[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Lubię, kiedy masz rozpuszczone włosy.– Tak? – Pochyla się i całuje mnie w szyję, tuż poniżej ucha.– Na twój widok zaparło midech w piersiach, Julianne.– Cieszę się.– Całuję go w podbródek i poprawiam guzik jego koszuli.– Dokąd idziemy?– Na nabrzeżu jest fantastyczna restauracja z owocami morza.– Brzmi dobrze.Całuje mnie lekko i dotyka czołem mojego.– No to chodźmy.Kolacja jest tyleż smakowita, co pouczająca.Rozmawiamy jak starzy przyjaciele.Dowiaduję się mnóstwa rzeczy o jego dzieciństwie.Dorastał sam, tylko z ojcem.Unikamytematu pracy, w końcu jednak postanawiam go poruszyć.– Co będzie w poniedziałek? – pytam i upijam łyk wina, gdy czekamy na deser.– Zapewne praca – odpowiada i przygląda mi się badawczo.– Wiesz, o co mi chodzi.– Pozwól, że ujmę to tak.– Bierze mnie za ręce i wbija wzrok w moje paznokcie zfrancuskim manikiurem.– Czy dla ciebie to sprawa na jeden weekend? Czy jutro, wraz z wybiciem północy, chcesz, żeby nasze stosunki ograniczyły się do czysto zawodowych jakdawniej?Nie! A może on tego chce? Na samą myśl robi mi się niedobrze.W ciągu tych dwudziestuczterech godzin tyle się o nim dowiedziałam, poznałam go z całkiem innej strony.Lubię jegopraktyczne, rzeczowe wcielenie w pracy, ale uwielbiam buntownika, którego poznałam dzisiaj.– Nie – odpowiadam szeptem.– Wcale tego nie chcę.Głośno wypuszcza powietrze z płuc i całuje opuszki moich palców.Na jego pięknejtwarzy maluje się widoczna ulga.– Ja też nie.– Więc, co zrobimy?– W biurze nadal będziemy razem pracować, a co się dzieje po godzinach, to już niczyjasprawa.– Wzrusza ramionami, jak by to było takie proste.– Kiepska ze mnie aktorka.– Och, nie wiem, przez te osiem miesięcy bardzo dobrze ci szło.– Upija łyk wina.Niepuszcza mojej ręki.Z jego wzroku nie da się niczego wyczytać.Nie ma wyjścia.Jeśli w pracy zdradzimy się w jakikolwiek sposób, że coś nas łączy,oboje wylądujemy na bruku.Jeśli się rozstaniemy, będę załamana.Żadna opcja do mnie nieprzemawia.– No dobrze.W pracy praca.– Przepraszam bardzo.– Do stolika podchodzi kelner.Uśmiecham się do niego.– Czy tonie Julie M z „Playboya”?Czuję, jak krew odpływa mi z twarzy.Nikt mnie nigdy nie rozpoznaje, już nie.Odkądostatnio pozowałam, minęło pięć lat, i to oczywiście musiało stać się teraz, z Nate’em.Akurat teraz rozpoznał mnie dzieciak, który pewnie widział mnie w pisemku, które jego ojciec ukrywałpod łóżkiem.Posyłam mu sztuczny uśmiech.– Tak.Nate puszcza moją rękę.Krzywię się w duszy.– O rany.– Kelner się rumieni i odwzajemnia uśmiech.– Tak mi się zdawało, że to pani.Przepraszam, nie chcę przeszkadzać, byłem tylko ciekawy.Zaraz podam państwu deser.– Dziękuję bardzo, Derrick – odpowiadam gładko, przeczytawszy jego imię naidentyfikatorze przy koszuli.Niezgrabnie kiwa głową i odchodzi, a ja oddycham głęboko iodnajduję wzrok Nate’a po drugiej stronie stołu.– Chyba powinnam ci powiedzieć, że kilka lat temu pozowałam dla „Playboya” –szepczę.– Chyba tak – odpowiada.W jego głosie pojawiły się zimne nuty i kurczę się, tym razemnaprawdę, fizycznie.– Nie wstydzę się tego, to po prostu coś, co robiłam dawno temu i temat powraca bardzorzadko.– Zbywam to wzruszeniem ramion i obserwuję go.Wyraz jego twarzy się nie zmienia.– Dlaczego to zrobiłaś? – pyta.– No wiesz, Natalie robiła mi mnóstwo zdjęć.Właściwie nadal robi.Specjalizuje się wfotografii buduarowej i zdjęciach par.Zainteresowała się tym na studiach.To ja byłam jejmodelką, uczyła się na mnie.– Mów dalej, proszę – rzuca, gdy Derrick stawia przed nami talerzyki z deserem.– W któryś weekend w Seattle był łowca talentów.Wzięłam ze sobą kilka zdjęć, które mizrobiła, i poszłam na spotkanie i tym sposobem miesiąc później byłam w Los Angeles ipozowałam dla „Playboya”.– Ponownie wzruszam ramionami i nerwowo bawię sięwidelczykiem.– Nie płacili zbyt dużo, ale i tak nie robiłam tego dla pieniędzy.Chyba dzięki temu poczułam się dziewczęca i seksowna, co było dla mnie bardzo ważne, bo dorastałam wśródczterech chłopców.Świetnie się bawiłam – i fotograf, i wszyscy obecni na planie byli bardzoprofesjonalni.Kilka razy byłam w rezydencji „Playboya”, balowałam z Heffem i dziewczętami wtowarzystwie wielu gwiazd.Dla dwudziestojednoletniej dziewczyny to był wielki świat.– Ale? – rzuca, naciskając, żebym mówiła dalej.– Ale drażniło mnie, gdy zaczepiali mnie chamscy faceci, ilekroć wyszłam gdzieś z Nat.Jeden z nich dopadł mnie samą koło toalety w barze i, no cóż, powiedzmy, że nie rozumiał słowa: nie – przełykam, wbijam wzrok w zaciśnięte dłonie.– Zlałam go na kwaśne jabłko.– DłońNate’a zaciska się w pięść.Podnoszę na niego wzrok.– Dosłownie.Wylądował w szpitalu.– Bardzo dobrze – mówi tylko.– Uznałam, że na kilku pozowaniach się skończy.To coś, co zawsze będzie częścią mnie,ale już tego nie potrzebuję.Dziwi mnie, że ten chłopak mnie rozpoznał.– Kręcę głową izamykam oczy.Oddałabym wszystko, żeby Nate dał mi w jakikolwiek sposób do zrozumienia,co o tym wszystkim myśli.– Powiedz coś, proszę – szepczę, gdy wydaje mi się, że mijają nieskończenie długieminuty milczenia z jego strony.– Nie podoba mi się to.– Jego głos jest cichy i zimny.Mój żołądek zaciska się nerwowo.– To zrozumiałe – mruczę ze spuszczoną głową.Wbijam wzrok w obrus, muskam gopalcami, przygotowuję się na to, co zaraz usłyszę – że to koniec.Że nie chce mieć ze mną nic do czynienia.Że jestem dziwką.– Moim zdaniem jesteś wspaniała.Co? Gwałtownie podnoszę głowę, szukam jego wzroku.Otwieram usta ze zdumienia.– Co takiego?– Słyszałaś.– Nie uważasz mnie za dziwkę? – Naprawdę?Jego oczy skuwa lód.– Nigdy więcej tak o sobie nie mów.– Przepraszam, ja po prostu…– Po prostu co? – warczy.– Już to wszystko kiedyś słyszałam – szepczę i znowu opuszczam wzrok.– Spójrz na mnie.– Jego głos jest spokojniejszy, łagodniejszy.Posłusznie unoszę głowę.–Jesteś cudowną kobietą, Julianne.W czasie studiów zaszalałaś.Doskonale to rozumiem –uśmiecha się i lekko unosi brwi.– Mój problem polega na tym, że inni mężczyźni widzieli twoje piękne ciało.– Przecież nie byłam dziewicą, kiedy się poznaliśmy – przypominam mu.– Nie, nie byłaś, i muszę się z tym pogodzić, choć szczerze mówiąc, doprowadza mnie todo szału.Ale na samą myśl, że inni mężczyźni cię widzieli, że fantazjowali o tobie, mam ochotę każdego z nich wysłać do szpitala, poczynając od naszego przemiłego kelnera.Och.Nie wiem, dlaczego to mnie tak wzrusza i z przerażeniem czuję łzy pod powiekami.Mrugam szybko, staram się odzyskać panowanie nad sobą.Nate ciągle mnie zaskakuje.– Czyli… – Z trudem przełykam ślinę i ściskam jego dłoń.– Czyli nadal chcesz się zemną spotykać?– Oczywiście.– Ściąga brwi, jakby to pytanie nie miało sensu.Kiwam głową i zerkam na ciasto czekoladowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •