[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Efrel musi odpowiedzieć za śmierć mego ojca i ani wskrzeszony władca piratów, ani jej czary nie ocalą tej zdradzieckiej dziwki przed moją zemstą!- Wiedziałem, że jesteś na tyle rozsądny, iż mogę ci zaufać - radował się Marii.Chwycił dłoń swego bratanka z przekonującym entuzjazmem.- Jest jeszcze nadzieja, że uda się bunt stłumić w zarodku.Pełne sprawozdanie otrzymamy od Cassiego - dokładne szczegóły dotyczące planów Efrel, jej systemów obrony oraz imiona zdrajców przebywających wśród nas.Potem wyślę flotę cesarską pod twoim dowództwem do Prisarte.Tyle statków, ile możemy zmobilizować w ciągu tygodnia, powinno wystarczyć, by zgnieść buntowników i spalić miasto wraz z fortecą na czysty popiół.Strażnik wszedł do sali tronowej.Był sam, a twarz miał pobladłą.- Gdzie Cassi? - zapytał Marii.Strażnik oblizał wargi.- Panie, lepiej będzie, jeśli sam zobaczysz.Marii popatrzył gniewnie na nieszczęsnego strażnika.Klnąc, cesarz podniósł się z tronu i wyszedł z sali.Lages stał w pustej sali audiencyjnej w zamyśleniu, z rękami założonymi na szerokiej piersi.Zmarszczył czoło, pogrążony w rozważaniach.Zbyt wiele rewelacji w ciągu jednej godziny sprawiło, że czuł w głowie zamęt.Tego poranka był jeszcze więźniem w niełasce oczekującym na egzekucję.Nie minęło południe, a jest wolny, zwrócono mu rangę, dano dowództwo cesarskiej floty i obiecano wstąpienie na tron.Sława i władza należały do niego, musiał je tylko sobie wywalczyć.Bogowie dali mu szansę zemszczenia się na Efrel oraz zdobycia miejsca na cesarskim tronie i M'Cori za żonę.Ambitne plany, ale silny mężczyzna z odwagą i umiejętnościami może pokonać wszystko.A więc bogowie zechcieli zmienić utkany wzór jego przeznaczenia.Uśmiechnął się, przypominając sobie przepowiednię.Kapłanka wiedziała, że Lages jest obdarzony łaską bogów.Uśmiech Lagesa zmienił się w dziki grymas.- To jeszcze niczego nie zmienia, drogi stryju - szepnął do cieni.- Daję ci moje słowo, że będę lojalny, dopóki Efrel nie zginie.A potem.Tylko cienie usłyszały jego ponury śmiech.XIV.A JEDEN WYSZEDŁCassi otworzył jedno oko, zobaczył jedwabną pościel i wspaniałe futrzane nakrycia na swoim łóżku - otworzył drugie i zobaczył bogate wnętrze swojej komnaty.Ziewnął i przeciągnął się, prostując zesztywniałe kończyny.Znajdował się w Cesarskim Pałacu w Thov-nosten.Przestał być ściganym człowiekiem.Był teraz bogaty.Podrapał się po zaroście na ostrej szczęce i zastanowił się nad rozmiarami cesarskiej szczodrości.Od dziś będzie prowadził życie arystokraty.Koniec z włóczeniem się po ulicach Thovnosten.Będzie mieszkać we wspaniałej posiadłości, upijać się, dobrze jeść i mieć piękne kobiety oraz martwić się, co zrobić, żeby jego byli koledzy nie skradli mu klejnotów i drogich przedmiotów.Coś obudziło go.Spojrzał groźnie na drzwi prowadzące do jego komnat.Netisten Marii postawił tam dość straży, by zatrzymać armię.Ta czujność godna była pochwał, ale w tej chwili Cassi chciał tylko spać.Gdyby ci durnie robili mniej hałasu.- Panie? Obudziłeś się? - Strażnik stał na baczność w progu.Cassi rozkoszował się widokiem cesarskiego gwardzisty zwracającego się doń w taki sposób.Skrzywił wargi i odpowiedział:- Owszem.Co się stało? - Jego ton sugerował, że lepiej byłoby, gdyby nie był to jakiś drobiazg.- Ktoś do pana.- Powiedz mu, żeby się wynosił - ziewnął Cassi.Człowiek na jego stanowisku nie może przyjmować przypadkowych gości, a gdyby Marii chciał go widzieć, strażnicy nie byliby tak ostrożni.- Nie poświęcisz mi, panie, chwili uwagi? - zamruczał nowy głos.Cassi usiadł.Sen był teraz ostatnią rzeczą, o której myślał.- Netisten Marii przysłał mnie dla ciebie - uśmiechnęła się.- Podobam ci się?Była zwinna jak tancerka, o zgrabnej figurze opiętej przejrzystą, jedwabną suknią.Włosy miała krótkie i mocno kędzierzawe, ufar-bowane ekstrawagancko na kolor jesiennych liści.Jej twarz była poważna i kokieteryjna jak twarz dziecka, a jej paznokcie były długie i polakierowane na czarno.Nie mogła mieć więcej niż 15 lat.- Podejdź tu - powiedział i wyszczerzył się w uśmiechu.- Panie, rozkazy zabraniają nam wpuszczać tu kogokolwiek, z wyjątkiem samego cesarza - zaprotestował strażnik.- Istnieje niebezpieczeństwo, że.Dziewczyna zaśmiała się zaskakująco gardłowym tonem.- Czy wyglądam tak niebezpiecznie, panie?Palce o czarnych paznokciach szarpnęły zapięcie jej złotożółtej sukni.Fałdy jedwabiu spłynęły do kostek.Była wiotka i biała.Całe jej ciało pomalowane było we wzory w jesiennych kolorach.Zrobiła leniwy piruet.- Boisz się mnie, panie? - uśmiechnęła się.- Czy ukryłam gdzieś broń?- Chodź tu - zaprosił ją Cassi ochrypłym głosem.Strażnik wtrącił się.- Panie, mamy rozkazy, by.- Do diabła z rozkazami - parsknął Cassi.- Mój przyjaciel, Netisten Marii, przysyła mi dowód swojej łaski.A teraz precz!Dziewczyna zaśmiała się, kiedy zamknęli drzwi.- Czego sobie życzysz, mój panie?Jednym krokiem wyszła ze stosu jedwabi i tańcząc zbliżała się do niego jak fantastyczny motyl.- Coś razem wymyślimy - uśmiechnął się Cassi, robiąc dla niej miejsce na łóżku.Zdolna była, Cassi musiał to przyznać.Po chwili podniósł ją i przetoczył się, obejmując ją nogami.- Marii okazuje swą wdzięczność w pięknym stylu - wysapał między pocałunkami.- Ah.Uważaj na swoje pazury, suko! Plecy mam spalone słońcem i zasolone, jak marynarz.Ah.Zaczęła nagle dyszeć, wbijając paznokcie w ciało na jego plecach.- Czyż nie nazywają tej ekstazy małą śmiercią? - szepnęła, gryząc go w ucho.Cassi poczuł wstrząs orgazmu, przebiegający przez niego.Wciąż był jeszcze oszołomiony i zastanawiał się nad jej słowami, gdy trucizna zaschnięta pod jej ostrymi paznokciami wypełniła jego żyły ogniem agonii.Dziewczyna zlizała pianę z jego martwych warg i mrugnęła do strażników, przechodząc obok nich.XV.WIEŻA O ŚWICIENocne niebo pobladło od zbliżającego się świtu.Dwie postacie stały obok siebie na wieży przed bramą portu Thovnosten, przyglądając się gasnącym gwiazdom.Lages stał wyprostowany i dumny, jakby miesiące więzienia były tylko złym snem, dawno zapomnianym.Młodzieniec wspaniale prezentował się w posrebrzanej zbroi, hełmie z czubem i purpurowym płaszczu cesarskiego generała.M'Cori stała w milczeniu chroniona przez jego ramię, gdy pierwsze promienie świtu zbudziły błyski w kaskadzie jej delikatnych blond włosów, spływających na ramiona.Spięty pod szyją szmaragdową szpilą wspaniały płaszcz z białych gronostajów osłaniał ją przed chłodnym wiatrem od morza.Wiatr przyciskał suknię do smukłego ciała i zrzucał pasma włosów na jej patrycjuszowską twarz.Była krucha i piękna niczym cudna porcelanowa bogini - blada i złota, o oczach zielonych jak morze pod nimi.- Jest świt - powiedział po prostu Lages.- Świt.I musisz odpłynąć - M'Cori popatrzyła w dół na flotę kołyszącą się na kotwicy.- Tylko dwadzieścia cztery statki.Tak mało na spotkanie zdradzieckiej floty czarownicy.- To są wszystkie wojenne okręty, jakie mogliśmy zmobilizować w tak krótkim terminie.Za miesiąc moglibyśmy mieć następną setkę, lecz Efrel również zebrałaby swoje siły.Lepiej, jeśli zaatakujemy teraz, dopóki nie ukończyła jeszcze przygotowań.Nie zapominaj, że nasze statki są co do jednego najlepszymi okrętami wojennymi, dobrze uzbrojonymi i wyposażonymi w załogi wyszkolonych żołnierzy.Naszymi przeciwnikami jest banda niezdyscyplinowanych renegatów.Szkoda, że Cassi nie miał okazji powiedzieć nam wszystkiego, co wiedział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]