[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nad wieczorem było czternaście skórek gotowych do użycia,bo też tyle ich tylko posiadałem.Mając materiał, należało go przykroić.Dawna odzież posłużyła za formę, ale mój biednynóż przez dwumiesięczne użycie, a zwłaszcza od drzewa żelaznego, stępiał zupełnie.Wyna-lazłem kamyk, począłem pociągać ostrożnie, aby ostrza nie popsuć, a gdym je poprawił, za-brałem się do przykrawania.Kto by mnie widział, ilem się przy tej pracy napocił, użaliłby sięnade mną.Gdybyż ciąć z jednej sztuki materii, to co innego, ale tu trzeba z kilku skórek przy-kładać, przymierzać, stosować.To mi niezmiernie bałamuciło w głowie, wszystkie kawałkisię mieszały.Na koniec tym sposobem trafiłem do ładu, że stan, rękawy i nogawice porozkła-dałem osobno i każda część odzieży na innym leżała miejscu.Na nieszczęście skórek było za mało, ledwie na krótką koszulę, a raczej kaftan i spodnie,kolan sięgające, starczyło.O kamaszkach ani myśleć.Już więc wszystko przyrządzone, tylko siadać i szyć.Ba, gdzież igły i nici? Włókien bana-nowych wcale do tego nie można było użyć, bo grube i nie bardzo podatne.Na całej wyspieani len, ani konopie nie rosły, a igła?Przedsięwziąłem ją początkowo zrobić z przetyczki do fajki, znajdującej się przy scyzory-ku.Była to rzecz wyborna, ale jak uszko zrobić, nie mając ognia ani kolca stalowego do prze-bicia dziurki.Porzuciłem ten pomysł, postanowiwszy zamiast igły użyć kolców kaktusowych,silnych i twardych, a przy tym bardzo ostrych, o czym moje biedne, przez nie podarte suknie,mogły dać doskonałe świadectwo.Pobiegłem natychmiast w zarośla, huk tutaj był igieł, tylko brać.Narwałem ich kilkadzie-siąt.Teraz szło o nici.Zdało mi się najpraktyczniejszym popruć pończochę i nie namyślającsię długo, sprułem całą cholewkę, nawijając nici na kamyk.%7ładen król pewnie nie pysznił siętak, patrząc na najkosztowniejszy diament swego skarbca, jak ja, przyglądając się kłębowinici.Uwielbiałem mój pomysł, nie przewidując, jak się grubo na nim zawiodę.Zaostrzywszy przetyczkę na gładziku, użyłem jej zamiast szydła do przebijania dziurek wskórze.Następnie uwiązawszy nitkę do grubszego końca kaktusowej igły, przewlekałem jąprzez dziurki.Ale za trzecim ściegiem, gdym chciał przyciągnąć, nitka pękła.Zawiązałem ją,ale po kilku ściegach znowu pękła.Snadz pończocha przez długie noszenie zetlała i nici ze-słabły.Jakże żal mi było bezużytecznie poprutej cholewki.40 Cała robota na nic, bez nici szyć niepodobna.Zasmucony rzucam wszystko na bok i sia-dam, medytując nad moim opłakanym położeniem.Ileż zawodów doznałem już na tej niego-dziwej wyspie.Co dzień jakieś zmartwienie, a żadnej pociechy ani nadziei, żeby się to kiedyśskończyło.Snadz okręty europejskie nie mają się po co zapuszczać w te niegościnne strony ichyba tylko zagnane burzą dostają się w okolice mej wyspy, ażeby rozbić się o jej brzegi.Jestem bardzo, bardzo nieszczęśliwy, nie ma nieszczęśliwszego na całej kuli ziemskiej.Czynie ma? Ha, może i jest.Rozważmyż, co mnie tu złego i dobrego spotkało.Złe: Dobre:Znajduję się na wyspie bezludnej i nie mam Ale przecież nie utonąłem jak drudzy i mogęnadziei wybawienia.się doczekać lepszych czasów.Jestem odłączony od ludzi, samotny i wy- Tak, ale nie umieram z głodu, mam jakie ta-gnany, dręczony tęsknotą, a o najmniejszą ba- kie mieszkanie, a wyspa moja obfituje w różnegatelę starać się muszę z niezmiernym trudem.rodzaje żywności i przepyszne owoce.Pozbawiony jestem wygód, nie mam sięczym okryć, nie mogę rozpalić ognia, bez któ- Ale żyję w krainie gorącej, gdzie ludzie ob-rego tak trudno obejść się człowiekowi.chodzą się bez odzieży.A gdy by mnie tak za-skoczyło rozbicie gdzie w zimnej północy?Napracuję się niezmiernie dla opędzenianędznych potrzeb, gdy tymczasem w Europie Lecz pracujesz dla siebie.Przypomnij tylkomiałbym wszystkiego do sytości i używałbym niewolę mauretańską, tam cię batem do robotywszelkich wygód.pędzili i licho karmili, a tu jesteś wolny i swo-bodny.Nie mam broni do odparcia napadu dzikichludzi i drapieżnych zwierząt i lada chwila mogę Powiedzże mi, czyś widział na wyspie dra-zginąć marnie.pieżne zwierzęta lub Karaibów? Strach bezprzyczyny.Od trzech blisko miesięcy ani jednego statkunie widziałem, więc nie zobaczę mojej ojczy- Od pięciu lat rodzice ciebie nie widzieli, trzyzny i tu umrę na wygnaniu.miesiące wygnania to mała kara, a zresztą cze-kaj, do końca życia jeszcze daleko.Porównania te pocieszyły mnie nieco i dodały ducha.Jestem nieszczęśliwy, to prawda, alemogłem być daleko nieszczęśliwszym.Nie porzucaj nadziei, ale staraj się tymczasem uprzy-jemnić swój pobyt na wygnaniu.Co do nici, wszak nieraz większe daleko pokonywało siętrudności, może i tę pokonać potrafisz.Jakoż przypomniałem sobie, że podczas pierwszej mojej podróży do Gwinei, wśród obsa-dy znajdował się majtek, służący niegdyś na statku używanym do połowu wielorybów przybrzegach Grenlandii.Opowiadał między innymi, że mieszkańcy tamtejsi używają do szycia,zamiast nici, strun skręconych z kiszek psa morskiego.Umyśliłem ich naśladować i wypra-wiłem się z łukiem i strzałami do lasu dla upolowania paru zajęcy.Zające jak na złość gdzieś się pokryły, trzeba było poprzestać na papugach; żal mi byłotych wesołych pajaców leśnych, ale pierwsza miłość dla siebie: ubiłem kilka.Po powrocie dodomu, zachowawszy piękne piórka, wypatroszyłem ptaki.Rozprute, zamoczone i wymytekilkakrotnie kiszki dały się dobrze skręcać.Na drugi dzień leżał przede mną spory pęczekstrun cienkich.Dla nadania im giętkości, wysmarowałem je tłuszczem zajęczym.Teraz roz-41 poczęło się krawiectwo na dobre.Po pięciu dniach kostium był gotowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •