[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyszło ono w najbardziej nieodpowiednim momencie, kiedy emigranci pokonali już wszystkie przeszkody udaremniające im wyjazd i mieli opuścić kraj jeszcze tego samego wieczora.Chociaż Lebovitz w czasie dwutygodniowego pobytu w Wiedniu nie spotkał się z najmniejszym przejawem wrogości, uznał jednak, że bezpieczniej będzie wziąć ze sobą adwokata.Był nim stale mieszkający w Wiedniu kolega ze szkolnej ławy młodego rabina, ich przewodnika podróży.Nie wyglądał wcale na Żyda, co jednak nie zmyliło Lebovitza, chociaż wielkie miasto przekształciło adwokata w eleganckiego i wielce uprzejmego jegomościa.Szef policji Brezovsky przyjął ich natychmiast.Wypowiedział parę serdecznych słów, aby uspokoić zdenerwowanego Lebovitza, po czym zapytał, co go łączy z porucznikiem von Hedry.Lebovitz osłupiał, gdyż zupełnie nie spodziewał się takiego pytania.Czuł, jak pod grubym chałatem oblewa go zimny pot, czepił się więc nerwowo szponiastymi palcami miękkiej poręczy krzesła.Pomyślał, że porucznika obrabowano lub zabito i jego właśnie podejrzewają o tę zbrodnię.Przeżył już w dzieciństwie i młodości parę pogromów, ale nie zdołały go one tak przestraszyć, jak pozornie serdeczne zachowanie się szefa policji.Lebovitz pojmował istotę pogromów, ale nie rozumiał szefa i jego motywów.Przyznał się do tego, że wyświadczał porucznikowi liczne przysługi, za co otrzymał drobne wynagrodzenie, i że nic więcej nie ma do powiedzenia.Zresztą pan porucznik zawsze mawiał, że jest z niego zadowolony.- Ile listów dał wam porucznik do wysłania z Wiednia?Lebovitz otworzył szeroko oczy.Zląkł się, że były w nich może jakieś ważne wiadomości lub pieniądze.- Było ich cztery, herr Brezovsky - wyjąkał.- Na pewno nie było ich więcej?- Na pewno.Policzyłem je, kiedy porucznik mi dał, a potem drugi raz na poczcie.- Wrzuciliście je do skrzynki pocztowej?- Nie, proszę pana.Chciałem mieć pewność, że nie zginą, więc je położyłem na ladzie, gdzie sortują pocztę.Jeśli zginęły, proszę mnie o to nie winić - dodał podniesionym głosem.- Czy porucznik mówił wam, by je nadać w ten sposób?- Nie.To ja chciałem mieć pewność, że nie zginą i że je szybciej doręczą.Zawsze staram się jak najlepiej służyć mym panom.- Czytaliście adresy? Lebovitz zaprzeczył.- Dlaczego nie? - zdziwił się Brezovsky.- Nie umiem czytać niemieckiego pisma.Czytam tylko po hebrajska A panowie nie adresują listów w tym języku.- W zasadzie nie - odrzekł Brezovsky zaciskając wargi.Przesłuchanie trwało godzinę.Szef policji zawiadomił Lebovitza, że musi pozostać w Prezydium do czasu, aż go przesłucha kapitan Kunze, który miał nazajutrz powrócić z Gródka.- Ależ, szanowny panie! Ja mam dziś wieczorem jechać do Hamburga! - zawołał Lebovitz.Poszperał w kieszeni i wyjął starannie złożony papier, na którym młody rabin wypisał trasę podróży.- Przesiadamy się w Pradze oraz Lipsku i mamy być w Hamburgu jutro rano.Odpływamy stamtąd na pokładzie „Kriemhilde” dwudziestego dziewiątego rano.Jeżeli będę musiał zostać w Wiedniu, to spóźnię się na statek.- To pojedziecie do Ameryki następnym, panie Lebovitz - odrzekł mu na to Brezovsky.Nikt jeszcze w Galicji nie zwracał się do Lebovitza per „pan”.Ten niezwykły zaszczyt jeszcze spotęgował jego niepokój.- Ale ja nie mogę ryzykować takiej długiej podróży w pojedynkę - odparł Lebovitz.- Nie dałbym rady pojechać sam nawet do Wiednia.Urodziłem się w Gródku i tam spędziłem całe życie.Tylko raz byłem w Przemyślu i dwa razy w Krakowie.Nie mogę odłączyć się od grupy.Brezovsky wstał i zwrócił się do adwokata: - Niestety, będziemy zmuszeni zatrzymać pana Lebovitza, bo może okazać się bardzo ważnym świadkiem.Byłaby wielka szkoda, gdyby go zabrakło, dlatego też nie mogę ryzykować.Kiedy Lebovitz jęczał z rozpaczy, szef policji poklepał go uspokajająco po plecach tym samym protekcyjnym gestem.- Dopilnuję, aby się nim należycie zajęli - zapewnił adwokata.- Może pan załatwić, by mu przynoszono jedzenie z koszernej restauracji.Nie będziemy go trzymać ani godziny dłużej, niż to będzie konieczne.Chcę jeszcze raz podkreślić, że jest on świadkiem, a nie podejrzanym.Szef policji i adwokat uścisnęli sobie ręce, Mojżesza Lebovitza zaś wyprowadzono z kancelarii.Tego samego wieczora, tak jak to było zaplanowane, grupa emigrantów z Gródka odjechała do Hamburga.W trzy dni później puszczono na wolność Lebovitza, którego kapitan Kunze nawet nie przesłuchiwał.Wyglądało na to, że policja najwyraźniej zapomniała o Lebovitzu, bowiem pewne nowe wydarzenia w sprawie Charlesa Francisa zaprzątnęły całkowicie jej uwagę.Gdyby się adwokat o niego nie dowiadywał, być może nawet trzymano by Lebovitza w małej, niewygodnej celi jeszcze parę dni.Zakłopotany adwokat tłumaczył mu potem, że dużo gorzej jest być w Prezydium Policji gościem niż podejrzanym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]