[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następnie ruszylidalej, bo Don Kichotowi pilno było do spotkania z Pandafilandem Okrutnego Wejrzenia, akażdemu z pozostałych także było do czegoś pilno, choć nie wszystkim do tego samego, coDon Kichotowi.81 Rozdział dwudziesty szósty, w którym Don Kichot, nie budząc sięze snu, stacza bitwę z olbrzymem Pandafilandem OkrutnegoWejrzenia.Nazajutrz podróżni nasi dotarli do znanej gospody, w której różne doniosłe rzeczy już siębyły wydarzyły, jak to: nocleg Don Kichota na poddaszu w towarzystwie brutalnego mulnika,nieporozumienie z Maritornes, scysja z łucznikiem ze Zwiętego Bractwa, ogólne wnyki ileczenie się rycerza z giermkiem balsamem Fierabrasa świeżo przyrządzonym, a wreszciepodrzucanie Sancza Pansy na derce przez rozochocone towarzystwo i niemożność udzieleniamu pomocy przez Don Kichota.Ostatnio, jak pamiętamy, w tejże gospodzie zawiązany zostałnowy spisek przeciw Donkichotowym fantazjom, którego wcielania w życie jesteśmy terazświadkami.Aatwo się domyślić, że i tym razem coś się tu stanie, ale nie od razu; trzeba, żeby wszyscywjechali i wkroczyli do środka, żeby się rozgościli; Sanczo Pansa się wzdraga, ale co ma,biedny, począć  jako giermek nie jest panem swej woli, tedy wjeżdża również; a gospodarz igospodyni, i ich córka dość urodziwa, i służąca Maritornes szpetna, ale dobrego serca,wszyscy gości nowych, choć niezupełnie nowych, czołobitnie witają.Don Kichot, najbardziej trudami wielu dni zmorzony, ledwie próg przekroczył, poprosił oposłanie  tylko lepsze, zaznaczył, niż poprzednim razem.Gospodyni na to, że za lepszypieniądz może być lepsze posłanie; a gdy przyrzekł, że pieniądz będzie godziwy, na tymsamym poddaszu wyrychtowano mu łoże i udał się na spoczynek, Sanczo zaś, nie tylezmęczony, co spłoszony złym miejscem, w którym musiał przebywać, wolał trzymać sięswego pana i też poszedł na górę.Pozostali rozgościli się na dole, proboszcz zarządził wieczerzę i wnet podano do stołu; aleDon Kichota postanowiono nie budzić, bo wyglądało na to, że sen strawniejsży dlań będzieniż gorące placki i wino; a o złaknionym mokrego Sanczu po prostu zapomniano, więc teżzostał na górze z pustym żołądkiem.Przy jedzeniu rozprawiano swobodnie i wesoło o różnych rzeczach, a najchętniej oszaleństwie Don Kichota, z ksiąg rycerskich płynącym; chociaż gospodarz skądinąd lubiłtakie księgi i sprzeciwił się pomysłowi, by dokonać nad tymi, które posiadał, dziełainkwizycji.82  Szkoda, że nie ma tu rumianej gospodyni i bladej siostrzenicy naszego przyjaciela mruknął proboszcz do balwierza, który po odczepieniu krowiego ogona drapał właśnieswędzący podbródek. Po co nam one?  odparł balwierz. Alboż sam nie potrafię złożyć książek na stos iwszystkich razem podpalić głownią z komina? Co takiego?  oburzył się karczmarz. Chcecie spalić moje książki? A to jakimprawem? Takim, że zawierają gorszące wymysły i łgarstwa. Jakże to być może? Na każdej widnieje napis, że wydrukowana została za pozwoleniemrady królewskiej  więc panowie z rady pozwoliliby wydrukować gorszące wymysły iłgarstwa? O nie, czcigodni panowie, nic z tego, prawo broni tych książek, które nie są aniświętokradcze, ani kacerskie i na stos nie pójdą dziś ani jutro rano!Gospodarz miał, oczywiście, rację, broniąc swoich książek argumentem prawnym, alewyznam wam cichcem, że nie tyle znajomość prawa dodawała mu odwagi w sporze zproboszczem i balwierzem, co tajna przynależność, nierzadko zdarzająca się wszakkarczmarzom, do Santa Hermandad  Zwiętego Bractwa  czyli, po prostu mówiąc, policji.Nie wiem, czy jego przeciwnicy w dyskusji domyślili się, skąd ta pewność siebie, ale tymrazem machnęli ręką na swój nęcący pomysł, i księgozbiór karczmarza  nie tak bogaty zpewnością, jak unicestwiona przez nich niedawno biblioteka Don Kichota  uszedł cało.Raptem rozmowy przy wieczerzy przerwane zostały przez pojawienie się Sancza Pansy,który w wielkim wzburzeniu wybiegł z poddasza, gdzie spoczywał Don Kichot, wołając: Dopadł go, dopadł! Ale jest ich tam więcej, śpieszcie więc na pomoc mojemu panu!Wszyscy podnieśli na Sancza oczy, a balwierz zapytał: Kogo dopadł twój pan? I kogo tam jest więcej, że nas wołasz na pomoc? Tego olbrzyma dopadł, wroga jaśnie księżniczki Mikomikony! I po najstraszniejszejwalce, jaką w życiu widziałem, ściął mu łeb obrzydliwy  ciach!  jak makówkę! Jakże to być może  zapytał proboszcz  kiedy olbrzym znajduje się w królestwieMikomikonu, o rok drogi stąd, ani dnia bliżej ? Skąd by się nagle wziął na poddaszu tegozajazdu ?Jakby w odpowiedzi na to teoretyczne pytanie, rozległ się u góry wielki łomot i wrzaskDon Kichota: Mam cię, łajdaku! I ciebie też mam, nie kryj się tchórzliwie za swoim władcą!Po czym znowu łomot, jak przedtem. Pozabija ich co do jednego, nawet bez pomocy!  wykrzyknął podniecony i dumny zeswego pana giermek. Miał rację, że zaczął od olbrzyma, z olbrzymiętami łatwiej mupójdzie! Matko Zwięta, jak ta krew chlusnęła, kiedy go rąbnął! A ścięty łeb w kąt siępotoczył, a krew dalej płynęła z niego, jak, nie przymierzając, wino z bukłaka. Moje bukłaki!  rozpaczliwie zawołał karczmarz. Moje bukłaki z czerwonym winem!I potrącając Sancza pobiegł na poddasze, a wszyscy za nim i Sanczo za wszystkimi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •