[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z tego samego drewna wyrzeźbiony został ga­lion żaglowca oraz deski jego kadłuba.Statek zamówiła prababka Althei pod zastaw posiadłości rodzinnych Vestritów.Ten dług ro­dzina spłacała do dziś.“Vivacię” zakupiono w czasach, kiedy ko­biety brały sprawy w swoje ręce, nie wywołując tym skandali, na długo zanim Miastem Wolnego Handlu zawładnął głupi, wprowa­dzony przez Chalcedczyków zwyczaj, zgodnie z którym im rodzina była bogatsza, tym bardziej bezczynne życie prowadziły jej przedsta­wicielki.Ephron Vestrit lubił mawiać, że prababcia Vestrit nigdy nie pozwalała, by opinie innych ludzi przeszkadzały jej w kontaktach z własnym statkiem.Ta dzielna kobieta pływała na “Vivacii” przez trzydzieści pięć lat, od swych siedemnastych urodzin, aż do pewne­go gorącego letniego dnia, kiedy to po prostu usiadła na pokładzie dziobowym i oświadczyła: “To tyle, chłopcy”, po czym umarła.Po śmierci prababki żaglowiec przejął dziadek Althei, którego pamiętała, choć niezbyt wyraźnie.Był ciemnowłosym, silnym mężczyzną o groźnym jak wzburzone morze głosie, który huczał we wszystkich pomieszczeniach, ilekroć jego właściciel wracał do do­mu.Dziadek umarł czternaście lat temu, również na pokładzie “Vi­vacii”.Liczył sobie wtedy sześćdziesiąt dwa lata, a Althea - niewie­le ponad cztery.Stała jednak obok jego noszy wraz z całą rodziną Vestritów, była świadkiem jego śmierci, a nawet poczuła słabe drże­nie, którym na odejście swego drugiego kapitana zareagowała “Vi­vacia”.Althea wiedziała, że drżenie to wywołał w statku zarówno żal, jak i powitanie przepływającej przez drewniane belki anmy jej właściciela.“Vivacia” tęskniła za swym odważnym kapitanem, lecz równocześnie z radością oczekiwała własnego przebudzenia.Śmierć dziadka Althei zbliżała dzień powtórnych narodzin statku.Dzień ów miał nadejść w chwili śmierci ojca dziewczyny.Jak zawsze, gdy się zastanawiała nad tą kwestią, poczuła natłok sprzecz­nych uczuć.Myśl o umierającym ojcu budziła w niej przerażenie; byłaby zdruzgotana wiadomością o jego śmierci.A jeśli umrze, za­nim jego młodsza córka osiągnie pełnoletność i opieka nad nią przejdzie na matkę i na Kyle'a.Althea szybko odsunęła od siebie te myśli i przesądnie odpukała kłykciami w drewno “Vivacii”; nie powinna rozważać takich nieprzyjemnych kwestii.Jednak nie mogła zaprzeczyć, że z niecierpliwością czeka na przebudzenie żywostatku.Ileż godzin spędziła wyciągnięta na bukszprycie, tuż przy galionie i patrzyła na rzeźbione drewniane po­wieki, które zakrywały oczy prującej fale “Vivacii"? Figura dziobo­wa “Vivacii” nie była zwykłą drewnianą, pomalowaną farbami rzeź­bą jak galiony zwykłych żaglowców; ją wykonano z czarodrzewu! Na razie rzeczywiście była malowana, lecz w momencie, gdy na jej pokładzie umrze Ephron Vestrit, farba odpadnie.Wówczas loki nie będą już pozłacane, lecz złote i naturalnie faliste, a z wydatnych ko­ści policzkowych i policzków zniknie różowy barwnik i pojawi się na nich naturalny rumieniec.“Vivacia” miała zielone oczy.Althea świetnie o tym wiedziała.Mówiono, że można się tylko domyślać koloru oczu żywostatku, aż do chwili, gdy otworzy je śmierć trzech kapitańskich pokoleń.Ale Althea wiedziała, że “Vivacia” ma oczy zielone jak morska sałata.Wyobrażając sobie, jak się otwierają, za­wsze się uśmiechała.Nawet teraz.Uśmiech jednak zbladł, gdy przypomniała sobie słowa Kyle'a.Dobrze rozumiała, co jej szwagier zamierza zrobić.Usunąć ją ze statku i wprowadzić na pokład jednego ze swoich synów.A kiedy oj­ciec Althei umrze, Kyle postara się zachować stanowisko kapitana “Vivacii”; zatrzyma też na pokładzie chłopca, przedstawiciela Ve­stritów, by uszczęśliwić statek.W pierwszej chwili dziewczyna uzna­ła tę pogróżkę za czczą, wszak żaden z synów Kyle'a nie wydawał się odpowiedni: jeden był zbyt młody, drugi miał zostać kapłanem.Al­thea nie miała nic przeciwko swoim siostrzeńcom, ale Selden - na­wet gdyby wiek pozwalał mu zamieszkać na pokładzie statku - miał przecież duszę farmera.A co do Wintrowa - Keffria oddała go przed laty kapłanom.Chłopaka nie obchodziła “Vivacia” i nie miał pojęcia o statkach; jego matka postarała się o to, od początku prze­znaczając go do stanu kapłańskiego.Kyle nigdy nie był zbytnio tym faktem zachwycony, jednak ostatnim razem, gdy Althea widziała chłopca, uświadomiła sobie, że będzie z niego dobry duchowny.Ma­ły i słabowity, stale zapatrzony w dal, z nieuchwytnym uśmieszkiem na ustach; tak, umysł Wintrowa całkowicie wypełniał Sa.Kyle'a z pewnością nie obchodziły myśli starszego syna, nie ob­chodziła go również religia.Swoje dzieci traktował prawdopodobnie niemal jak narzędzia; po prostu osoby potrzebne mu do kontroli nad żywostatkiem.No cóż, tym razem chyba przesadził [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •