[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewnie, że każdy się do kopalni nie dostanie.Ale ja pani dam adres jednego znajomego inżyniera mojego szwagra.Złoty człowiek.Nie odmówi kobiecie z chorym dzieckiem.Niech pani pisze i niech pani nie słucha, co ta starsza pani mówi.— Szybko, daj mi kawałek papieru i ołówek — zażądała matka Janka od ojca Janka.— No, pośpiesz się, bo to ważna sprawa.— Z kim ty rozmawiasz?— Potem ci powiem.Daj ołówek.— Jeżeli ty będziesz się wdawać z tym panem w niemądre interesy — powiedziała pani doktor groźnie — to wybacz, ale ja odkładam słuchawkę.Jeżeli chcesz, możesz do mnie później zadzwonić.Dowidzenia!— Do widzenia! — powiedziała matka Janka.— Ale, panie Domagała, pan jest? To dobrze.Dawaj pan ten adres.Tak, tak, piszę.Jaki numer domu? 53, Dobra jest.I szalenie dziękuję.— I jak pani wróci, niech pani zadzwoni — powiedział pan Domagała.— Będzie mi pani wdzięczna do grobowej deski.Są tacy, co zamiast jeździć dc kopalni, dzieciaka samolotem wożą, ale mój szwagier nie zna żadnego pilota.— Na pewno zadzwonię i wszystko panu opowiem.Do widzenia i dziękuję.— Kto to był? — zapytał ojciec Janka.— Nie znasz go.Domagała, ma szwagra, który zna jednego inżyniera z kopalni „Kazimiera”.Trzeba zabrać Andrzeja na jedną szychtę do kopalni i po tygodniu przejdzie mu koklusz.Jak dobrze, że zadzwoniłam do pani doktor.Zawsze się człowiek czegoś dowie.— Tyś wcale nie rozmawiała z panią doktor — złościł się ojciec Janka.— Skąd się wziął ten Domagała? Skąd ty go znasz? Co on za jeden?— Z telefonu, włączył się.Jak nie wierzysz, możesz do niego zadzwonić.A, u licha, nie dał mi swego numeru.— Absolutnie się nie zgadzam na takie idiotyzmy — krzyczał ojciec Janka.— Nigdzie z dzieckiem nie będziesz jechała.To zakrawa na sabotaż gospodarczy.To są idiotyczne przesądy.Medycyna jest od tego, żeby leczyć.A w ogóle, wszystkie dzieci kaszlą zimą i smarkają.Każdy o tym wie.— Dobrze, dobrze — zgodziła się matka Janka.— Już dosyć.Nie pojadę.Nie chcę stać na przeszkodzie wypełnieniu planu wydobycia węgla.Są szproty na kolację.Po kolacji usiedli z książkami na kanapie pod lampą.Panowała głęboka cisza, przerywana tylko brzdąkaniem fortepianu z trzeciego piętra.Dziecko sąsiadów z góry grało już drugi rok tę samą gamę.W pewnym momencie matka Janka podniosła głowę znad książki.— Wiesz co? — powiedziała rozmarzonym głosem.— Wiesz co? Chciałabym kiedyś poznać jakiegoś pilota.Dom Dziecka— Mów, co chcesz — powiedziała ciocia Andzia — ale to jest nadzwyczajne dziecko.— Co on znowu zrobił? — zapytał z niepokojem ojciec Janka.— Nic nie zrobił — oburzyła się ciocia Andzia.— Wykazał dużo inicjatywy, oryginalności myślenia i brak zachłanności.— Eee — powiedział tylko ojciec Janka.— Jak nie wierzysz, to nie — ciocia Andzia złożyła cerowanie i ruszyła do kuchni.— Skąd ta napięta atmosfera? — zapytała matka Janka przy kolacji.— Dlaczego ze sobą nie rozmawiacie?— My ze sobą często rozmawiamy, tylko nie akurat w tej chwili — objaśnił ojciec Janka.— No, Andzia, powiedz już, ile mnie będzie kosztował ten i ego brak zachłanności?— Ani grosza — powiedziała ciocia Andzia wyniosło.— Nie doceniacie dziecka.Powiedział mi dzisiaj rano, że jako prezent urodzinowy życzy sobie, żeby go na ten dzień zwolnić z przedszkola i żebym z nim poszła do Domu Dziecka.Czy to nie wzruszające? Chce tylko zwiedzić Dom Dziecka.— I pewnie będzie sobie chciał wybrać jakiś prezent — dodał ojciec Janka zza gazety.— Przestań czytać przy stole — powiedziała matka Janka.— Poza tym nie widzę, dlaczego nie miałby sobie wybrać jakiegoś prezentu na urodziny.Należy mu się.— A co będzie tego dnia z Andrzejem? — dopytywał się ojciec Janka przechodząc do drobnych ogłoszeń.— Jak tylko siadasz do stołu, to zaczynasz odkrywać w naszej prasie jakieś niezwykłe walory — powiedziała matka Janka.— Całymi wieczorami pyskujesz, że nie ma co czytać w gazetach, ale widok miski z kaszą czy kartoflami czyni je z miejsca niezwykle atrakcyjnymi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •