[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podczas tych rozmów, gdzie każda starała się wykazać swezalety i skupić na sobie uwagę kapłana przedstawiając się w korzystnym świetle, usłyszano,jak ktoś zbliża się wolnym krokiem, zatrzymuje się od czasu do czasu i wydaje westchnienia;93nasłuchiwano; któraś rzekła cicho: To ona, to nasza przełożona. Potem wszystkie umilkły iusiadły kołem.Istotnie, to była ona.Weszła; welon opadł jej aż do pasa, ramiona miała skrzyżowane napiersiach, głowę opuszczoną.Byłam pierwszą, którą zauważyła; natychmiast dobyła spodwelonu rękę i zasłoniła sobie oczy dłonią; obróciła się trochę w bok, drugą ręką dała namwszystkim znak, żebyśmy wyszły; usunęłyśmy się w milczeniu i została sama z dom More-lem.Przewiduję, panie markizie, że wyrobi pan sobie o mnie niekorzystny sąd, ale skoro zupeł-nie się nie wstydziłam tego, co zrobiłam, czemuż miałabym się rumienić przyznając się dotego czynu.A przy tym jakże opuścić w tej opowieści wydarzenie, które pociągnęło za sobąszereg następstw? Powiedzmy tedy, że mam usposobienie dość szczególne: kiedy jakaś rzeczmoże wzbudzić w panu szacunek lub pogłębić pańskie współczucie, piszę dobrze czy zle, alez niewiarygodną szybkością i łatwością; dusza moja jest wesoła, wysławianie się przychodzimi bez trudu; łzy płyną mi łagodnie, wydaje mi się, że pan jest obecny, że pana widzę i panmnie słucha.Jeżeli, przeciwnie, jestem zmuszona pokazać się panu w niekorzystnym świetle,myśl moja jest oporna, brak mi słów, pióro zle pracuje, co odbija się nawet na charakterzemego pisma, i nie przerywam tylko dlatego, że skrycie tuszę sobie, iż pan nie będzie czytałtych ustępów.Oto jeden z nich:Kiedy wszystkie nasze siostry wyszły. No, to co pani zrobiła? rzuci pan pytanie.Pan się nie domyśla? Nie, pan jest na to za uczciwy.Zeszłam na palcach na dół i cicho sta-nęłam pod drzwiami rozmównicy, aby podsłuchiwać, co się tam mówi.To bardzo zle, powiepan.Och, tak, to bardzo zle: sama to sobie pomyślałam; i mój niepokój, środki ostrożnościprzedsięwzięte, by mnie nie zauważono, zatrzymywanie się w drodze, głos sumienia naglącymnie za każdym krokiem, żebym zawróciła to wszystko nie pozwalało mi wątpić, że postę-puję zle, wszelako ciekawość przeważyła i poszłam.Ale, jeśli to zle, że podsłuchałam rozmowę dwóch osób, które sądziły, że są same, czyż niejest jeszcze gorzej powtarzać ją panu? Oto jeszcze jeden z tych ustępów, które piszę, bo spo-dziewam się, że pan ich nie będzie czytał; zresztą, to nie prawda, że się tego spodziewam, alemuszę to sobie tak wyobrażać.Pierwsze słowa, jakie usłyszałam po dość długiej ciszy, przejęły mnie dreszczem; brzmiałytak: Mój ojcze, jestem potępiona..Gdy się uspokoiłam, słuchałam dalej.Zasłona, która dotego czasu kryła przede mną niebezpieczeństwo, na jakie się naraziłam, rozdzierała się, gdynagle zawołano mnie na górę, trzeba było iść, więc poszłam, ale niestety, aż zbyt wiele jużusłyszałam.Co za kobieta, panie markizie, co za obmierzła kobieta!.Tutaj pamiętnik siostry Zuzanny urywa się; to, co następuje, to są tylko krótkie notatkidotyczące tego, co widocznie zamierzała zużytkować w zakończeniu swej opowieści.Zdajesię, że przełożona zwariowała i że fragmenty, które zaraz dołączę w odpisie, należy odnieśćdo jej nieszczęśliwego stanu.94XXPo tej spowiedzi przełożonej miałyśmy kilka dni spokoju.Radość zapanowała na nowo wzgromadzeniu i otrzymywałam z tej racji powinszowania, które odrzucałam z oburzeniem.Ona już mnie nie unikała; patrzyła na mnie, lecz moja obecność nie zdawała się już jejonieśmielać.Starałam się ukryć przed nią zgrozę, jaką we mnie budziła, odkąd dzięki szczę-śliwej czy fatalnej ciekawości lepiej ją poznałam.Niebawem stała się milcząca; mówiła tylko tak lub nie , spacerowała sama; odmawiałaprzyjmowania pokarmów, krew jej się burzyła, dostała gorączki, a po gorączce przyszło bre-dzenie.Leżąc w łóżku widziała mnie, mówiła do mnie, wzywała mnie, żebym podeszła, zwracałasię do mnie najczulszymi słowy.Jeżeli słyszała, że ktoś przechodzi obok, jej pokoju, wołała: To idzie ona; to jej kroki, poznaję je.Niech ją zawołają.Nie, nie, niech ją pozostawią wspokoju.Rzecz szczególna, że nie zdarzyło jej się nigdy omylić i wziąć inną za mnie.Wybuchała śmiechem; w chwilę potem zalewała się łzami.Nasze siostry otaczały ją wmilczeniu, a niektóre płakały razem z nią.Mówiła ni stąd, ni zowąd: Wcale nie byłam w kościele, nie modliłam się do Boga.Chcęwyjść z tego łóżka, chcę się ubrać; niech mnie ubiorą..Jeżeli temu się sprzeciwiano, doda-wała: Dajcie mi przynajmniej mój brewiarz..Spełniano jej życzenie, otwierała go, prze-wracała kartki palcem i wykonywała dalej ten sam ruch, nawet wtedy, gdy żadnej kartki wię-cej nie było; oczy podczas tego miała błędne.Pewnej nocy zeszła sama do kościoła: kilka naszych sióstr podążyło za nią.Legła krzyżemna stopniach ołtarza, zaczęła jęczeć, wzdychać, modlić się na cały głos; wyszła, wróciła, po-wiedziała: Idzcie po nią, to dusza taka czysta! To istota tak niewinna! Gdyby dołączyła swemodły do moich..Potem, zwracając się do całego zgromadzenia i obrócona w stronę stall,które były puste, zawołała: Wyjdzcie, wyjdzcie wszystkie, niech ona zostanie sama ze mną.Nie jesteście godne zbliżać się do niej; gdyby wasze głosy złączyły się z jej głosem, waszeniegodne hymny pochwalne skaziłyby wobec Boga słodycz jej modlitwy.Oddalcie się, od-dalcie..Potem prosiła mnie, abym błagała niebiosa o opiekę i przebaczenie dla niej.Wi-działa Boga: wydawało się jej, że niebo, przeszyte błyskawicami, rozwiera się i grzmi nad jejgłową; aniołowie schodzili z nieba w srogim gniewie; pod spojrzeniami Bóstwa trzęsła się zestrachu; biegała na wszystkie strony, wtulała się w mroczne kąty kościoła, błagała o zmiłowa-nie, przywierała twarzą do posadzki, tam się uspokajała; przejął ją wilgotny chłód kościoła;odniesiono ją do celi jak nieżywą.O tej straszliwej scenie nocnej nic nazajutrz nie wiedziała.Mówiła: Gdzie są nasze sio-stry? Nie widzę już nikogo, zostałam sama w tym klasztorze; wszystkie mnie opuściły i Tere-sa również; dobrze zrobiły.Skoro Zuzanny już nie ma, mogę wyjść, nie spotkam jej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]