na podłogę i wróciło do Ruppi.Aasićsię.- Nie! - zaprotestował lejtnant i wyskoczył za próg, nieuprzejmie blokując gościa w sypialni.W korytarzu nikogo nie było.Wyglądało na to, że przebudzenia następcy Felsenburgów oczekiwałjedynie puszysty natręt.Ruppi rozejrzał się, przypomniał sobie, że nocą przechodził obok niszy zjakąś wazą, zrobił kilka kroków w odpowiednim kierunku, zawstydził się, wrócił, wypuścił kotkę iniemal pobiegł na poszukiwania gospodarzy.Pierwszy napotkany służący bez zbędnych słówzaprowadził lejtnanta do opata, ale opata u siebie nie było.Na spotkanie Felsenburgowi wstał znanyjuż mnich. - Widzę, wszystko z panem w porządku - wyciągnął wniosek - To mnie cieszy.Może mniepan nazywać ojcem Lucjanem.A jak nazywać pana?- Doskonale zna pan moje imię.- Ale nie pańskie preferencje.Woli pan tytuł, stopień, imię czy pseudonim?- Proszę nazywać mnie Rupertem.Mogę stracić wszystko, oprócz imienia.- Imiona też się zmienia - zauważył duchowny - niekiedy wraz z przodkami.Nie wątpię, żejest pan głodny, ja też.Przyłączy się pan do mojej uczty, Rupercie?- Ryzykuje pan - zaśmiał się lejtnant - ja naprawdę jestem głodny.- Adriankloster nie jest miejscem, w którym liczy się, ile kiełbasek zjadł gość.Ja też jestemgościem, tylko z dalszych krain.Kiedyś będę wspominał spędzone w Agarisie lata jak sen, któryzakończył się koszmarem.Proszę.Ja już zacząłem, niech pan dogania.Ruppi nie kazał na siebie czekać.Adriańczycy albo nie uznawali za konieczne umartwiaćciało, albo sądzili, że gości owo umartwianie nie powinno dotyczyć, ale stół był nie gorszy, niż uSzaleńca, co prawda, i nie lepszy.Nie, jednak gorszy, bo wino było alackie, mimo że dobre.3- Pańskie wnioski, metrze Lizob? - Na Germona fok Warzow nawet nie patrzył - Jaki jest stangenerała Arigau?Naczelny lekarz sztabu nachmurzył się znacząco i Germon poczuł chęć ciśnięcia w niegoczymś ciężkim albo przynajmniej jabłkowymi ogryzkami, zdobiącymi w nadmiarze biurko.- Przepisałbym generałowi spokój - oznajmił medyk - dobre żywienie, umiarkowaną ilośćczerwonego, właśnie czerwonego, wina, a za kilka dni - niemęczące konne spacery i, proszęwybaczyć podobną poufałość, wizyta u życzliwej mu damy.Stan rany jest zadowalający,szczególnie z uwzględnieniem podróżnych wstrząsów, ale generał jest jednocześnie pobudzony izmęczony nie tyle cieleśnie, ile duchowo.Mój marszałku, ja niejednokrotnie dawałem podobnerekomendacje i panu, ale one zazwyczaj pozostawały bez uwagi.- O czym można było nie wspominać! - warknął Wolfgang - Jeśli mówić ludzkim językiem,generał Arigau jest prawie zdrowy?- Z uwzględnieniem pańskiego i jego charakteru, tak.- Doskonale.Może pan odejść do swoich spraw.Lekarz sztabu zacisnął usta i niespiesznie opuścił jadalnię jakiegoś kupca, która z woli losustała się marszałkowskim gabinetem.Lizob był nudziarzem, ale o swoim rzemiośle miał pojęcie.Jeśli taki każe staruszkowi odpoczywać, trzeba odpoczywać.- A teraz: witaj! - Warzow wstał ciężko i znienacka mocno objął Germona - Dziękuję.Za to,że żyjesz.I za Ansela! - Mój marszałku.Leworęki! - Arigau zmieszał się i nie wiadomo po co usiadł, wpatrując sięw rozrzucone na suknie jabłka i rysiki.Nie miał pojęcia, co odpowiedzieć i gdzie się podziać.Obokzaskrzypiało - marszałek mościł się w swoim fotelu.- Jak tylko będziesz mógł - oznajmił, jakby kontynuując starą rozmowę - znów dostaniesz poddowództwo awangardę.Podstawą będzie to, co przyprowadził Ansel.Od Akony nadeszły rezerwy:komendant miasta wyczyścił wszystko, co mógł, dlatego ze składu głównych sił będę mógłwydzielić jeszcze dwa pułki piechoty.Nie rekruci - ostrzelani wojacy,  fulgatów też podrzucę.Zadanie będzie stare - harcować na liniach komunikacyjnych Bruno.Nie podoba mi się, żeinicjatywa jest w jego ręku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •