[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie można! Niech nacieszy te oczy wszy stkim, co takie piękne na ty mświecie jutro już czy pojutrze będzie dla tego świata nijaki.Nie można! Więc jak? zapy tał gorączkowo. Razem pójdziemy tłumaczy ł Pękała i znowu mu się oczy zapaliły radością. Ty lko, żeja& ja też butów nie mam, bo matka sprzedała na chorobę.Pomy śleli chwilę.I Ry siek, i Henek, obaj, cholera, apostołowie! Potem Lewandowski klepnąłsię z rozmachem w czoło i krzy knął: Wiem! Na sankach cię zawiozę! Nie pójdzie! Tu tak, po Mary moncie tak, ale w mieście nie da rady.A ja by m chciał na całemiasto, na te nowe domy popatrzeć.Pójdziemy razem, boja sam nie dam rady.Słaby jestem dodał wsty dliwie. Więc buty my ślał głośno Lewandowski. Dla ciebie buty, bo ja to wezmę od ojca albojeszcze raz te swoje stare& No nic!Podszedł stanowczo do niego, wziął jego wilgotne słabe ręce i uścisnął mocno. Ja ci te buty skombinuję, żeby m sam miał zdrowie stracić, to ci skombinuję obiecałtwardo, patrząc na Henka z powagą.-I to też jak pragnę zostać kowbojem!Uparł się, zaciął, i to pragnienie w nim zardzewiało.Sam sobie powiedział, przy rzekł, rękę oddałumierającemu koledze, że będą te buty, więc niech się niebo z piekłem zmiesza, a muszą by ć.Noa poza ty m honor kowbojski to pies? Słowo i koby łka u płotu!Obmy ślał w skupieniu ty siące najrozmaitszy ch sposobów, obracał je na wszy stkie strony jakdziad darowany grosz tak i wspak.Nic nie wy chodziło.Zarobić się nie da, to jasne.Zmiesznenawet ojciec nie mógł zarobić, a on? Dać też nikt nie da, więc co? Aż podry wało go dodziałania, słowo obietnica piekło, a tu nic.Poszedł do Stolarczy ka.Nie powiodło się Felek leżał posiniaczony w domu, stękał, w kratkęposiniaczony, dokładnie: gliniarze go zbili za pętanie się po dworcu.Felek by ł szczęśliwy, że i takdobrze się skończy ło: mogliby przecież do małolatki zapakować, karą pieniężną uderzy ć, a takpołoży się parę dni i potem znowu już na inny dworzec, po takie same guzy. To poży cz butów poprosił Ry siek i powiedział na co.Przecież koledze Stolarczy k chy ba nieodmówi? Skończy ł mówić i czekał, ale Felek też zwlekał ze słowem ostateczny m. Nie mogę! powiedział w końcu i odwrócił oczy.Lewandowski wstał.Nie podając ręki, cofnął się do drzwi, powiedział ty lko: Pamiętaj! Od dzisiaj nie jesteś kolegą.Chciał już wy jść, trzasnąć drzwiami w furii, ale go Stolarczy k zatrzy mał.Może by i nieodmówił, na pewno nawet nie.Ale młodszy brat, który doty chczas siedział w domu, teżposzedł szukać szczęścia, dla odmiany na Zieleniak58.Latał tam już od piątej rano, pomagał wewszy stkim zawarszawskim bady larzom, pilnował towaru, latał po wódkę, spełniał ty siącenajrozmaitszy ch posług.W ten sposób dostawał kilka groszy, trochę kartofli i jarzy n co mu tambady larz rzucił.Bo w domu u Felka drobiazgu by ło sześcioro, jeść to krzy czało, a ojcieckońmi jezdził w magistracie na śmieciarce dziewięćdziesiąt złoty ch miesięcznie.WięcLewandowski poszedł i jeszcze przy kro mu by ło, że najlepszego kolegę skrzy wdził zły mposądzeniem.Pomy ślał, że to nie będzie taka łatwa sprawa z ty mi butami.Na dobitek wszy stkiego nie miałprzecież własny ch, łaził po kominkach w ojcowskich, ale to ty lko godzinkę, dwie najwy żej,ale czego przez ten czas można dokonać? Poślizgać się trochę, pigułą komuś przy walić, ale buty ?Jeszcze raz sięgnął do swoich.Nic, kompletnie strzępy.Włoży ł na nogi ze smutny muśmiechem.No, nawet chodzić nie można, bo zelówki zawadzają o wszy stko, co ty lko na drodze.Py sk można złamać, a nie buty zdoby ć.I jak to wy gląda? Dziady na Powązkach, pod murem,mają lepsze buty cmentarno-mi-łosierne.Przecież śmiać się będą na ulicy, jak zobaczą.I rzucił butami w kąt.Ale tam przecież leżał chory Henek.Prosił, żebrał o to jedno spojrzenie najasne domy.Ry siekpomy ślał- Trudno!.Włoży ł, omotał sznurkami, drutem po wierzchu ściągnął, aż go palcezapiekły, wszy stko to razem grubo szuwaksem zapacy kował, żeby jak najmniej by ło widać nędzę,co się bez przerwy wlekła u nóg, i jeszcze trzeba uważać by ło, żeby broń Boże nie zgubić.Następnego dnia rano wy szedł na Mary mont czy sty i biały.Chałupki drzemały pokornie podśniegiem, drzemały, a wiosną znów się wy szczerzą na człowieka, wróbelki szare z kusy miogonami nurkowały, szukając pod śniegiem końskiego nawozu, a Las Bielański stał daleki, biały,uroczy sty w tej bieli jak ksiądz przy ślubie.Jak się idzie po takiej białej kołderce, to aż człowiekowiżal swoich kroków i mimochodem uważa, żeby czego nie skalać, krzy wdy tej puszy stości niezrobić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]