[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hrabina Helena nie chciała tej władzy, lecz ty, działając celowo, osiągniesz wszystko, co zechcesz.— Nie wiem, o czym mówisz.— Naprawdę nie wiesz czy też boisz się zaufać komuś, kto być może jednak prowadzi grę dla Dostojnej? Milczałem.— To ja kazałam przewieźć tutaj ciało hrabiny Se Rhame Sar powiedziała.— Przecież byłam pewna, że nic i nikt cię nie zmusi, byś wrócił do miejsca, gdzie umarła.Znam cię tak dobrze jak Luiza, przecież wiesz.Nie było rzeczą trudną zgadnąć, kto przyczynił się do zniknięcia hrabiny Heleny.Kazałam zabrać ciało z twojego domu w Rhame Sar i przygotować odpowiednie miejsce w Alide.Następnie, nie zdradzając swojej tożsamości, powierzyłam tajemnice pani Atheves.Ponadto skłamałam, mówiąc, że sekret zna także Dostojna.Miałam więc pewność, że pani Dorota Atheves pośle właśnie ciebie, i to pośle szybko.Czekałam, aż się zjawisz, i obserwowałam, co uczynisz.Potem podążyłam za tobą, by upewnić się, że do niej nie wrócisz.Czułem, jak krew ucieka mi z twarzy, musiałem być blady jak trup.— A gdybym jednak wrócił?— Lecz przecież nie wróciłeś.— A gdybym wskrzesił Helenę?Powiedziała mi wcześniej: “To ja, Anna Jasena, lecz starsza o ćwierćwiecze.”.I na honor, gotów byłem uwierzyć, że istotnie przeżyła dwakroć więcej lat, niż miała w rzeczywistości.Patrzyły na mnie wciąż tak samo poważne, bardzo dojrzałe, a nawet stare oczy.— Lecz przecież nie wskrzesiłeś.Oto właśnie były dwie próby, z których wyszedłeś zwycięsko.Mogę więc przedłożyć ci swą prośbę.— Próby?— Tak, próby.Ośmieliłam się poddać cię próbom.Teraz pozostało mi już tylko prosić.— A ta prośba.— Proszę o koniec wojny w Valaquet.Proszę, by zwrócono mi brata, bo pozostał mi tylko on.Moja matka to potwór, a starsza siostra zasługuje, by ją zamknąć w domu dla obłąkanych lub w twierdzy dla zbrodniarzy, do wyboru.Czy proszę o zbyt wiele?Cofnąłem się o pół kroku, czyniąc bezradny gest.— Lecz jakiego brata chcesz, by ci zwrócono? Tego sprzed kilku lat? Przecież to zupełnie niemożliwe, w każdym razie nie tutaj, nie w Valaquet.Tutaj możesz co najwyżej stanąć u boku demona lodu i śniegu, porażającego mrozem całe miasta, zabijającego setki i tysiące ludzi jednym tchnieniem albo jednym spojrzeniem! — Wyciągnąłem rękę w stronę odległych gruzów Re Alide.— Taki człowiek jest ci potrzebny? A co potem? Ile miesięcy, a może tylko tygodni, będzie trzeba, byś przepełniona odrazą i strachem zabiła mnie tak samo, jak ja zabiłem moją żonę? A kto potem sięgnie po tę kolię? Ty? Ktoś inny? Każdy, kto założy ten klejnot na szyję, już nigdy nie zdoła się z nim rozstać.Helena nie potrafiła, choć pragnęła z całej duszy.Sądzisz więc, że ja potrafię? Myślę, że nikt nie potrafi, Jaseno.Nikt! Na całym wielkim świecie — nikt i nikt! Rozumiesz?— Mylisz się, jestem pewna.— Mylę się?— Mylisz się, Robercie.Ktoś, kto umiał nie założyć tej kolii, potrafi ją także zdjąć.Ktoś taki zniszczy ją, gdy tylko stanie się zbędna.— A jeśli nie? Przecież to zaledwie pobożne życzenia.przecież to zaledwie nadzieja, tylko wiara, nic więcej.Wierzysz we mnie i oczekujesz, że sprostam każdemu wyzwaniu.To złudne.— Złudne? — zapytała, wstając.— Więc ci powiem, mój bracie: od czasu, gdyś powrócił ze swojego wygnania i zobaczył rzeczy w Valaquet takimi, jakimi były od zawsze, nie uczyniłeś nic.Miotałeś się, próbując ratować wszystko i wszystkich.Kogo ocaliłeś? Nikogo.Co ocaliłeś? Nic.,Czemu zapobiegłeś? Niczemu.A dlatego, że nigdy nawet nie postało ci w głowie, iż władza powinna należeć tylko do tych, którzy wcale jej nie chcą! To ty właśnie powinieneś tutaj rządzić! Nie Dostojna i nie Wanesa!— Nasza matka jest jedyną prawowitą władczynią Valaquet.Po niej zaś księżna Se Potres.Zajmując miejsce jednej albo drugiej, stałbym się uzurpatorem.— Ach, jakżeż piękne są twoje zasady! Lecz zdaje mi się, że nie dalej jak przed miesiącem pobiłeś wojska wicekrólowej, stale zaś intrygujesz przeciw jej prawowitej (prawowitej, czyż nie tak?) następczyni.— Lecz władzy, którą mogą utracić, nie pożądam dla siebie.Nigdy.— Och, przestań! — zawołała.— Użalasz się nad sobą, to potrafisz najlepiej! Co ci mam powiedzieć, żebyś zechciał wypełnić swoją misję? Ach, lecz może po prostu obawiasz się ryzyka? Bo ja wybornie rozumiem, zacny hrabio, że istnieje ryzyko, ale ktoś przecież musi je podjąć! Co za człowiek! — krzyknęła, unosząc ręce do twarzy.— Posłuchaj mnie, Luizo — rzekłem.i zamilkłem.Opuściła ręce.— Luizo.Nigdy nią nie będę — powiedziała po długiej, długiej chwili.— Nawet, gdy krzyczę na ciebie tak jak ona.Ale Luiza pewnie zdołałaby cię przekonać?— Nie chcę, byś była Luizą.— A ja przez pół życia marzyłam, by nią być.Zamilkliśmy oboje, poruszeni.Przygryzła nagle usta i odwróciła wzrok.Spoglądała w ziemię, ja zaś na jej pochyloną głowę.Poczułem przyspieszone bicie serca.Bom pojął.Ale czy to mogła być prawda?— Ty przecież nie chcesz ocalenia Valaquet — powiedziałem z bólem, licząc wszakże na odpowiedź, która zaprzeczy mym domysłom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]