[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– No to gdzie ona jest?– Pamiętasz, Owenie, jak nam opowiadałeś o ufortyfikowanym obozie, który założono, kiedy Imperialny Ład pojawił się w Bandakarze i jego żołnierze jeszcze się obawiali o swoje bezpieczeństwo?– W pobliżu mojego miasta – odparł Owen.Richard skinął głową.– Właśnie.Sądzę, że Nicholas właśnie tam zabrał Kahlan.To dobrze zabezpieczone miejsce, które zbudowano, by przetrzymywać pojmane kobiety.Pełno tam żołnierzy mających go bronić.Poza tym to warowny obóz, trudniej go tam będzie dopaść niż tutaj, w mieście.– Więc jak się tam dostaniemy? – zapytała Jennsen.– Zastanowimy się nad tym, kiedy tam dotrzemy i zobaczymy obóz.Nathan wyrósł obok Richarda.– Ann i ja idziemy z tobą.Może zdołamy pomóc uwolnić Kahlan z rąk Slide’a.A podczas podróży spróbujemy wymyślić, jak rozplątać twój dar.Richard chwycił go za ramię.– W tej krainie nie ma koni.Jeżeli możecie biec i dotrzymacie nam kroku, to zapraszamy, ale nie zwolnię dla was tempa.Nie mam wiele czasu, Kahlan również.Nicholas raczej nie będzie jej tu długo trzymać.Kiedy już odpocznie i zaopatrzy się na drogę, opuści te ziemie, a wtedy trudniej będzie go odnaleźć.Nie mamy czasu do stracenia.Musimy podróżować najszybciej jak się da.Prorok, rozczarowany, wbił wzrok w ziemię.Ann pospiesznie uściskała Richarda.– Jesteśmy o wiele za starzy, żeby na piechotę dotrzymać kroku tym młodym ludziom.Jak ją odbijesz z rąk Slide’a, wróć, a my zrobimy co w naszej mocy, żeby ci pomóc.Będziemy szukać rozwiązania, kiedy będziesz ją wyrywał z jego szponów.Wróć, bo na pewno coś wymyślimy.Richard wiedział, że nie pożyje aż tak długo, ale nie zamierzał tego mówić.– Dobrze.Co możecie mi powiedzieć o Slidzie?Nathan pocierał kciukiem dół policzka i zastanawiał się.– Slide’owie to złodzieje dusz.Nic przed nimi nie obroni.Nawet ja byłbym wobec nich bezbronny.Chłopakowi już inne wyjaśnienia nie były potrzebne.– Caro, Jennsen, Tomie, idziecie ze mną.– A my? – zapytał Owen.Anson tkwił w pobliżu, paląc się do uczestnictwa, i skinieniem głowy poparł Owena.A byli przecież jeszcze ludzie czuwający przed budynkiem, w którym Nathan usiłował pomóc Richardowi.Wszyscy dzielnie walczyli.Jeżeli ma odbić Kahlan, będzie potrzebować choć niewielkiej grupy.– Z wdzięcznością przyjmę waszą pomoc.Uważam, że większość naszych powinna zostać tu z Ann i Nathanem.Mieszkańcom Hawton też się przydacie.Wszystko im wyjaśnicie, pomożecie zrozumieć to, czego się sami nauczyliście.Powinni wprowadzić trochę zmian, żeby się dopasować do świata, który teraz stoi przed nimi otworem.Richard miał już odejść, kiedy Nathan złapał go za rękaw.– Według mojej wiedzy, nie masz żadnej obrony przed złodziejem dusz, ale przypomniałem sobie coś, co wyczytałem w starej księdze w podziemiach Pałacu Proroków.– Słucham.– Oni potrafią wychodzić poza własne ciało.wysyłać w dal swojego ducha.Richard tarł palcami czoło i zastanawiał się nad słowami Proroka.– To pewnie w ten sposób mnie obserwował i śledził.Sądzę, że patrzył na mnie poprzez oczy wielkich ptaków, które tu mieszkają, czarnosternych chyżolotów.Jeżeli istotnie jest tak, jak mówisz, to pewnie w tym celu opuszcza własne ciało.– Spojrzał na Nathana.– Jak mogę to wykorzystać?Nathan pochylił się ku niemu, przekrzywił głowę i patrzył na chłopaka jednym lazurowym okiem.– Właśnie wtedy są bezbronni: kiedy są poza własnym ciałem.Richard sprawdził, czy miecz luźno siedzi w pochwie.Uniósł go nieco.– Jakiś pomysł, jak przyłapać go poza ciałem? – Pozwolił mieczowi opaść.Nathan się wyprostował.– Niestety, nie.Richard i tak skinął głową w podzięce i wyszedł na zewnątrz.– Jak daleko jest do tego warownego obozu, Owenie?– To w pobliżu dawnego przejścia przez granicę.To dlatego Richard go nie widział; dotarli tu pradawnym szlakiem wykorzystywanym przez Kaja-Ranga.W normalnych czasach taka podróż trwałaby dobrze ponad tydzień.Stanowczo za długo.Powiódł wzrokiem po zwróconych ku niemu twarzach.– Nicholas ma nad nami sporą przewagę i na pewno zamierza jak najszybciej zniknąć z tak cennym łupem.Jeżeli narzucimy sobie dobre tempo i nie będziemy robić długich przerw na odpoczynek, jest nadzieja, że go dogonimy, kiedy dotrze do obozowiska.Musimy natychmiast wyruszyć.– Tylko na ciebie jeszcze czekamy, lordzie Rahlu – powiedziała Cara.Kahlan też na niego czekała.ROZDZIAŁ 61Stan Richarda pogarszał się z każdym dniem ciężkiej podróży, ale lęk o Kahlan nieubłaganie gnał go naprzód.Przez większość czasu, godzina po godzinie, w słońcu, mroku, a niekiedy i w deszczu, biegli dobrym tempem.Richard podpierał się kosturem, który sam sobie wyciął.Kiedy mu się zdawało, że już dłużej nie da rady, z rozmysłem przyspieszał – sam sobie w ten sposób przypominał, że nie może się poddawać.Nocą zatrzymywali się tylko na kilkugodzinny sen.Bandakarczycy z trudem za nim nadążali.Cara i Jennsen nie miały z tym kłopotu, obie bowiem przyzwyczajone były do wyczerpującego wysiłku i trudnych podróży.Jednak wszyscy byli tak wyczerpani morderczym tempem, że rozmawiali tylko wtedy, kiedy to było niezbędne.Richard nie miał dla siebie litości, starał się nie myśleć o swoim beznadziejnym stanie.Bo to nie miało znaczenia.Pamiętał, że z każdym przebiegniętym metrem – jeśli nie zmniejszą tempa – są coraz bliżej Nicholasa, a więc i coraz bliżej Kahlan.W chwilach rozpaczy mówił sobie, że Kahlan na pewno żyje, bo przecież Nicholas już dawno by ją zabił, gdyby tego chciał.Nie uciekałby, gdyby nie żyła.Żywa Kahlan jest dla niego o wiele cenniejsza.O dziwo, czuł ulgę.Mógł się forsować, ile było trzeba [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •