[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Masz u mnie kolację.- Propozycja przyjęta.Dziś wieczorem.- Jeszcze tu chyba będę.- Więc ruszę twoim tropem.- Może jutro, jeśli jeszcze tu będę.Zadzwonię.- Jeśli nie, zginiesz.- Mówię, że zadzwonię.Wracaj do swoich "Rozbitków w Kosmosie".- Nie rób niczego, czego ja bym nie robiła.Aha, Grillo.- Co?Odłożyła słuchawkę bez słowa, zdobywając w ten sposób trzy kolejne punkty w grze: "kto pierwszy się wyłączy".Grali w to od czasu, kiedy pewnej nocy, w przypływie pijackiego sentymentalizmu, Grillo przyznał się, że nie znosi pożegnań.V- Mamo?Jak zwykle siedziała przy oknie.- Pastor John nie przyszedł wczoraj wieczorem, Jo-Beth.Czy dzwoniłaś, jak obiecałaś? - Popatrzyła córce badawczo w twarz i zrozumiała - Nie dzwoniłaś.Jak mogłaś o tym zapomnieć?- Przepraszam cię, mamo.- Wiesz Jak mi na nim zależy.Mam swoje powody, Jo-Beth.Wiem.że ty myślisz inaczej, ale ja wiem swoje.- Och nie, wierzę ci.Zadzwonię do niego później.Najpierw.muszę z tobą pomówić.- Czy nie powinnaś być teraz w księgarni? - spytała Joyce Wróciłaś, bo źle się poczułaś? Słyszałam, jak Tommy-Ray.- Mamo, posłuchaj mnie.Muszę cię zapytać o coś bardzo ważnego.Na twarzy Joyce znów odbił się niepokój:- Nie mogę teraz rozmawiać.Chcę się widzieć z pastorem.- Przyjdzie później.Teraz chciałabym cię zapytać o jedną z twoich przyjaciółek.- Joyce milczała, ale wyraz jej twarzy świadczył, że bardzo jest słaba i delikatna.Jo-Beth widziała u niej tę minę zbyt często, by dać się zastraszyć.- Mamo, wczoraj wieczorem poznałam pewnego mężczyznę - postanowiła mówić bez ogródek.- Nazywa się Howard Katz.Jego matką była Trudi Katz.Maska słabości opadła z twarzy Joyce, obnażając ukryty tam wyraz zadowolenia.Sprawiało to lekko niesamowite wrażenie.- A co, nie mówiłam? - mruknęła do siebie, odwracając głowę do okna.- Czego nie mówiłaś?- Przecież to nie mogło się po prostu skończyć.- Mamo, mów jaśniej.- To nie był przypadek.Wszystkie wiedziałyśmy, że to nie był zwykły przypadek.Mieli swoje powody.- Kto?- Muszę pomówić z pastorem.- Mamo, kto miał powody?Joyce wstała bez słowa odpowiedzi.- Gdzie on jest? - zapytała nieoczekiwanie głośno.Ruszyła w stronę drzwi.- Muszę się z nim zobaczyć.- Już dobrze, mamo! Już dobrze! Nie denerwuj się!Kiedy była w drzwiach, odwróciła się w stronę Jo-Beth, jej oczy wezbrały łzami.- Nie powinnaś się kontaktować z synem Trudi - powiedziała.Słyszysz? Nie możesz się z nim spotykać, rozmawiać, nawet myśleć o nim Obiecaj mi.Nie mogę tego obiecać.To jakaś bzdura.Niczego z nim nie robiłaś, prawda?- O co ci chodzi?O Boże, więc stało się.- Nic się nie stało.- Nie kłam! - matka zacisnęła palce w kościste pięści.- Jo-Beth, musisz się modlić.- Nie chcę się modlić.Przyszłam do ciebie, żebyś mi pomogła, nic więcej.Nie potrzeba mi żadnych modlitw.- Już w ciebie wstąpił.Nigdy przedtem tak ze mną nie rozmawiałaś.- Nigdy przedtem nie czułam tego, co teraz! - zawołała, niebezpiecznie bliska łez; dławiła ją złość i strach.Rozmowa z matką to strata czasu.Nic jej nie powie, będzie tylko namawiać do modlitwy.Jo-Beth ruszyła w stronę drzwi ze zdecydowaniem, które miało ostrzec matkę, że nikt jej nie zatrzyma.Opór nie zdałby się na nic.Matka usunęła się z drogi, ale gdy dziewczyna schodziła ze schodów, zawołała:- Jo-Beth, wracaj! Źle się czuję, Jo-Beth! Jo-Beth! Jo-Beth!***Howie otworzył drzwi: na progu stała jego piękna.Płakała.- Co się stało? - zapytał, prowadząc ją do pokoju.Zakryła twarz rękoma i zaniosła się szlochem.Objął ją.- Już dobrze, dobrze, nic się nie stało - mówił.Łkania powoli ucichły; uwolniła się z jego objęć i stanęła samotnie na środku pokoju, wycierając łzy grzbietem dłoni.- Przepraszam powiedziała.- Co się stało?- To długa historia.Stare dzieje.Jeszcze z czasów naszych matek.- One się znały?- Tak.Były bliskimi przyjaciółkami.- Więc to było zapisane w gwiazdach - uśmiechnął się.- Moja mama patrzy na to inaczej.- Ale dlaczego? Syn jej najlepszej przyjaciółki.- Czy twoja matka mówiła ci kiedyś, dlaczego wyjechała z Grove?- Była niezamężna.- Moja też.- Może jest twardsza niż moja.- Nie o to mi chodzi.Może to coś więcej niż przypadek.Całe moje życie dochodziły do mnie plotki o tym, co się zdarzyło przed moim urodzeniem.O mamie i jej koleżankach.- Nic o tym nie wiem.- Ja też niewiele wiem.Było ich cztery.Twoja matka, moja, dziewczyna o nazwisku Carolyn Hotchkiss - jej ojciec wciąż mieszka w Grove.Była Jeszcze jedna.Zapomniałam, jak się nazywała.Arleen jakaś tam.Napadnięto na nie.Zdaje się, że zgwałcono.Howie już dawno przestał się uśmiechać.- Moja matka? - powiedział cicho.- Dlaczego nic mi nie powiedziała?- Która matka powiedziałaby swojemu dziecku, że je w ten sposób poczęła?- O mój Boże.- powiedział Howie.- Zgwałcona.- Może się mylę - powiedziała Jo-Beth, unosząc wzrok ku twarzy Howie'ego.Rysy mu stężały, jakby ktoś go przed chwilą spoliczkował.- Całe moje życie przeżyłam z tymi pogłoskami, Howie.Widziałam, jak doprowadzały moją matkę prawie do obłędu.Ciągle mówiła o diable.Strasznie się bałam, kiedy mówiła, że szatan nie spuszcza ze mnie oka.Modliłam się, żebym mogła być niewidzialna, żeby mnie nie widział.Howie zdjął okulary i rzucił je na łóżko.- Słuchaj, właściwie wcale ci nie mówiłem, po co tu przyjechałem.Teraz.teraz.teraz chyba czas, żebym ci powiedział.Nie mam zielonego pojęcia, kim naprawdę jestem.Chciałem rozejrzeć się po Grove; zrozum dlaczego matka musiała stąd wyjechać.- Teraz żałujesz, że tu przyjechałeś.- Nie, gdybym tu nie przyjechał, nie spotkałbym ciebie.Nie za.za.zakochałbym się w tobie.-.we własnej siostrze, najprawdopodobniej?Jego stężała twarz złagodniała.- Nie, w to nie wierzę.- Rozpoznałam cię, gdy tylko weszłam do baru.Ty rozpoznałeś mnie.Dlaczego?- Miłość od pierwszego wejrzenia.- Oby.- Tak to czuję.Ty też.Wiem, że tak jest.Sama tak mówiłaś.- To było dawno.- Kocham cię, Jo-Beth.- To niemożliwe.Nie znasz mnie.- Znam! I nie pozwolę, żebyś odeszła przez jakieś plotki.Nawet nie wiemy, ile w nich jest prawdy.- Uniesienie zupełnie uwolniło go od jąkania.- Przecież to wszystko mogą być kłamstwa, no nie?- Owszem - przyznała.- Ale po co by ludzie wymyślali takie historie?Dlaczego ani twoja matka, ani moja nigdy nam nie opowiedziały, kim byli nasi ojcowie?- Dowiemy się.- Od kogo?- Zapytaj swoją mamę.- Już próbowałam.- I co?- Powiedziała, że mam się trzymać od ciebie z daleka.Zabroniła nawet myśleć o tobie.Kiedy mu opowiadała, co zaszło, łzy jej obeschły.Teraz, gdy znów pomyślała o matce, popłynęły na nowo.Ale przecież nie mogę tak po prostu przestać, no powiedz - zwróciła się o poparcie właśnie do tego, o kim zabroniono jej myśleć.Patrząc na nią Howie zapragnął być tym prostaczkiem bożym, którym Lem zawsze go nazywał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •