[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciała dowieść Andrewsowi, że miała rację, pokazać kim naprawdę są te stadniki: nie pomocnikami jakiejś galaktycznej rasy, ale synami marnotrawnymi, powoli obejmującymi swoje dziedzictwo.Nie potrafiła wytłuma­czyć swojego niespodziewanego sprzeciwu wobec propozycji bez­piecznego powrotu do Obozu Zero.Oczywiście, przed ostatnią przy­godą też szalałaby z gniewu wywołanego złamaniem danej jej obietnicy, ale pogodziłaby się z tym z taką samą rezygnacją, z jaką akceptowała fakt, że ojciec zabierał wszystkie pieniądze jakie zara­biała w Instytucie Kamali-Silver.Angel Sutter uważała, że Dorthy oszalała.Powiedziała jej to następnego dnia.- Może masz rację - przyznała z nikłym uśmiechem Dorthy.- Na twoim miejscu odleciałabym, ot tak - Sutter pstryknęła palcami.- Zaraz po przylocie narobiłaś tyle zamieszania, że my­ślałam, że o niczym innym nie marzysz.- Sytuacja się zmieniła - mruknęła niechętnie Dorthy.Umknęła wzrokiem przed przenikliwym, badawczym spojrze­niem Sutter i popatrzyła na stół po drugiej stronie świetlicy, gdzie kilku techników jadło posiłek.Twierdze obserwowano przez dwa­dzieścia cztery godziny na dobę i przed kilkoma minutami kolejna zmiana objęła dyżur.- Z pewnością - przytaknęła Sutter.- Właściwie sama nie wiem dlaczego - wyznała Dorthy.- Chciałabym przekonać Andrewsa, że się myli co do tych nowych samców, dozorców, ale równie dobrze mogłam odlecieć i, do diabła z nim, do diabła z wami wszystkimi, prawda? Tylko czy naprawdę mogłam to zrobić?- Duncan niechętnie zmienia zdanie w jakiejkolwiek sprawie, kochanie.- Może próbuję jakoś usprawiedliwić to, co mi się zdarzyło, śmierć bliźniaków, Arkadego.Te słowa zabrzmiały głupio i trywialnie.Dorthy zaczerwieniła się.Ponadto w głębi duszy czuła, że to nie wszystko, zaledwie brama do głębszej, mroczniejszej, wciąż jeszcze niezgłębionej prawdy.Sutter zacisnęła wargi.- Posłuchaj - powiedziała.- To nie moja sprawa, ale domy­ślam się, że ty i Arkady spaliście ze sobą.Nie musisz mi nic mówić, jeśli nie chcesz.Przez chwilę Dorthy miała wrażenie, że świat rozpada się wokół niej.- Tak - powiedziała po chwili - masz rację, ale nie sądzę abyśmy oboje przywiązywali do tego większe znaczenie.Po prostu los zetknął nas ze sobą, to wszystko.Nie robiliśmy tego dopóki nie dotarliśmy do jeziora, no wiesz, tam gdzie był obóz.Chyba oboje myśleliśmy, że tam umrzemy, nie przedostaniemy się przez grań.Wtedy nic już nie miało znaczenia.- Och, kochanie, nie przejmuj się.Jestem po prostu cholernie wścibska, i tyle.Nie wiem czy to dobrze, że zostałaś tu po tym wszystkim.Nawet Duncan się tym niepokoi, chociaż jest zadowolo­ny z tego, że znów może korzystać z twojej pomocy i talentu.- Ucieczka przed tym też nie wydawała mi się dobrym rozwią­zaniem, szczególnie, że nie dotarłabym dalej niż do Obozu Zero.Nadal byłabym na tej przeklętej planecie i nie miałabym nic do roboty poza siedzeniem na tyłku pod zimnym spojrzeniem Chung.- Dorthy upiła łyk gorzkiej kawy i dodała: - Nie powiesz o tym nikomu, prawda?- Może jestem wścibska, ale nie mielę ozorem - odparła z uśmiechem Sutter.