[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otóż w Namysłowie poznałem się był z jednym tamtych stron obywatelem, który mniewidząc w kontuszu, sam ze mną szukał znajomości, a to z powodu, iż prozapią swoją z Polskiprowadził i chciał się dowiedzieć o swoich imiennikach w niej pozostałych, A na moje szczę-ście mogłem mu dać objaśnienie, jakiego żądał.Bo on wyprowadzał się z domu Putkamerów,osiadłego w Nowogródzkiem i z którym od tego czasu jeszcze, kiedy kratek pilnowałem, ści-słe miałem stosunki.Mówił trochę po polsku, jako zwyczajnie Szlązak, a po łacinie, jak sięnależy.Ucieszył się, iż jego krwi u nas się powodziło, i zaprosił mnie do zamku swego, oletnią milę od Namysłowa, bo to był obywatel możny -i tydzień u niego przesiedziałem.Alubo jego gościnność nie była zupełnie taka [jak] u nas, co to gospodarz rad by siebie upiec,aby dogodzić gościowi, nie mogę się skarżyć, iżby wedle obyczajów już na pół zniemczałychnie był dla mnie wylany.Nie od tego byłem, by trochę wypocząć, ile że mnie konie były sięrozchorowały.Oprowadzał on mnie po swoim gospodarstwie, bo wedle ich zwyczajów to był dobry go-spodarz.I podobało mi się, że jakoś dawna polska natura ich się trzyma, że roli pilnują, nietak jak Niemcy, co ziemię swoją puszczają w dzierżawę, a sami w kamienicach siedzą i rynkupilnują.- Jeszcze, widząc mnie porządnie ubranego, z pasem litym, a szczycąc się, iż z polskiejkrwi pochodzi, oświadczył mnie, z wielką jednak delikatnością, że bardzo byłby szczęśliwymieć całkowity strój polski na pamiątkę, i jakby się przemówił do mego kontusza i pasa.Mnieruszyła ambicja, żem nie tandetnik, abym handlował odzieniem, i prosiłem go, by raczył odemnie przyjąć ofiarę z mojego ubioru, gdyż do domu wracając, nowych znajomości robić niebędę, tylko o takie domy kołem zaczepię, którzy mnie i w kapocie radzi będą.Jakoż nazajutrz106 z rana, przepraszając go, że w kapocie go nawiedzam, oddałem mu, co tylko dnia poprzednie-go miałem na sobie.A chociaż pas słucki do tysiąca złotych mnie kosztował, rad byłem goprzekonać, że kiedy potrzeba, to my się nie rachujem i że darmo jego chleba nie jadłem.Alubo była to z mojej strony ofiara, a zatem nie bez jakiejś przykrości, takem go widziałuszczęśliwionym z mojego upominku, że ażem się ucieszył z myśli przysłużenia się jemu.%7łebył podobnej mnie tuszy, ubrał się zaraz za moją pomocą i wyuczyłem jego sługi, jak mu paszawiązywać.I cały dzień [chodził] w mundurze województwa nowogródzkiego, jakby naszobywatel, chociaż był u Niemców baronem.Ale tego samego dnia, oprowadzając mnie poswoim gospodarstwie, zaszedł ze mną do obory, która jak pałac jaki wyglądała, tam wybraw-szy najpiękniejszych dwanaście krów i buhaja, prosił mnie, bym to przyjął.Ja mu się wyma-wiałem, że nie w pretensji żadnego oddarowania ustąpiłem mu moją starzyznę, ale on mnietłomaczył, że jako od koligata jego krwi, nie wahał się przyjąć ode mnie to, co mu tak jestszacownym, więc sama słuszność każe mi uprzejmie przyjąć to, co mi z dobrego serca ofia-ruje.Jakoż przekonał mnie, iż nie było na swoim miejscu pokazać się zbyt trudnym.Czulepodziękowawszy odesłałem bydełko z moimi ludzmi i tak szczęśliwie doszło do domu, cowielką pociechą było dla mojej Magdusi, która i kochała się w bydle, i na nim się dobrzeznała.A sam jeszcze zostałem dni kilka, póki moich koni konował nie wykurował.Otóż więcej tygodnia, com bawił w zamku okazałym, u możnego obywatela, prócz do-mowników żywego ducha nie widziałem, choć sąsiadów miał mnóstwo, bo tam żaden magnatnawet takich obszernych włości jak u nas nie posiada.To mnie mocno zadziwiło: jak możnatakie życie prowadzić, wszystko mieć do przyjęcia ludzi, a nie widzieć ich u siebie.U nas byobywatel zwędził się z nudów, a on się nie nudził, bo miał wielką bibliotekę i różnego gatun-ku zbiory.To jakieś kwiatki zasuszone w papierze, to robaczki szpilkami pokłute, to muszlerozmaitego kształtu, to kruszce wszystkie, jakie tylko są na świecie, a których nazwiska takrecytuje, jakby litanię do Najświętszej Panny, że ani się zatnie, bo on to wszystko mnie poka-zywał i tłomaczył.To kiedy się napracuje w polu, to te swoje drobiazgi przepatrzy, przeczy-ści, przekłada - i tak mu czas schodzi.A jak mnie mówił, to każdy u nich obywatel ma po-dobne rupiecie i nimi się bawi, że mu gawędy nie potrzeba.My, szlachta, tego u siebie niemamy ni się na tym znamy, a cała nasza zabawa z ludzmi obcować.Kiedy szlachcic przyjdziedo wioszczyny, jako zwykle w niej domu nie zastanie, zaraz go stawi nad folwarkiem, a tak,żeby gościniec było widać, aby przez okno wyglądać, czy kto nie łaskaw nawiedzić.To jeślisię spostrzeże, że z daleka kurzawa się podnosi, ledwo serce nie wyskoczy z radości, że możektoś o nim nie zapomniał.A kiedy nadzieja nie zawiedzie, to dopiero szczęście! Ugaszcza sięłaskawcy, oprowadza się go do stajni, popisuje się przed nim pracą swoją, wypije się z nim, anagawędzi się, że ledwo nie płacze przy pożegnaniu.Kiedy dusza się wylewa, trudno czasem,żeby się coś i nie wymówiło, bo serce do ust się przedziera.Ale było na to lekarstwo.Zadawnych czasów, kiedy się ważna rzecz powierzała, wymagano przysięgi na dochowanie jejw tajemnicy.Jak kto się zwiąże przysięgą, to choć mu czasem język zaświerzbi, zaraz mustaje straszny sąd Boży przed oczyma; a jak człowiek zastanowi się, jak tam i piecze, i kole,zaraz mu język świerzbić przestanie.Kiedy się ukartowało w Częstochowie, aby króla porwaćz Warszawy, czego potem pan pułkownik Aukawski gardłem swoim przypłacił, to więcejtrzechset było nas w zmowie; ale żeśmy przysięgli sobie wieczne milczenie, tak się ono do-chowało, że dotąd nawet całkowity ten wypadek tajemnicą jest pokryty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •