[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do licha! Ta noc zapowiada się nader interesująco!Przerażenie pojawiło się w ciemnych oczach Taramis; w lot pojęła, że Konstancjusz nie odważyłby się na taką obelgę nie będąc pewnym siebie.- Szaleńcze! - rzekła.- Jeśli nawet jestem w twej mocy tu, w tej komnacie, to nie ujdziesz pomsty mych sług; rozedrą cię na strzępy, jeśli mnie dotkniesz.Spróbuj, jeśli sądzisz, że ujdziesz z życiem!Konstancjusz zaśmiał się szyderczo, a Salome zawtórowała mu i niecierpliwie skinęła dłonią.- Dość tej dziecinady, przejdźmy do sedna sprawy.Słuchaj, droga siostro! Jam to przysłała Konstancjusza do twego królestwa; gdy postanowiłam zasiąść na tronie Khauranu, poczęłam szukać kogoś, kto by mi w tym dopomógł, i wybrałam Sokoła, albowiem całkowicie pozbawiony jest cech zwanych przez ludzi zacnymi.- Pełen jestem podziwu dla twej dobroci, pani - mruknął Konstancjusz ironicznie, pochylając nisko głowę w przesadnie uprzejmym ukłonie.- Posłałam go do Khauranu i gdy jego wojownicy już obozowali na równinie poza murami, a on sam był w pałacu, weszłam do miasta przez bramę w zachodnim murze - pilnujący jej głupcy myśleli, że to ty wracasz z jakiejś nocnej schadzki.Rumieniec zapłonił lico Taramis, a oburzenie wzięło górę nad monarszym opanowaniem.- Ty żmijo! - zakrzyknęła.Salome uśmiechnęła się okrutnie i ciągnęła swą opowieść:- Byli, oczywiście zaskoczeni, ale wpuścili mnie, nie ważąc się zadawać pytań; w ten sam sposób weszłam do pałacu, a oniemiałym strażnikom kazałam odmaszerować - podobnie jak i ludziom pilnującym Konstancjusza w południowej wieży.Później przyszłam tu, a po drodze zatroszczyłam się o twoje podręczne.Taramis zbladła i drżącym głosem zapytała:- Cóż było dalej?- Słuchaj! - Salome hardo odrzuciła głowę wskazując na okno - poprzez grube szyby dochodził ledwie słyszalny odgłos maszerujących zastępów, pobrzęk pancerzy i oręża; stłumione głosy wykrzykiwały rozkazy w obcym języku, a alarmujące nawoływania mieszały się z wrzaskami przepojonymi trwogą.- Ludzie pobudzili się i poczynają się dziwić - rzucił sardonicznie Konstancjusz.- Będzie lepiej, Salome, jeśli pójdziesz, by ich uspokoić.- Zwij mnie od teraz „Taramis” - odparła wiedźma.- Trza nam do tego przywyknąć.- Cóżeście uczynili? - zakrzyknęła królowa.- Ach, cóżeście uczynili?!- Czyżbym zapomniała ci powiedzieć, że byłam też u bram i rozkazałam żołnierzom, by je otworzyli? - rzekła Salome uśmiechając się złośliwie.- Byli zaskoczeni, ale usłuchali - słyszysz właśnie armię Sokoła wkraczającą do miasta.- Diablico! - zakrzyknęła Taramis.- Korzystając z podobieństwa do mnie oszukałaś mój lud! O Isztar! Cały naród zrozumie, iż jestem zdrajczynią! Ach, pójdę zaraz do nich.Z okrutnym chichotem Salome schwyciła ją za ręce i szarpnęła w tył; choć młode i prężne, ciało królowej było bezradne wobec mściwej siły powodującej szczupłymi członkami Salome.- Czy wiesz, Konstancjuszu, jak dostać się z pałacu do lochów? - spytała wiedźma, a widząc potakujące skinienie głowy Sokoła, mówiła dalej:- To dobrze; weź tę dzierlatkę i zawrzyj ją w najgłębszej celi.Strażnicy są pogrążeni w narkotycznym śnie - zadbałam i o to.Poślij człowieka, aby poderżnął im gardła, nim się ockną.Nikt nie może wiedzieć, co zdarzyło się dzisiejszej nocy: od tej chwili ja jestem Taramis, a ona stanie się bezimiennym, zapomnianym przez bogów i ludzi więźniem w mrocznym lochu.Konstancjusz uśmiechnął się, a pod wąsem błysnął mu rząd białych, mocnych zębów.- Poszło nam wybornie, przeto nie odmówisz mi chyba odrobiny, hm.uciechy, nim cisnę do ciemnicy tę trzpiotkę?- Jać tego nie bronię! Poskrom ową sekutnicę, jeśli taka twa wola.- Salome popchnęła siostrę w ramiona Koństancjusza i z triumfalnym uśmiechem na ustach wyszła z komnaty.Smukłe ciało Taramis stężało, opierając się Konstancjuszowym karesom, a przerażenie wyokrągliło jej piękne oczy.Zapomniała o zastępach maszerujących ulicami, zapomniała o obrazie królewskiego majestatu, zapomniała d całym świecie w obliczu zagrożenia dla jej czci niewieściej.Czuła tylko wstyd i przerażenie, gdy mocarne ramiona poczęły miażdżyć jej opierające się ciało.Pośpieszająca odległym korytarzem Salome uśmiechnęła się jadowicie, kiedy do jej uszu dobiegł przeciągły krzyk desperacji, wprawiający w drżenie pałacowe mury.2.Nogawice i koszula młodego wojownika splamione były zaschniętą krwią, mokre od potu i pokryte kurzem.Krew sączyła się z głębokiej rany na udzie, z cięć na piersiach i ramionach.Pot kroplił się na jego wykrzywionej wściekłością twarzy, palce zwierały kurczowo na kapie przykrywającej łoże.Słowa młodzieńca wyrażały cierpienie większe nawet niż ból cielesny:- Ona musiała oszaleć! - powtarzał wciąż i wciąż, jak ktoś ogłuszony okropnym i nieprawdopodobnym wydarzeniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]