[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widać stan, w jaki wprawiałosystem nerwowy człowieka pole przy martwej rakiecie, utrzymywał się także pojego opuszczeniu.Jako ślad zaledwie, pozornie nieodczuwalny.Ale skoro zlek-ceważyłem osobistą aparaturę, musiałem być wytrącony z równowagi.Poza skut-kami działania tej strefy, nie znajdowałem innego powodu.Trzeba się przekonać,do jakiego stopnia ten ślad może być trwały.Albo czy strefa nie działa w pewiensposób również poza jej ogniskiem, gdzie następuje nakładanie bodzców czy wła-śnie hamulców psychicznych.To tłumaczyłoby odbiegające od normy zachowa-nie Snagga i Rivy.Zwłaszcza Snagga.Te pytania.Jakby niezadowolenie.Stanygraniczące niemal z emocjonalnymi.Trzeba się tym zająć.Sprawdzić programynaszych zespołów diagnostycznych.Muszą mieć luki.Wyprostowałem się, aż mi kości zatrzeszczały, rzuciłem okiem na automatwłazu i otworzyłem klapę. Rozdział 5FACET Z KORPUSUTkwili w swoich fotelach, w pozach, w jakich ich zostawiłem i sprawiali wra-żenie, że w czasie mojej nieobecności nie zaszło nic, co zasługiwałoby na uwagę.%7ładen z nich nawet na moment nie oderwał wzroku od kolorowych układanekczujników, kiedy przeciskałem się przez gąszcz przewodów, zmierzając do moje-go pianolitowego leża.Wyciągnąłem się wreszcie wygodnie, z uczuciem ulgi i czekając, aż auto-mat połączy aparaturę mojego skafandra z zespołami pokładowymi, zlustrowałemekrany.Na pierwszym planie widniała świecąca srebrzyście nić, wybiegająca z dolne-go rogu tarczy i przecinająca ją szerokim łukiem na dwie, niemal równe, części.Zrobiłem to naprawdę.Połączyłem opuszczoną rakietę z  Uranem.Kabel byłsolidny.W każdym razie wystarczająco solidny dla poruszenia z miejsca masy Heliosa , rakiety, która na Ziemi lub w jakimkolwiek innym uczciwym polu gra-witacyjnym ważyłaby te kilkadziesiąt tysięcy ton.Mogłem z zadowoleniem przyglądać się swojemu dziełu.Gdyby, rzecz ja-sna, od dziecka nie wpajano mi przekonania o całkowitej bezużyteczności czegośtakiego jak zadowolenie lub niezadowolenie.Człowiek staje czasem przed tegorodzaju zadaniami, że różne piękne skądinąd uczucia mogą tylko utrudnić ich wy-konanie.Chociażby to, co tutaj robimy.Zbrojna misja w strefie obcej cywilizacji.Cywilizacji, o jakiej człowiek myślał tysiące lat.Z jaką wiązał nadzieje, wspólnei bardzo osobiste.A kiedy ją wreszcie znalazł, jego samotność we wszechświeciepogłębiła się tylko.Bo współczesny człowiek jest istotą nie dość przekorną, abyczuć się mniej samotnym na bezludnej wyspie niż w otoczeniu nieprzyjaciół.Sprawy zaszły tak daleko, że nie można już chować głowy w piasek.Ktośmusi najpierw uratować spokój Ziemi.A potem dopiero dać jej mieszkańcom,wszystkim, jeśli nie liczyć jednego tysiąca, okazję do westchnień i refleksyjnychwzruszeń.W kabinie zabrzmiał nagle podniesiony głos Rivy:63  Zostaje!Spostrzegliśmy to równocześnie.Rufa  Heliosa , przemieszczającego sięw naszą stronę, odsłoniła niewidoczny gołym okiem drobiazg, ukryty dotąd przednaszymi kamerami za kadłubem rakiety. Tak jakby  mruknął Snagg.W jego głosie zabrzmiała ponura satysfakcja.Riva nie odrywał wzroku od czujników. Zajmiemy się tym  powiedziałem. Chcesz tam iść?  spytał Snagg.Zwrócił twarz w moją stronę.Jego spoj-rzenie mówiło wyraznie, co myśli o perspektywie nowego spacerku. Nie  odrzekłem spokojnie. Usuniemy to z drogi.Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, jakby sprawdzając, czy nie kpię sobiez niego, po czym skinął głową i zajął się swoim pulpitem.* * *Przebyliśmy już dobre dwieście metrów, cofając się w przestrzeni wraz z przy-czepionym do elastycznego, szklanego kabla statkiem, którym sześć lat przed na-mi przybyli tutaj ludzie.Hamownice pracowały bez przerwy, wyrzucając przedsiebie pierścień rozżarzonego gazu, tworzący wokół dziobu barwną, efektownąkryzę.Pierwszy raz zdarzyło mi się oglądać coś takiego, ale też niezmiernie rzad-ko zdarza się, by dysze czołowe zużywały tak znikome ilości energii.Po prostuszybkość wystrzeliwanych gazów była śmiesznie mała jak na warunki, w którychzwykle uruchamia się hamownice.Minęło dalsze dziesięć minut.Odległość świecącego na ekranie przedmiotu odrufy  Heliosa wzrosła do sześciuset metrów.Nawet biorąc pod uwagę wszystkiemożliwe poprawki, powinno wystarczyć.Granica paraliżującej strefy, kiedy sampodchodziłem do statku, nie przekraczała z pewnością stu metrów.Pochyliłem się nad pulpitem Snagga.Chciałem to zrobić sam.Na sekundę,może półtorej, dałem pełny ciąg.Hamownice strzeliły ogniem.Poczułem mocneszarpnięcie do przodu.Natychmiast raz i drugi uderzyłem głównym ciągiem z ru-fy. Uran zastopował aż nazbyt szybko.Zauważyłem, że Riva posłał mi krótkie,jakby zdziwione spojrzenie.Ale wkrótce i on zrozumiał, do czego zmierzałem, bo Helios zaczął rosnąć w oczach.Widzieliśmy w wizjerach jego opasły korpus,przesuwający się w granacie i odsłaniający wciąż nowe gwiazdy.Nie trwało na-wet pięciu minut, kiedy zrównał się z nami, podpływając leniwie lewą burtą.Przezchwilę mieliśmy na ekranach jego dysze rufowe, rozwarte gruszkowato, czarne,niby paszcze średniowiecznych armat.64 Posłałem Rivę do śluzy, żeby wybrał kabel.Sam zająłem się celownikami.Le-wą rękę trzymałem bez przerwy na wyłączniku głównego ciągu, licząc się z ko-niecznością natychmiastowego odrzutu, na wypadek gdyby niebezpieczna strefaprzywędrowała razem z  Heliosem i objęła nas swoim paraliżującym ogniskiem.Ale nic się nie działo.* * *Były tylko dwie możliwości.Albo siły stabilizujące strefę zostały przez miesz-kańców układu Alfy umieszczone wewnątrz zagarniętego przez nich ziemskiegostatku, albo też winowajcą jest ów mały obiekt widoczny na tachdarze jako czarnydysk czy raczej niewielka kula.Jeżeli chodzi o  Heliosa i tak będziemy mu mu-sieli poświęcić niemało czasu.Więcej nawet niż wymagały tego względy ostroż-ności.Należało bowiem wątpić, czy pozostawią nas na orbicie w spokoju.Jeśli przywitali nas już na granicy swojego układu.Na razie wokół nas panuje spo-kój.Ale z pewnością im prędzej się z tym uporamy, tym lepiej.Dlatego powiedziałem Snaggowi, że chcę usunąć z drogi ów drobiazg.Wy-starczy nam teraz to, co znajdziemy na pokładzie opuszczonego statku.Wolałemnie mieć pod nosem drugiego obiektu czekającego na zbadanie.A gdyby miałosię okazać, że twórcą pola jest urządzenie zainstalowane wewnątrz statku.nocóż.Nie uprzedzajmy faktów.Odczekałem, aż Riva wróci na swoje miejsce przy pulpicie i kazałem mu przy-gotować miotacz antymaterii.Postanowiłem, że nie będzie żadnej zabawy.W ra-zie czego pozbędziemy się za jednym zamachem czarnego dysku, kabla wiążące-go nas z ziemskim statkiem i, choć niechętnie, samego  Heliosa.Riva ustawił automat w ciągu kilku sekund i zamarł w bezruchu, z ręką wspar-tą od niechcenia na pulpicie, tak że taster celownika znalazł się w zasięgu jegopalców.Wtedy zwolniłem spust.Ekran zafalował gwałtownie, a w następnej chwiliprzeszył go krzaczasty rozbłysk.W naszym sąsiedztwie pozostał już tylko jedenobiekt.Jeśli nie liczyć  Kwarka i  Merkurego.Byłoby bez wątpienia ciekawe obejrzeć z bliska to coś, czego już nie było.Ale wnosząc z przyjęcia, jakie zgotowano tu Ziemianom, mogliśmy być pewni,że niejeden raz będziemy mieli jeszcze okazję.Należało sobie tylko życzyć, abynie nastąpiło to za szybko.Przyszła kolej na  Heliosa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •