[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po chwili zwolniliśmy i przymknąłem się na tyle, że mogłem usłyszeć, comówi. Przepraszam cię, Richard, nie miałam racji, powinnam była cię poprzeć,ale czułam się urażona i zła i było we mnie za dużo cholernej dumy, żeby zawró-cić i powiedzieć ci to wszystko, a kiedy nie zdecydowałam, już cię nie było i niewiedziałam, co mam robić.O, Boże, kochanie, nie pozwól mi już nigdy odcho-dzić.Każ mi zostać! Jesteś ode mnie większy.Jeśli kiedyś znowu się zdenerwujęi będę chciała odejść, złap mnie za habit i zatrzymaj siłą, ale mi na to nie pozwól! Już nigdy nie pozwolę ci odejść.Byłem w błędzie, najdroższa.Nie powi-nienem był robić z tego sprawy.To nie jest sposób na miłość małżeńską.Poddajęsię.Rób sobie z Billa pupilka, jeśli tylko zechcesz.Nie powiem ani słowa.Proszębardzo, rozpuszczaj go jak dziadowski bicz. Nie, Richard, nie! Nie miałam racji.Billowi potrzebna była surowa lekcjai powinnam cię była poprzeć i dać mu nauczkę.Niemniej. Gwen odsunęłasię trochę ode mnie, sięgnęła po p torebkę i otworzyła ją. Ostrożnie! Uważaj na aligatora ostrzegłem.Uśmiechnęła się po raz pierwszy. Adele naprawdę połknęła ten haczyk, razem z żyłką i ciężarkiem. Czy chcesz powiedzieć, że tam nie ma aligatora? Na Boga, kochanie, za kogo mnie masz. Niech Bóg broni!181 To tylko pułapka na myszy plus jej wyobraznia.Proszę. Gwen położyłaobok siebie na tapczanie stertę pieniędzy, papierowych i metalowych. KazałamBillowi je oddać.To znaczy tyle ile mu zostało.Powinno ich być trzy razy więcej.Obawiam się, że Bili jest jednym z tych słabeuszy, którzy nie potrafią nosić zesobą pieniędzy i ich nie wydać.Muszę wykombinować sposób, żeby dać mu zato klapsa, zanim się nauczy.Tymczasem jednak nie pozwolę mu mieć żadnychpieniędzy, dopóki ich nie zarobi. Jak tylko to zrobi, powinien mi zwrócić opłatę powietrzną: za dziewięćdzie-siąt dni wtrąciłem. Gwen, jestem naprawdę zły z tego powodu.Na niego,nie na ciebie.Te jego poglądy dotyczące opłaty za powietrze! Przykro mi jednakogromnie, że wylałem tę złość na ciebie. Ale miałeś rację, najdroższy.Poglądy Billa na ten temat stanowią odbiciejego ogólnie błędnych pojęć.Sama to odkryłam.Siedzieliśmy w Starej Kopulei dyskutowaliśmy na wiele tematów Bili cierpi na chorobę socjalistyczną w jejnajgorszej postaci.Uważa, że świat ma obowiązek zapewnić mu życie.Powie-dział mi szczerze zadowolony z siebie, że, rzecz jasna, wszystkim należy się naj-lepsza, możliwa opieka medyczna i szpitalna, oczywiście za darmo, oczywiściebez ograniczeń i oczywiście państwo powinno za nią zapłacić.Nie potrafił nawetzrozumieć, że to, czego żąda jest niemożliwością.Nie chodzi tylko o darmowepowietrze i leczenie.Bili naprawdę wierzy, że wszystko, czego tylko zapragnie,musi być dostępne i powinno być za darmo.Zadrżała. Nie mogłam zachwiaćjego opinią na żaden temat. Pieśń wagancka Bandar-Logu. Przepraszam? To z takiego poety sprzed paru stuleci, Rudyarda Kiplinga.Bandar-Logwierzył, że wszystko jest możliwe.Wystarczy tylko sobie tego zażyczyć. Tak, to cały Bili.Z absolutną powagą wyjaśniał mi, jak sprawy powinnywyglądać, a potem mówił, że państwo ma spowodować, by tak się stało.Po pro-stu uchwalić ustawę.Richard, on patrzy na państwo tak jak dzikus na swychbożków.Albo.Nie, sama nie wiem.Nie rozumiem, w jaki sposób funkcjonujejego umysł.Mówiliśmy do siebie nawzajem, ale nie nawiązaliśmy porozumienia.Naprawdę wierzy w te bzdury.Richard, popełniliśmy błąd.Albo ja popełniłam.Nie trzeba było ratować Billa. Mylisz się, najukochańsza. Nie, najdroższy.Sądziłam, że zdołamy go zrehabilitować.Byłam w błę-dzie. Mylisz się, ale pod innym względem.Pamiętasz szczury? Och. Nie bądz taka nieszczęśliwa.Zabraliśmy Billa ze sobą, ponieważ obojeobawialiśmy się, że jeśli tego nie zrobimy, zostanie zabity, a być może nawetzjedzony żywcem przez szczury.Gwen, oboje znaliśmy ryzyko związane z bra-182niem na wychowanie bezdomnych kociąt i rozumieliśmy pojęcie chińskiego dłu-gu wdzięczności , a jednak to zrobiliśmy. Ująłem ją pod brodę i uniosłem jejtwarz ku górze.Pocałowałem ją. Drugi raz postąpiliśmy tak samo.Choćbyw tej chwili.Znając cenę. Och, kocham cię! Ja też cię kocham, na spocony, wulgarny sposób. Hmm.teraz? Muszę wziąć kąpiel. Możemy wykąpać się pózniej.Wniosłem właśnie do pokoju drugi bagaż Gwen, zapomniany na chwilę zadrzwiami i szczęśliwie nietknięty i przygotowywaliśmy się do kąpieli, gdyGwen nachyliła się nad drzewkiem, po czym podniosła je i ustawiła na półce przystoliku na kółkach, by mieć do niego lepszy dostęp. Mam dla ciebie prezent, Richard. Fajnie! Panienki czy alkohol? Nic z tych rzeczy.Choć wiem, że o obie te rzeczy jest tu łatwo.Gdy kupo-wałam klucz dla Billa, recepcjonista zażądał działki. Bili tu jest? Na jedną noc, w najtańszym, jednoosobowym pokoju.Richard, nie wiem,co mam z nim zrobić.Kazałabym mu znalezć sobie legowisko w Bottom Alley,gdybym nie słyszała, że rabin Ezra mówił coś o szczurach.Niech to wszystkopokręci.Tutaj nie było żadnych szczurów.Luna City zamienia się w slumsy. Obawiam się, że masz rację. Nakarmiłam go też.Kawałek stąd jest bar kanapkowy.On je za czterech.Może zauważyłeś? Zauważyłem. Richard, nie mogłam porzucić Billa, nie nakarmiwszy go i nie zapewniw-szy bezpiecznego miejsca do snu.Jutro to jednak inna historia.Powiedziałam mu,że ma się podporządkować, i to przed śniadaniem. Hmm.Bili jest gotów skłamać w zamian za jajko sadzone.To marna kre-atura, Gwen.Z tych najmarniejszych. Nie sądzę, by potrafił kłamać w sposób przekonujący.Przynajmniej jed-nak dałam mu do myślenia.Wie, że jestem na niego zła, że czuję pogardę wobecjego poglądów i że zbliża się koniec darmowych obiadów.Mam nadzieję, że bę-dzie miał bezsenną noc.Tu są, kochanie. Grzebała w ziemi w doniczce,pod drzewkiem. Dla Richarda.Lepiej je umyj.Wręczyła mi sześć naboi firmySkoda kalibru 6,5 mm albo ich idealne kopie.Wziąłem jeden z nich w rękę i przyjrzałem mu się. Niezwykła kobieto, nie przestajesz mnie zdumiewać.Gdzie? Kiedy? Jak?183Pochwała napełniła ją słoneczną radością.Wyglądała jak dwunastolatka. Dziś rano.W Kongu.Na czarnym rynku, rzecz jasna, co oznacza tylko, żetrzeba wiedzieć, pod którą ladę zajrzeć w Searsie.Zanim wyruszyłam na zakupy,ukryłam swego Miyako pod drzewem-san, a gdy opuszczaliśmy hotel Xia, we-pchnęłam tam amunicję.Kochanie, nie wiedziałam, jakiego rodzaju rewizja możenam grozić, jeśli sytuacja w Kongu zrobi się śmierdząca.Tak zresztą się stało, aleciotka nas wyciągnęła. Czy umiesz gotować? Daję sobie z tym radę. Umiesz strzelać, powozić toczkiem, pilotować statek kosmiczny i gotować.Dobra, przyjmuję cię.Czy dysponujesz jeszcze jakimiś umiejętnościami? No więc znam się trochę na inżynierce.Byłam też kiedyś niezłym adwoka-tem.Ostatnio jednak brakowało mi w tych rzeczach praktyki.Umiem też spluwaćprzez zęby dodała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]