[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ponieważ tedy rzecz tak stoi, sądzę,Ze nic lepszego nie masz do zrobieniaJak pójść za hrabię.Dalipan, to wcale,Co się nazywa, przystojny mężczyzna.Romeo kołek przy nim; orzeł, pani,Nie ma tak pięknych, żywych, bystrych oczuJak Parys.Nazwij mię hetką-pętelką,Jeśli nie będziesz z kretesem szczęśliwaW tym nowym stadle, bo ono jest stokroćLepsze niż pierwsze; a choćby nie było,To i tak tamten pierwszy już nie żyje;Tak jakby nie żył; przynajmniej dla ciebie,Skoro, choć żyje, nie masz zeń pożytku.JULIACzy z serca mówisz?MARTABa, i z duszy całej!Jeśli nie z serca i nie z duszy, to jePrzeklnij oboje.JULIAAmen!MARTANa co amen?87JULIABardzoś mi przez to dodała otuchy,Idzze i powiedz teraz mojej matce,Ze naraziwszy się na gniew rodzica,Poszłam do celi ojca LaurentegoOdprawić spowiedz i wziąć rozgrzeszenie.MARTAO, idę! to mi pięknie i roztropnie.Wychodzi.JULIAStara niecnoto! Zdradziecki szatanie!Cóż jest niegodniej, cóż jest większym grzechem:Czy tak mię kusić do krzywoprzysięstwa?Czy lżyć małżonka mego tymiż usty,Którymi tyle razy go pod nieboWznosiłaś chwaląc? Precz, uwodzicielko!Serce me odtąd zamknięte dla ciebie.Pójdę poprosić ojca Laurentego,By mi dał radę, a jeśli żadnegoNa tę przeciwność nie będzie sposobu,Znajdę moc w sobie wstąpienia do grobu.Wychodzi.88AKT CZWARTYSCENA PIERWSZACela O j c a L a u r e n t e g o.O j c i e c L a u r en t y i P a r y s.OJCIEC LAURENTYW ten czwartek zatem? to bardzo pośpiesznie.PARYSMój teść, Kapulet, życzy sobie tego:A ja powodu nie mam rzecz odwlekać.OJCIEC LAURENTYNie znasz pan, mówisz, uczuć swojej przyszłej;Krzywa to droga, ja takich nie lubię.PARYSBez miary płacze nad śmiercią Tybalta,Małom jej przeto mówił o miłości,Bo Wenus w domu łez się nie uśmiecha,Ojciec jej, mając to za niebezpieczne,%7łe się tak bardzo poddaje żalowi,W mądrości swojej przyśpiesza nasz związek,By zatamować zródło tych łez, któreW odosobnieniu cieką za obficie,A w towarzystwie prędzej mogą ustać.Znasz teraz, ojcze, powód tej nagłości.OJCIEC LAURENTY na stronieObym mógł nie znać powodów do zwłoki!głośno89Patrz, hrabio, oto twa przyszła nadchodzi.Wchodzi J u l i aPARYSSzczęsny traf dla mnie, piękna przyszła żono!JULIAByć może, przyszłość jest nieodgadnioną.PARYSTo może ma być już w ten czwartek z rana.JULIACo ma być, będzie.OJCIEC LAURENTYPrawda to zbyt znana.PARYSPrzyszłaś się, pani, spowiadać przed ojcem?JULIAMówiąc to, panu bym się spowiadała.PARYSNie zaprzecz przed nim, pani, że mię kochasz.JULIA%7łe jego kocham, to wyznam i panu.PARYSWyznasz mi także, tuszę, że mnie kochasz.JULIAGdyby tak było, większą by to miałoWartość wyznane z daleka niż w oczy.PARYSBiedna! łzy bardzo twarz twą oszpeciły.JULIANiewielkie przez to odniosły zwycięstwo;Dosyć już była uboga przed nimi.PARYSTym słowem bardziej ją krzywdzisz niż łzami.90JULIANie jest to krzywda, panie, ale prawda,I w oczy sobie ją mówię.PARYSTwarz twojaDo mnie należy, a ty jej uwłaczasz.JULIANie przeczę; moja bowiem była inna.Maszli czas teraz, mój ojcze duchowny,Czyli też mam przyjść wieczór po nieszporach?OJCIEC LAURENTYNie brak mi teraz czasu, smętne dziecię.Racz, panie hrabio, zostawić nas samych.PARYSNiech mię Bóg broni świętym obowiązkomStać na przeszkodzie! Julio, w czwartek z ranaPrzyjdę cię zbudzić.Bądz zdrowa tymczasemI przyjm pobożne to pocałowanie.Wychodzi.JULIAO! Zamknij, ojcze, drzwi; a jak je zamkniesz,Przyjdz płakać ze mną.Nie ma już nadziei!Nie ma ratunku! Nie ma ocalenia!OJCIEC LAURENTYAch, Julio! Znam twą boleść; mnie samegoNabawia ona prawie odurzenia,Słyszałem, i nic tego nie odwlecze,Ze w przyszły czwartek wziąć masz ślub z tym hrabią.JULIANie mów mi, ojcze, że o tym słyszałeś;Chyba że powiesz, jak tego uniknąć,Jeżeli w swojej mądrości nie znajdziesz%7ładnego na to środka, to przynajmniejPostanowienie moje nazwij mądrym,A w tym sztylecie zaraz znajdę środek.Bóg złączył moje i Romea serce,Ty nasze dłonie; i nim ta dłoń, świętąPieczęcią twoją z Romeem spojona,Inny akt stwierdzi, nim to wierne serceW zdradzieckim buncie odda się innemu,To ostrze zada śmierć sercu i dłoni.Daj mi więc jaką radę zaczerpniętą91Z długoletniego doświadczenia twegoAlbo bądz świadkiem, jak ten nóż rozstrzygnieSprawę pomiędzy mną a moim losem,Wnet zaradzając temu, czego aniWiek, ani rozum nie mógł doprowadzićDo rozwiązania zgodnego z honorem.Mów prędko; pilno mi wstąpić do grobu,Jeśli mi powiesz, że nie ma sposobu.OJCIEC LAURENTYStój, córko! Mam ja w myśli pewien środek,Wymagający równie rozpaczliwejDeterminacji, jak jest rozpaczliweTo, czemu chcemy zapobiec.Jeżeli,Dla uniknienia małżeństwa z Parysem,Masz siłę woli odjąć sobie życie,To się odważysz snadz na coś takiego,Co będąc tylko podobnym do śmierciUwolni cię od hańby, jakiej chciałaśUjść przez zadanie jej sobie naprawdę.Maszli odwagę, toć wskaże ten środek.JULIAO! każ mi, zamiast być żoną Parysa,Skoczyć ze szczytu wieży; w rozbójniczychGościć jaskiniach, w legowiskach wężów;Zamknij mię w jedną klatkę z niedzwiedziamiAlbo mię wepchnij nocą do kostnicy,Zewsząd pokrytej szczątkami szkieletów,Poczerniałymi kośćmi i czaszkami,Każ mi wejść żywcem w grób świeżo kopanyI w jeden całun z trupem się obwinąć;Wszystko to dawniej dreszcz budziło we mnie,Ale bez trwogi uczynię to zaraz,Bylebym tylko pozostała czystąMałżonką mego lubego kochanka.OJCIEC LAURENTYSłuchaj więc: idz do domu, bądz wesoła,Przystań na związek z hrabią.Jutro środa;Staraj się jutro na noc zostać sama,Niech Marta nie śpi ten raz w twym pokoju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]