[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I tak się dosyć dowiedzą.Jak po-wiemy, że Chaber warczał, to od razu będą wiedzieli, że rękawiczkę zgubił tenz Aomianek.To im całkiem wystarczy, i wcale nie muszą wiedzieć o strychu, bostrychu nie trzeba łapać.Pawełek doznał niebotycznej ulgi.Oczywiście, że Janeczka miała rację, po-wiedzą dosyć, a nie zdradzą najważniejszego. Ja bym nawet wolał, żeby oni nigdy w życiu tego strychu nie oglądali wyznał. Bo co? zainteresowała się Janeczka. No, bo tam są takie dziwne rzeczy.Wiesz, ta maszyna do tortur.Mogąsię przyczepić do całej rodziny za tych przodków złoczyńców.131Przypuszczenie miało w sobie pewien sens, dość złowrogi. Myślisz.? zaniepokoiła się Janeczka. No! Możliwe.To tym bardziej nie możemy powiedzieć o strychu!Na nowo odzyskawszy energię i zapał, Pawełek podniósł się z podmurowania.Już mu się zaczęło śpieszyć do udzielania sensacyjnych informacji. Dobra zadecydował. Znaczy, mówimy tylko całą resztę.Wszystko,co wiemy, a co do strychu, to trudno.Obejdą się.Idziemy do tego radiowozu.17Kapitan, oczekujący w radiowozie razem z sierżantem Gawrońskim, nie traciłnadziei, że jasnowłosy chłopiec wróci, tak jak obiecał.Oczywiście doskonale wie-dział, gdzie Pawełek mieszka, ale nie chciał wywierać na niego żadnej presji.Wo-lał uzyskać współpracę całkowicie dobrowolną, z doświadczenia znając trudno-ści, jakie nastręcza przesłuchiwanie młodocianych świadków.Sytuacje, w którychmłodociani świadkowie z własnej inicjatywy zgadzają się współdziałać z milicją,są znacznie korzystniejsze i osiąga się wtedy nieporównywalnie lepsze rezultaty.Zorientował się już, że posiadane przez Pawełka wiadomości są nad wyraz cen-ne, mogą nadzwyczajnie ułatwić prowadzenie trudnej i skomplikowanej sprawy,czekał więc cierpliwie, podtrzymywany na duchu przez sierżanta Gawrońskiego.Obaj nastawili się z góry, że to oczekiwanie może potrwać dość długo, i zacho-wywali filozoficzny spokój.Trwało rzeczywiście dość długo.W końcu jednak u wylotu ulicy ukazała sięgrupa złożona z dwojga dzieci i psa, zbliżająca się do radiowozu krokiem zdecy-dowanym i bez wahania.Kapitan postanowił wspiąć się na szczyty dyplomacji.Zaszyfrowana kartka,dotychczas lekceważona i dopiero wczoraj odczytana przez milicyjnych specjali-stów, pasowała jak ulał do rozwikływanej przez niego, wyjątkowo nieprzyjemnej,afery, zagmatwanej i zakonspirowanej tak dokładnie, że w ogóle nie wiadomobyło, z której strony się do niej dobrać.Za wszelką cenę musiał się dowiedziećwszystkiego, co z ową kartką miało jakikolwiek związek.Był to dla niego w tejchwili najważniejszy ślad.Z wielką uwagą i w milczeniu wysłuchał zwięzłej, treściwej i raczej krótkiejrelacji, w której główną rolę grała nie kartka, lecz pies.Pies informował, iż osob-nik, pochodzący z Aomianek i dysponujący samochodem marki trabant, zgubiłrękawiczkę i zostawił zaszyfrowaną kartkę! Pies rozpoznał, że w sprawie bierzeudział dwóch osobników, którzy ze sobą wzajemnie korespondują.Pies zawiado-mił o przybyciu tego z Aomianek i doprowadził do samochodu.Dziwne, że piesnie odczytał szyfru. Waszemu psu wierzę bez zastrzeżeń oświadczył kapitan, z sympatią spo-glądając na piękne zwierzę, które po dokładnym obwąchaniu radiowozu grzecznie133usiadło obok swej pani. Robi wrażenie solidnego i uczciwego.Ale, wiecie, je-go sprawozdanie ma pewne luki.Na przykład ten szyfr.Mam nadzieję, że gopamiętacie? Ten pierwszy? upewniła się Janeczka. Ten na drzwiczkach, zamaza-ny? Właśnie ten.Pawełek prychnął z niesmakiem. Też.! Pewnie, że pamiętamy. Najpierw wydrapał DW�R. zaczęła Janeczka. Przejz ó kreskowane podkreślił Pawełek.Kapitan czym prędzej wyjął notes i otworzył na czystej stronie. Czekajcie, wy będziecie mówić, a ja to odtworzę.Więc dwór, tak? Druko-wanymi literami? No właśnie potwierdziła Janeczka, patrząc mu na ręce, i pilnując, czydobrze pisze. O, właśnie, tak! Tylko trochę to było koślawe.Potem narysował strzałę.Do góry.O, tak, bardzo dobrze.I przy tej strzale, teżu góry, malutkimi literkami dopisał DYM. Co.?! wyrwało się kapitanowi. Dym powiedział Pawełek z lekkim zakłopotaniem. No, my też uwa-żamy, że to głupie, ale nic nie poradzimy.Tak napisał.Kapitanowi zrobiło się gorąco, bo jedna z najważniejszych tajemnic stanęłanagle przed nim otworem.Prawie nie mógł uwierzyć w swoje szczęście! Dym powtórzył, zaskoczony i wzruszony. Coś podobne go! Nie wiemy, co to znaczy zakomunikowała Janeczka. Pan wie?Kapitan ocknął się ze swego chwilowego roztargnienia i wrócił do aktualnejrzeczywistości. Proszę?.A, owszem.To znaczy nie wiem, czy wiem, ale domyślam się. Niech pan nam powie! zażądał czym prędzej Pawełek. Zaraz, nie tak prędko, ja też się muszę nad tym zastanowić.Wróćmy jesz-cze do tego waszego nocnego gościa.Ja też uważam, tak jak wy, że jest on z Ao-mianek.Co on robił w waszym ogrodzie? Nic nie robił odparła Janeczka zgodnie z prawdą, bo też istotnie zło-czyńca ogrodem się nie zajmował. Uciekał przez dziurę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]