[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzeba się będzie samemu obsłużyć.- Cóż, nie ma róży bez kolców.- Panie pozwolą tędy.W korytarzu na górze Sarina odwróciła się do Petersena i cicho spytała:- Dlaczego twój przyjaciel nazywa George'a profesorem?- Wiele osób go tak nazywa, takie przezwisko.I wiadomo, skąd się wzięło: George nie mówi, on wykłada.Posiłek okazał się o wiele lepszy niż Josip zapowiadał, bośniaccy oberżyści znani są ze swej inwencji, zaradności, żeby nie wspomnieć o umiejętności zdobywania rzeczy niemożliwych do zdobycia.Biorąc pod uwagę, że działo się to w splądrowanym i zniszczonym wojną kraju, kolacja graniczyła niemal z cudem: dalmatyńska szynka, szary kiełb, do niego doskonałe posipańskie białe wino i ku zdumieniu wszystkich dziczyzna oraz czerwone wino z jednej ze słynnych neretvańskich winnic.W czasie posiłku miał miejsce wypadek bez precedensu: George, po wygłoszeniu mrocznej uwagi, że nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć w przyszłości, milczał aż cały kwadrans.Nie zaliczał się nigdy do niejadków, ale ten popis apetytu wzbudzał grozę wśród współbiesiadników.Oprócz George'a i jego kompanów do stołu zasiadł gospodarz z żoną, Mariją.Choć nieduża, ciemna i energiczna jak Josip, Marija stanowiła dokładne przeciwieństwo męża.Ona ożywiona, zajęta wieloma rzeczami na raz, on skupiony na jednej sprawie; on milczkowaty, ona za to rozmowna, wręcz gadatliwa.Spojrzała na Michaela siedzącego z Sariną trochę dalej, przy małym stoliku, później na Giacomo i Lorraine przy takim samym, też nieco oddalonym i zniżyła głos:- Wasi przyjaciele są bardzo małomówni.George przełknął kawałek dziczyzny.- To przez jedzenie - objaśnił.- Mówią, mówią, a jakże - włączył się Petersen.- Nie słychać, bo George zagłusza ich swoim mlaskaniem.Ale racja, rozmawiają cicho.- Dlaczego? Po co tu szemrać czy szeptać? Tu się nie ma czego bać.Nikt ich nie usłyszy oprócz nas - zdziwił się Josip.- Słyszałeś, co mówił George? Nie wiedzą, co przyniesie im przyszłość.Dla nich to wszystko to coś zupełnie nowego.Oczywiście nie dla Giacomo.Są niespokojni i z ich punktu widzenia mają do tego wszelkie prawo.Wiedzą tylko tyle, że jutrzejszy dzień może okazać się dla nich ostatnim.- Dla was też - odezwał się Josip.- My, hotelarze, spędzamy dużo czasu na targu.Na targu mówi się, że grupy partyzantów obeszły włoski garnizon w Prozorze, zeszły doliną Ramy i siedzą na wzgórzach przy drodze stąd do Jablanicy.Może nawet po obu stronach drogi, bo oni są do wszystkiego zdolni.Jakie macie plany na jutro? O ile, rzecz jasna, wolno spytać?- Dlaczegóż by nie? Musimy ruszać w góry.Już niebawem, ale ta trójka młodych nie wygląda mi specjalnie na kozice, więc jak długo się da, będziemy trzymać się ciężarówki i drogi.Drogi do Jablanicy, naturalnie.- A jeśli wpadniecie na partyzantów?- Będziemy się wtedy martwić.Pod koniec kolacji Giacomo i Lorraine wstali i podeszli do dużego stołu.- Dziś po południu chciałam wyjść na spacer rozprostować nogi, ale mi nie pozwoliłeś.Chciałabym przejść się teraz.Czy masz coś przeciwko temu?- Tak.Tak, mam coś przeciwko temu.Mostar stał się miastem frontowym.Jesteś młoda, piękna, a po uliczkach kręci się mnóstwo, jak to się mówi, rozpasanych żołnierzy.Natkniesz się na pierwszy lepszy patrol i co? Nie będziesz nawet w stanie się dogadać.Nie mówiąc o tym, że jest okropnie zimno.- Od kiedy to troszczysz się o moje zdrowie? - Lorraine zrobiła się po dawnemu wojownicza.- Giacomo się mną zaopiekuje.Chodzi tylko o to, że nadal mi nie ufasz, tak?- Tak, o to też chodzi.- A co twoim zdaniem miałabym zrobić? Uciec? Donieść na ciebie władzom? Niby komu? Nic nie mogę zrobić.- Wiem.Chodzi mi wyłącznie o twoje dobro.- Dziękuję.- Pięknym dziewczynom nie dane jest chrząkać z powątpiewaniem, ale jej się to prawie udało.- Mogę ci towarzyszyć.- Nie, dziękuję.Ciebie nie chcę.- Widzisz, nie lubi cię! - George odepchnął się z krzesłem od stołu.- Za to wszyscy lubią George'a.Dużego, dobrodusznego, sympatycznego George'a.Ja pójdę z tobą.- Ciebie też nie chcę.Petersen zakaszlał.- Pan major ma rację, panienko.Rzeczywiście robi się tu niebezpiecznie po zmroku.Giacomo wygląda tak, że dałby radę każdemu, ale w tym mieście są ulice, gdzie nie zapuszcza się nawet wojskowa policja.Wiem, dokąd można bezpiecznie się wybrać, a dokąd nie - powiedział Josip.- Bardzo pan uprzejmy.- Czy i my możemy do was dołączyć? - zapytała Sarina.- Oczywiście.Cała piątka, łącznie ż Michaelem, zapięła grube płaszcze i wyszła nie oglądając się na Petersena i jego kompanów.George wzruszył ramionami i westchnął: - I pomyśleć, że kiedyś byłem najbardziej lubianym człowiekiem w Jugosławii.Oczywiście zanim poznałem ciebie.Idziemy odpocząć?- Tak szybko?- Miałem na myśli salkę za tym łukiem.- George poszedł przodem i skrył się za barem.- Dziwna młoda dama.Lorraine.Tak sobie tylko głośno dumam.Dlaczego wymyśliła eskapadę w ciemną i niebezpieczną noc? Nie sprawia wrażenia osoby, która szaleńczo dba o kondycję, ani maniaczki świeżego powietrza.- Sarina też nie.Dwie dziwne młode damy.- Pogódźmy się: sądzę, że fanaberie płci odmiennej, zwłaszcza jej młodych reprezentantek, zdecydowanie nas przerastają i skoncentrujmy się, z lepszym skutkiem, na tym oto roczniku '38.- George wyciągnął rękę po butelkę.- Chyba nie są takie znów dziwne - odezwał się niespodziewanie Alex.Petersen i George bacznie nastawili ucha.Alex odzywał się tak rzadko, a jeszcze rzadziej decydował się na wyrażanie swojej opinii, że zawsze wysłuchiwali go w skupieniu.- Czy to możliwe, Alex, że zauważyłeś coś, co uszło naszej uwagi? - zapytał George.- Tak.Widzisz, nie mówię tyle, co ty - słowa brzmiały może obraźliwie, lecz Alex nie to chciał osiągnąć.On po prostu wyjaśniał, jak do tego doszło.- Kiedy wy mówicie, ja patrzę, słucham i dowiaduję się różnych rzeczy; wy słuchacie samych siebie.Te dwie panienki najwyraźniej bardzo się zaprzyjaźniły.Moim zdaniem za bardzo i za szybko.Może rzeczywiście się lubią, nie wiem.Wiem za to, że sobie nie ufają.Jestem pewien, że Lorraine wyszła, żeby się czegoś dowiedzieć.Nie wiem czego.Sądzę, że Sarina też tak pomyślała i ponieważ chce wiedzieć, co to takiego, wyszła, żeby pilnować Lorraine.George pokiwał głową w uznaniu dla roztropności Alexa.- Bardzo rozsądny wywód.Jak myślisz, co je tak zainteresowało?- Skąd mam wiedzieć? - Alex trochę się zirytował.- Ja tylko patrzę.Od myślenia jesteście wy.Panie, wraz z eskortą, wróciły zanim trójka przyjaciół zdążyła opróżnić butelkę wina, a to znaczyło, że wróciły naprawdę szybko.Obie dziewczyny i Michael zdążyli już na zimnie nabrać lekko fioletowego koloru, a do tego Lorraine wyraźnie dzwoniła zębami.- Miły spacerek? - grzecznie zainteresował się Petersen.- Bardzo miły - odparła Lorraine.Najwyraźniej nie wybaczyła mu jeszcze obrazy, której, jej zdaniem, się dopuścił.- Przyszłam tylko powiedzieć dobranoc.O której jutro wyjeżdżamy?- O szóstej.- O szóstej! - Jeśli to za późno, to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]