[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy chętnie opowiadali o czasach Przewróconych Figur, co uważali za prawdę historyczną.Gdy wójt opowiadał o tej starej kobiecie, która sygnałem plecenia kosza zdradziła jego plemię, tak się przy tym rozgniewał, że miał łzy w oczach i zaczął kląć.Ta legenda przetrwa jeszcze jedenaście następnych pokoleń pomimo zasady „nie przejmuj się”.- Wśród naszych przodków było wiele pięknych ludzi - ciągnął dalej wójt.- Jedni ciemni, a inni zupełnie biali jak wy z kontynentu, z jasnymi włosami.To byli biali ludzie, choć równocześnie prawdziwi mieszkańcy Wyspy Wielkanocnej, absolutnie tu urodzeni.W mojej rodzinie spotykało się wielu członków białego typu nazywanych oho-tea, co znaczy „jasnowłosi”.Moja własna matka i moja ciotka miały włosy bardziej rude niż Seńora Kon-Tiki.- Bardziej rude - sekundował brat z niszy.- W naszej rodzinie już od najstarszych czasów zdarzało się wiele rudych włosów.My, bracia, nie mamy ich.Ale moja córka, która się utopiła, miała mlecznobiałą skórę i rude włosy, taki sam jest mój dorosły syn, Juan.On stanowi dwunaste pokole­nie po Ororoinie.To się zgadzało.Włosy córki i syna miały taki sam czerwony kolor jak peruki długouchych figur z cienkimi wargami, stojących na murach w okresie drugiej epoki.Plemię zginęło na półwyspie Poike, figury zostały obalone, lecz rude włosy można śledzić poczynając od olbrzymich peruk pukao, poprzez ludzi opisanych przez pierwszych odkrywców i pierwszych misjonarzy, aż do najmłodszych potomków Ororoiny - najbliższej rodziny wójta.Gdy wypełzliśmy z pieczary Hotu Matui i wędrowaliśmy do ciemnego obozu po drugiej stronie doliny, czuliśmy się prawie długouchymi o jasnych włosach.Pora była późna, szczególnie dla Anetki.Kilka dni potem stałem z wójtem obok obozu, patrząc na szereg wywróconych figur na starym podwórcu świątyni.Właśnie nadeszła wiadomość od Billa z Vinapu, że jego miejscowi robotnicy zastosowali jakiś niezwykły sposób przy podnoszeniu na mur potężnego bloku.Dzięki temu znów zainteresowałem się odwieczną zagadką dotyczącą transportu i ustawiania olbrzymich figur.Prostą metodę, której użyli kopacze z Vinapu, oni sami uważali za coś najzupełniej naturalnego.Może odziedziczyli zna­jomość tej sztuki po przodkach? Przypomniałem sobie, że już dawno temu pytałem wójta, w jaki sposób transportowano figury z kamieniołomu.Odpowiedział to samo, co wszyscy inni: figury maszerowały same.Postanowiłem spróbować jeszcze raz:- Słuchaj, jesteś przecież długouchym, musisz więc chyba wiedzieć, jak podnoszono te figury?- Oczywiście, Seńor, że wiem.To bardzo proste.- Proste? Przecież to jest jedna z największych tajemnic Wyspy Wielkanocnej.- Lecz ja wiem, jak to zrobić, mogę podnieść taką moai.- Kto cię nauczył?Wójt spoważniał i stanął blisko mnie.- Seńor, gdy byłem małym chłopcem, musiałem siadać wypro­stowany na podłodze, a dziadek i jego szwagier Porotu siadali przede mną.Uczyli mnie różnych rzeczy, tak jak dziś w szkole.Umiem wiele.Musiałem wszystko powtarzać na pamięć, tyle razypowtarzać, aż nie myliłem ani jednego słowa.Uczyłem się też pieśni.Słowa wójta brzmiały tak szczerze, że nie bardzo wiedziałem, co mam myśleć.Udowodnił w kamieniołomie, że umiał się obchodzić z narzędziami i znał się na robocie, ale to nie przeszka­dzało, że był też pełnym fantazji łgarzem.- Jeżeli wiesz, jak podnoszono figury, to dlaczego nie zdradzi­łeś się wobec tych, którzy cię przedtem o to pytali? – kułem żelazo na gorąco.- Nikt mnie nie pytał - odrzekł wójt dumnym głosem.Dawał do poznania, że nie widzi potrzeby dalszych wyjaśnień.Nie wierzyłem mu.Obiecałem zapłacić gotówką sto dolarów, jeżeli największa figura w dolinie Anakena znajdzie się na swoim miejscu na murze świątyni.Wiedziałem, że w tej chwili ani jedna figura nie stała na swym ahu.Byłem też pewien, że nigdy nie zobaczę żadnej w postawie stojącej poza tymi, które odgrzebywaliśmy z ziemi u stóp Rano Raraku.- Umowa stoi, Seńor - rzekł krótko wójt podając mi rękę.- Wybieram się w podróż do Chile najbliższym okrętem wojennym i potrzebuję dolarów.Zaśmiałem się i życzyłem mu szczęścia.Musiał mieć jednak trochę niedobrze w głowie.Wkrótce rudy syn wójta przyjechał konno z wioski przywożąc wiadomość na świstku papieru.Jego ojciec prosił, abym pomówił z gubernatorem i uzyskał pozwolenie na przeniesienie się jego i jedenastu innych do pieczary Hotu Matui w dolinie Anakena w celu podniesienia największej figury.Pojechałem do gubernatora.I on, i ojciec Sebastian śmieli się z wójta i mówili, zgodnie zresztą z moim przekonaniem, że mu brakuje piątej klepki.Lecz wójt Don Pedro stał przed nami z ka­peluszem w ręku i trzęsącymi się wargami, dotrzymałem więc słowa i poprosiłem o zgodę gubernatora, który wystawił odpowie­dni dokument.Ojciec Sebastian miał wielką uciechę i spodziewał się interesującego widoku.Tak więc wójt przybył do doliny z dwoma braćmi i gromadą wybranych krewniaków, dlugouchych po kądzieli.Steward wy­dzielił im racje żywnościowe i dwunastu ludzi zamieszkało ponow­nie w pieczarze Hotu Matui.Tuż przed zmrokiem wójt zjawił się w obozie, osobiście wyko­pał głęboki, okrągły dół na zboczu między namiotami, po czym znikł.Gdy zapanowała już zupełna ciemność i cisza zaległa obóz, dały się słyszeć jak poprzednim razem dziwne tony melodii jakby nie z tego świata i głuche dudnienie.Wszystko przybierało coraz bardziej na sile, aż powstał głośny chór z wybijającym się głosem starej kobiety.W całym obozie zabłysły światła, wszystkie namioty przeświecały na zielono i przypominały papie­rowe latarnie.Ludzie wyszli z nich jednak bez latarek, pamię­tając, że taniec musi się odbywać w ciemności.Tym razem jednak zobaczyliśmy coś nowego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •