[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tegoż wieczoru, gdyśmy we trzech, Holmes, ja i pułkownik, wracali pociągiem do Londy-nu, nie zauważyliśmy nawet, jak czas nam przeleciał, bo Holmes opowiadał zarówno szcze-góły wypadku w Dartmoorze, jak również przedstawił sposób odkrycia tajemnicy. Dziś to mogę powiedzieć przyznał się nam że przeświadczenie, jakie wyrobiłem so-bie o tym wypadku, czytając sprawozdania gazet, było z gruntu fałszywe.Można by było mniemam wyciągnąć z nich prawdę, gdyby nie obfitość maskujących szczegółów.Jechałemna miejsce wypadku z przeświadczeniem, że Ficroy Simpson rzeczywiście jest zabójcą, cho-ciaż zdawałem sobie najzupełniej sprawę z tego, że dowody jego winy nie są dostateczne.153Gdyśmy we czterech jechali powozem i gdyśmy zbliżali się do domu trenera, zwróciłemuwagę na szczegół z baraniną.Pamiętacie zapewne: byłem wtedy bardzo roztargniony i pozo-stałem w powozie, gdyście już wszyscy wyszli.Nie mogłem się dość nadziwić, że na takważny fakt nie zwróciłem dotychczas uwagi. Przyznam się panu, że i teraz jeszcze niewiele rozumiem rzekł pułkownik. Otóż było to pierwsze ogniwo, koniec nitki tego kłębka, który mnie dalej poprowadził.Bo proszę rozważyć.Proszek opium nie jest pozbawiony smaku.Smak jego nie jest nieprzy-jemny, ale bardzo wyrazny i zastanawiający.Gdyby był dosypany do jakiejś potrawy, od razudałby się wyczuć.Tylko baranina pochłania ten smak w zupełności.Rzecz prosta, FicroySimpson nie mógł chyba tak zarządzić, żeby tego dnia w domu trenera było właśnie to daniena kolację; tak jak mniej jeszcze prawdopodobne, by tego dnia wsypał ów proszek bez żadne-go przygotowania.To niemożliwe, a więc przestaje nas interesować.Cała nasza uwaga musisię teraz skupić na Strakerze i na jego żonie, oni jedni mogli bowiem tego dnia zadysponowaćbaraninę.Opium zostało wsypane wtedy, gdy już wydzielono porcję dla dyżurującego chłop-ca; dwaj inni jedli baraninę bez żadnych złych następstw.Któż mógł mieć dostęp do wydzie-lonego jedzenia tak żeby służąca nie spostrzegła?Zanim odpowiedziałem na to pytanie, zwróciłem uwagę na zastanawiający spokój psa tejnocy.Pies był w stajni; tymczasem, gdy ktoś wchodził do stajni i gdy wyprowadzał konia,pies nie szczekał zupełnie, byliby się bowiem pobudzili chłopcy na strychu.Widocznie tegonocnego gościa pies dobrze znał.Byłem przekonany, że John Straker chodził w nocy do stajni i wyprowadził konia.Lecz wjakim celu? Cel był widocznie bardzo ważny, bo inaczej po co by miał usypiać własnego słu-gę? Mimo to nie mogłem z tym wszystkim dojść do ładu.Zdarza się nieraz, że trenerzy zara-biają ogromne sumy, stawiając przeciw własnym koniom.Korzystając z pomocy innych, sa-mi tylko czuwają nad tym, żeby ich koń nie wziął nagrody.Czasami do tych sprawek przy-puszcza się dżokeja.Czasami znowu używa się środków bardziej pewnych i delikatnych.Zczym mamy do czynienia w tej sytuacji? Miałem nadzieję, że zawartość kieszeni naprowadzimnie na ślad.I tak się stało w istocie.Pamiętacie panowie zapewne, jaki to dziwny nóż znaj-dował się w ręce zabitego.Nóż ten nąjoczywiściej nie był użyty do obrony.Nóż taki, jakoświadczył nam doktor Watson, służy do bardzo subtelnych i bardzo trudnych operacji naciele.W tę noc miał właśnie spełnić takie zadanie.Wiadomo zapewne panu, panie pułkowni-ku, z praktyki gospodarskiej, że na końskiej nodze w pewnym miejscu pod pęciną możnazrobić drobniutkie cięcie, po którym po upływie czasu nie zostanie najmniejszy ślad.Nietrzeba długo czekać.Rany nie ma, a koń zaczyna kuleć; przypisuje się to zazwyczaj chwilo-wemu rozdęciu żył albo reumatyzmowi, nigdy zaś ludzkiemu łotrostwu. A gałgan! Nikczemnik! oburzył się pułkownik.154 Tym się właśnie tłumaczy, dlaczego Straker postanowił wyprowadzić konia nieco dalejna błota.Zwierzę tak czujne na pewno by pobudziło wszystkich, gdyby poczuło ukłucie noża. Zlepy byłem! wykrzyknął pułkownik. Oto po co zażądał ode mnie świecy i zapałek! Przejrzawszy jego rzeczy, udało mi się nie tylko wykryć sposób zbrodni, lecz i wyśledzićmotywy.Jako osoba prywatna, wie pan zapewne, panie pułkowniku, że nikt w swej własnejkieszeni nie nosi cudzych rachunków.Dosyć ma chyba swych własnych.Od razu w mojejgłowie zrodziło się podejrzenie, że Straker ma dwie rodziny, że kogoś utrzymuje.Cyfra narachunku była znaczna, zawartość wskazywała, iż w grę wchodzi kobieta; nadto kobieta zgustami nie byle jakimi.Choć byśmy byli najhojniejsi względem naszych podwładnych, trud-no przypuścić, by mogli oni sumptem naszej hojności obstalowywać suknie po 20 gwinei.Zapytałem panią Straker o to ubranie, rzecz prosta tak, że nie mogła się niczego domyślić iprzekonawszy się, że tej sukni nigdy nie widziała, byłem już na tropie: pozostało tylko zano-tować sobie adres krawcowej, pokazać jej fotografię Strakera i mityczny Derbisure zostaniezdekonspirowany.Potem wszystko stało się już jasne.Straker zaprowadził konia do jaru, skąd nie możnabyło dostrzec światła świecy.Simpson, uciekając przed psami, zgubił krawat, Straker, prowa-dząc konia, natrafił na krawat i podniósł go; miał może zamiar przewiązać nim nogę konia i wtym celu trzymał go w ręku.Doszedłszy do jaru, zaszedł konia z tyłu i zapalił światło.Koń,przestraszony raptownym blaskiem, przeczuwając zarazem, że coś złego się święci, wierzgnąłnogą i stalową podkową utrafił w skroń Strakera.�w, nim zabrał się do konia, nie bacząc nadeszcz, zdjął surdut, by poręczniej mu było przy robocie.Gdy upadał od uderzenia kopyta,trzymał lancet w dłoni; upadł tak szczególnie, że lancet wbił mu się w biodro; był jeszcze natyle przytomny, że cofnął lancet od rany i dlatego nie od razu nasuwała się myśl o samo oka-leczeniu.Czy teraz wszystko jasne? Myślę! zawołał pułkownik.Tak jasne, jakby był pan naocznym świadkiem! Ostatni mój domysł był wart wszystkich poprzednich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]