[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ty, Tatarczuk, dobry mołojec rzekł Chmielnicki i ja na ciebie nie nastaję, boś ty mójdruh i nie Lach, ale Kozak, nasz brat.Bo gdyby Lach był zdrajca, to ja bym się nie smucił inie płakał, ale jeśli dobry mołojec zdrajca, mój druh zdrajca, to mnie ciężko na sercu i żaldobrego mołojca.A skoroś w Krymie i na Wołoszy, i pod Smoleńskiem bywał, to jeszczewiększy twój grzech, żeś teraz nieszczerze chciał gotować i ochotę wojsk zaporoskich przedLachem zdradzić! Tobie pisali, byś ty mu ułatwił, czego by zażądał, a powiedzcie, mości pa-nowie atamani, czego by Lach mógł żądać? Czy nie śmierci mojej i mojego życzliwego przy-jaciela Tuhaj-beja? Czy nie zguby wojsk zaporoskich? Tak ty, Tatarczuk, winien i już niczegoinnego nie dokażesz.A do Barabasza pisał stryj jego, pułkownik czerkaski, Czaplińskiemudruh i Lachom druh, któren przywileje u ciebie chował, by ich wojsko zaporoskie nie dostało,co gdy tak jest, a klnę się Bogiem, że nie inaczej jest, więc wy oba winni i proście pomiłowa-nia atamanów, a ja z wami prosić będę, chociaż ciężka wasza wina i zdrada jawna.Tymczasem zza okna dochodził już nie szum i gwar, ale jakby łoskot jakiej burzy.Towa-rzystwo chciało wiedzieć, co się dzieje w izbie radnej, i wysłało nową deputację.Tatarczuk poczuł, że jest zgubiony.Teraz przypomniał sobie, że tydzień temu przemawiałwśród atamanów przeciw oddaniu buławy Chmielnickiemu i przymierzu z Tatarami.Zimnekrople potu wystąpiły mu na czoło: zrozumiał, że już nie ma ratunku.Co do młodego Baraba-sza, jasnym było, iż gubiąc go Chmielnicki chciał zemścić się nad starym pułkownikiem czer-kaskim, któren synowca swego kochał głęboko.Jednakże Tatarczuk nie chciał umierać.Niebladłby on przed szablą, przed kulą, nawet przed palem ale śmierć taka, jaka go czekała,przerażała go do szpiku kości, więc korzystając z chwili ciszy, która zapanowała po słowachChmielnickiego, krzyknął przerazliwie: Na imię Chrysta! bracia atamany, druhy serdeczne, nie gubcie niewinnego, toż ja Lachanie widział, nie gadał z nim! Pomiłujcie, bracia! Nie wiem, czego by Lach ode mnie chciał,spytajcie go sami! Ja klnę się Chrystem-Spasem, Zwiętą-Przeczystą, świętym Mikołajem Cu-dotwórcą, świętym Michałem Archaniołem, że duszę niewinną zgubicie! Przyprowadzcie Lacha! zawołał starszy kantarzej. Lacha tu! Lacha! wołali kurzeniowi.83Wszczęło się zamieszanie; jedni rzucali się do przyległej izby, w której więzień był za-mknięty, by przywieść go przed radę, inni zbliżali się groznie do Tatarczuka i Barabasza.Pierwszy Hładki, ataman mirgorodzkiego kurzenia, krzyknął: Na pohybel! Deputacja po-wtórzyła okrzyk.Czarnota zaś skoczył ku drzwiom i otworzywszy je wołał do zgromadzone-go tłumu: Mości panowie towarzystwo! Tatarczuk zdrajca i Barabasz zdrajca na pohybel im!Tłuszcza odpowiedziała wyciem straszliwym.W izbie wszczęło się zamieszanie.Wszyscykurzeniowi powstali ze swych miejsc.Jedni wołali: Lacha! Lacha! , inni starali się rozruchuciszyć, a wtem drzwi pod naciskiem tłumu roztworzyły się na oścież i do środka wpadłatłuszcza obradująca na dworze.Straszliwe postacie, upojone wściekłością, napełniły izbęwrzeszcząc, wywijając rękoma, zgrzytając zębami i zionąc zapach gorzałki: Smert Tatarczu-ku! i Barabaszu na pohybel! Dawajcie zdrajców! na majdan z nimi! krzyczały pijane głosy. Bij ubij! i setki rąk wyciągnęły się w tej chwili po nieszczęsne ofiary, Tatarczuk nie sta-wiał oporu, jęczał tylko przerazliwie, ale młody Barabasz począł bronić się ze straszną siłą.Zrozumiał na koniec, że go chcą zamordować; strach, rozpacz i wściekłość odbiły się na jegotwarzy; piana okryła mu wargi, z piersi wydobył się ryk zwierzęcy.Po dwakroć wyrywał się zrąk oprawców i po dwakroć ręce ich chwytały go za ramiona, za piersi, za brodę i osełedec; onszamotał się, kąsał, ryczał, upadał na ziemię i znów podnosił się, okrwawiony, straszny.Po-darto na nim ubranie, wyrwano mu osełedec z głowy, wybito oko, na koniec przygniecionemudo ściany złamano rękę.Wówczas padł.Oprawcy porwali go za nogi i wraz z Tatarczukiemwywlekli na majdan.Tam dopiero, przy blasku smolistych beczek i stosów ognia, rozpoczęłasię dorazna egzekucja.Kilka tysięcy ludzi rzuciło się na skazanych i darło ich w sztuki wyjąc iwalcząc z sobą o przystęp do ofiar.Deptano ich nogami, wyrywano kawały ciała; ciżba tło-czyła się koło nich tym strasznym konwulsyjnym ruchem rozszalałych mas.Chwilami krwa-we ręce podnosiły w górę dwie bezkształtne, niepodobne już do ludzkich postaci bryły, toznowu ciskano je na ziemię.Dalej stojący wrzeszczeli wniebogłosy: jedni, żeby wrzucić ofia-ry w wodę, drudzy, by je wtłoczyć w beczki palącej się smoły.Pijani rozpoczęli bójkę ze so-bą.Z szaleństwa zapalono dwie kufy z wódką, które oświeciły tę piekielną scenę drgającym,błękitnym światłem.Z nieba patrzył na nią także księżyc cichy, jasny, pogodny.Tak towarzystwo karało swoich zdrajców.A w izbie radnej, z chwilą jak kozactwo wywlekło za drzwi Tatarczuka i młodego Baraba-sza, uciszyło się znowu i atamani zajęli dawne miejsca pod ścianami, bo z przyległego alkie-rza przyprowadzono więznia.Cień padał na jego twarz, gdyż i ogień na kominie przygasł i w półświetle widać byłotylko wyniosłą postać trzymającą się prosto i dumnie, choć ręce jej związane były łykiem.AleHładki dorzucił wiązkę łuczywa, po chwili bujny płomień strzelił w górę i oblał jasnym świa-tłem oblicze więznia, który zwrócił się ku Chmielnickiemu.Ujrzawszy go Chmielnicki drgnął.Więzień był to pan Skrzetuski.Tuhaj-bej wypluł łuskwiny słoneczników i mruknął po rusińsku: Ja toho Lacha znaju on buw u Krymu. Na pohybel mu! zawołał Hładki. Na pohybel! powtórzył Czarnota.Chmielnicki opanował już wrażenie.Powiódł tylko oczyma po Hładkim i Czarnocie, któ-rzy pod wpływem tego wzroku umilkli, następnie zwróciwszy się do koszowego rzekł: I ja jeho znaju. Ty skąd? spytał koszowy Skrzetuskiego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]