[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tej samej chwili nadeszło nieszczęście w postaci poważnego wypadku.Arne znajdował się na drabince i wyczyniał na niej akrobatyczne manewry.Gdy nadszedł najtrudniejszy moment wciśnięcia się do ciasnego otworu, złamał żebro.Złamał je tak dosłownie, iż później z całą powagą opowiadał, że słyszał trzask.Poczuł tak silny ból, że ledwie zdążył się utrzymać drabinki i cudem nie spadł w przepaść.Wciągnęliśmy go do pieczary, gdzie na widok znajdujących się tam rzeczy zapomniał o bólu i cierpliwie krążył po niskiej i niewygodnej dziurze.Trudno było zrozumieć, jak dawni mieszkańcy potrafili przynieść swych zmarłych w to miejsce, spuścić ich w dół urwiska i przeciągnąć ciasnym tunelem.Ojciec Sebastian opowiadał mi o takich wyspiarzach, którzy sami wślizgiwali się do pieczar, aby w nich spokojnie umrzeć.Jeszcze po wprowadzeniu w ubiegłym wieku chrześcijaństwa i obowiązkowych pogrzebów na cmentarzu w Hangaroa niektórzy staruszkowie próbowali potajemnie kryć się w swych pieczarach, aby ich kości tam zostały.Ostatnim, który tak się pogrzebał za życia, był stary Teave, dziadek żyjących do dziś mieszkańców wsi.Poukładane wokół nas szkielety zostały kiedyś zawinięte w maty z sitowia.Krewni musieli więc spuszczać zwłoki na linie w dół skalnej ściany, podczas gdy inni chwytali je i ciągnęli za sobą w głąb pieczary.Kapitan, drugi oficer i Sanchez również zeszli do nas, tylko Santiago i „syn wodza” z żoną zostali na górze.Sfotografowaliśmy wnętrze i naszkicowaliśmy wszystko, o ile to było możliwe w tak niskim pomieszczeniu, potem zabraliśmy się do badania rzeczy leżących w pieczarze.Szkielety znajdowały się w różnych miejscach, jedynymi przedmiotami pogrzebowymi okazały się małe paczki z sitowia.Nie można było dotknąć plecionego opakowania, aby nie rozleciało się w proch.Dwie paczki jeszcze przedtem zupełnie się rozsypały, mogliśmy więc zobaczyć zawartość.W większej znajdowała się kamienna figura kobieca.Z drugiej wyzierało podwójne oblicze z czterema oczami i dwoma nosami; te ostatnie wydłużały się tak, że otaczały kamień i spotykały się po drugiej stronie w kształcie ostrzy oszczepów.Na paczce leżącej przy jednym ze szkieletów sitowie trzymało się jeszcze tak dobrze, że po jej podniesieniu zwisało całymi kawałkami.Wewnątrz znaleźliśmy rzeźbę homara podobną do tej, wokół której zaczęła się cała historia z kamieniami wójta.Może w tym kącie spoczywał wiecznym snem jakiś stary rybak? Byłby zainteresowany w tym, aby homar okazał się płodny.W pieczarze znalazło się razem tylko dziesięć rzeźb, wszystkie zawinięte w sitowie.Dwie były do siebie podobne, przedstawiały stojącego mężczyznę z dziobem.Jedną więc zostawiliśmy zgodnie z przyrzeczeniem danym staremu Santiago.Rzeczy zabrane z pieczary zapakowaliśmy dobrze i wyciągnęliśmy na górę za pomocą liny.Gdy ostatnia partia znalazła się już na miejscu i Santiago upewnił się, że zostawiliśmy jedną rzecz w pieczarze, mój wzrok padł na leżącą na kamieniu kurę.Jej zapach działał mi na zmysły, nie mogłem jej zostawić dla aku-aku.I też aku-aku wcale nie zemściło się, gdy posiliłem się jego porcją, dzieląc się resztą po bratersku z pozostałymi.Wyspiarze nie chcieli jednak tknąć ani kawałeczka i ze strachem trzymali się w pewnej odległości, aż wrzuciliśmy do morza obgryzione resztki.Teraz kobieta zaczęła nabierać odwagi, śmiała się i żartowała z męża, że bał się wejść do pieczary.Im bardziej oddalaliśmy się od nadbrzeżnych skał, tym bardziej sobie używała.Gdy zaś stłoczeni w jeepie jechaliśmy do domu w blasku księżyca, aż żal mi było statecznego człowieka.Żona krzyczała, chichotała i tak się z niego nabijała, że on sam zaczął się wreszcie z siebie podśmiewać i oświadczył, iż już nigdy w życiu nie będzie taki głupi.Teraz znał się na rzeczy i drugi raz nie da się nastraszyć diabłom i duchom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]