-Chyba, że uważam to za konieczne.W takim zamkniętym kręgu jak nasz plotki są jak trucizna, wiesz?Wtedy Dorthy uświadomiła sobie oczywisty fakt, którego nie dostrzegła dotychczas pomimo swego talentu: Sutter i Andrews byli kochankami i byli nimi od kiedy Angel przybyła do obozu nad jeziorem.Gdyby się tego nie domyśliła szybko stałoby się to oczywiste gdyż oboje Angel Sutter i Duncan Andrews towarzyszli jej podczas wypraw na zbocza kaldery, a w wąskim kręgu czujników ruchu jakie rozstawiali aby choć w minimalnym stopniu zabezpieczać się przed nowymi stadnikami trudno było znaleźć odrobinę samotności.Dorthy przekonała się że nie przeszkadza jej to ze dyskretnie kochają się kilka metrów od miejsca gdzie leżała.Chociaż ceniła sobie swoją prywatność od dawna przywykła do mimowolnego podsłuchiwania innych i potrafiła się wyłączyć.Nawet im nie zazdrościła tak jak wcześniej bliźniakom.Chwilowo zatraciła zdolność do takich uczuć.Ponadto cieszyła się z tego ze mogła opuścić obóz, zatłoczoną świetlicę i bliskość innych umysłów, bezustanny napór emocji rozpraszający jak trzcpocząca wokół lampy ćma.Tutaj czekały na zbadanie długie wewnętrzne zbocza kaldery, gąszcz drzew, gmatwanina skórzastych pętli nigdy nie wznoszących się wyżej niż na pięć metrów nad pękate pnie pomimo swej wyraźnej obcości mniej niepokojąca od leśnej gęstwiny.Przez którą musieli przedzierać się z Arkadym.Wspominała go ze smutkiem nie dość głębokim aby można nazwać to opłakiwaniem.Nie zaangażowała się dostatecznie mocno (Dwa razy kochali się tylko dwa razy ).Zaczęła się zastanawiać czy wogole jest do tego zdolna.Spacery po lasach kaldery powodowały wzmożony dopływ adrenaliny do krwi wywołany nieuzasadnionym spokojem Andrewsa.Sutter wciąż odkrywała nowe powiązania ekosystemu ktore powoli układały się w logiczną całość.Śledząc przybywających stadników zawsze mogli natknąć się na jakiegoś samca który wybrał się na łowy.Drzewa nie rosły blisko siebie lecz w dolnych partiach zboczy.Przestrzeń między nimi porastały kolczaste zarośla, kępy wysokiej trawy lub rośliny przypominające mięsiste rury organów o niebieskawej fluorescencji i ostrym zapachu ketonów.Jakiś stadnik gdyby tylko chciał z łatwością mógłby podejść troje ludzi.Wprawdzie nowe samce polowały na niżej położonych zboczach i zazwyczaj obozowały na skraju lasu pośród mgieł i spiętrzonych głazów więc Dorthy musiała powoli i ostroznie czołgać się na brzuchu żeby podejść dostatecznie blisko i użyć talentu.Uzbrojony w karabin Andrews ubezpieczał ją nawet nie udając że wypełnia rozkazy orbitalnego dowództwa.Wciąż jednak upierał się że dozorcy są jedynie tępymi sługami wroga.Pomimo wszelkich wysiłków Dorthy nie odkryła niczego co przeczyłoby tej teorii.Umysły przybywających do twierdzy niewiele różniły się od umysłu tego nowego stadnika którego schwytała z Kilczerem.Tylko ślepy instynkt nakazujący podążać do wieży będący motorem każdego odruchu znikł jak bańka mydlana pozostawiając zaledwie słaby ślad.Spokojne, prawie zadowolone po pokonaniu grani nowe stadniki wylegiwały się wokół ognisk a cienka warstwa ich świadomości była gładka i obojętna nad unoszącymi się głębiami, które Dorthy mogła zaledwie dostrzec, zbyt rozległymi i mrocznymi by zdołała je ogarnąć.Sfrustrowana wychodziła z sań Amakuki i wracała do czekającego Andrewsa, potrząsała głową i mówiła mu że nie ma niczego nowego do przekazania.Przyjmował to ze spokojem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •