[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu pojawiła się So ska, osmalona, lecz żywa.- Do wozu - nakazała.Nie było łatwo wprowadzić Li'at'dano do środka i ułożyć ją na łóżku przeznaczonym dla dwunogich istot, ale jakoś się udało.Centaury odwiązały od wozów oszołomione konie izaprzęgły się na ich miejsce.- Co ona zrobiła? - spytał Alain, opierając się o wóz, aby odetchnąć.Jego włosypowoli wracały do normalnego stanu.Na środku drogi widniała olbrzymia wyrwa.- Li'at'dano włada magią pogody - odparła So ska.- Wezwała błyskawice.Przybyła nowa grupa centaurów z pochodniami.Posługując się nimi jak pałkami,rozgoniły lub zabiły pozostałych Przeklętych.Dopiero teraz dotarły do Alaina odległedzwięki bitwy przy forcie, zagłuszane przez wzmagający się wiatr, szeleszczący w pobliskichdrzewach.Usłyszał też szczekanie.So ska zagwizdała.Podbiegł centaur o skórze koloru spalonego masła i lśniącej, szarejsierści.Miała łuk i kołczan pełen strzał przerzucony przez grzbiet.- Jeśli ma iść z nami, będzie musiał kogoś dosiąść - powiedziała So ska.- Nie idzie z nami - odparła Szara Sierść.- Nadjeżdżają jego towarzysze na zrebakachNi'at.Muszą wrócić do swego stada i zanieść wieści.- Przyprowadzcie go do mnie - rozległ się głos Wiedzącej.Mówiła z wysiłkiem, cicho,lecz melodyjnie.Spojrzał na nią.Szamanka podniosła głowę.- Tu jestem.- Wyciągnął dłoń i dotknął jej ręki.- Tak.- Nienormalnie mocno chwyciła jego palce.- Jesteś tu.O co chciałbyś mniespytać?Skąd wiedziała?- Czy to ciebie zwą Liathano? Li'at'dano - poprawił się.Uśmiechnęła się lekko spuchniętymi wargami.- Tak mnie zwą.Ale ktoś inny będzie nosił to imię w przyszłości.- O Boże.Jej słowa zahuczały mu w głowie jak dzwięk dzwonu.Rozejrzał się.Centaury chciałyjuż odejść, zabrać uratowaną szamankę w bezpieczne miejsce, by wyzdrowiała.Ale on miałtyle pytań.- Gdzie właściwie jestem?- Tutaj.- A gdzie byłem przedtem? Kiedy żyłem?- Ty żyjesz.- %7łyję gdzie? - Z trudem wypowiadał słowa, splątane i ciężkie na języku.- %7łyjękiedy?Pojawił się tuzin nowych centaurów.Agalleos i Maklos jechali na dwóch srokatych; Agalleos ponury, Maklos flirtujący z ładną istotą, z której grzbietu właśnie zsiadł.Corazwięcej centaurów wracało z bitwy pod fortem, kołysząc pochodniami.Przypomniał sobie: książę-żołnierz nie zginął.Nie był cieniem.Był tak samo żywy jakAlain.- O Boże.Nie jestem w życiu po śmierci, prawda?- Nie - odparła ze smutkiem.- Odnalazłam cię tylko dlatego, że ta, którą zwieszLiathano, odciągnęła cię ze ścieżki wiodącej na Drugą Stronę.- To znaczy, naprawdę umierałem! - wyrzucił z siebie gorzko.- Służyłem Pani Bitew,tak jak mnie prosiła.Zginąłem na polu bitwy.- Nie zginąłeś.Tylko dlatego, że dziecko ognia odciągnęła cię ze ścieżki.Zobaczyłamcię tam, gdzie krzyżują się światy i życia, gdzie styka się ze sobą wszystko, co było, jest ibędzie.Tam cię spotkałam i przywiodłam tutaj, do tego czasu, do Adiki.Ona cię potrzebuje.-Jej twarz skurczyła się w bólu, gdy wypowiadała ostatnie słowa.O Boże.Adika!Furia i Smutek rzuciły się do niego, bez strachu roztrącając stado centaurów,przeskakując nad ciałami.Skakały, by polizać go po twarzy.- Leżeć! Leżeć! - wołał.Szara Sierść podniosła róg do ust i zadęła.Z szacunkiem pochyliła się, by dotknąćjednego z kopyt szamanki.- Musimy iść.Nasze tylne straże nie dadzą rady tak długo trzymać Przeklętych nadystans.Powinnaś być daleko stąd, zanim znów na nas ruszą.- Tak - zgodziła się Li'at'dano.- Już raz wpadłam w ich pułapkę, nie chcę tegopowtarzać.Złożyła głowę na poduszce i oddychając ciężko, zamknęła oczy.Alain odsunął się od boku wozu w tej samej chwili, gdy ten potoczył się naprzód,ciągnięty przez dwa silne centaury.Pochodnie świeciły po obu stronach drogi, a zgromadzonecentaury wydawały z siebie niesamowity gwizd, gdy wóz przejeżdżał obok nich.- Chodz.- Agalleos ujął ramię Alaina.- Musimy iść z nimi.- Ale przecież wracamy do Adiki!- Nie przejdziemy teraz drogą za nami, to nie jest bezpieczne.Przeklęci będąwszędzie.- Ale.Podbiegła do nich So ska.- To moja kuzynka.- Wskazała dorodnego centaura, uderzająco podobnego do So ski, o szerokich plecach i umięśnionych ramionach.Jak i wszystkie, była całkiem naga.-Pojedziecie na niej przez pierwszą część drogi.- Chodz - ponaglił Agalleos.Furia i Smutek trącały jego dłoń nosami i lizały ją.W oddali dało się słyszeć krzyki zPajęczego Fortu.Większość centaurów podążyła już za wozem.Pochodnie znikały wciemności, w miarę jak grupa poruszała się coraz szybciej.Sam nie trafi do obozu Szu-Sza w nieznanym terenie, pełnym zawziętych żołnierzyszukających wrogów.Wydawało się, że utrata piórka była niedobrą wróżbą.Złość walczyła wnim ze strachem, aż przypomniał sobie słowa wyszeptane przez Wiedzącą o Adice:  Ona ciępotrzebuje".Niezależnie od tego, co się stanie, odnajdzie drogę powrotną do niej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •