[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Traperzy, dostrzegła Brin przez mgłę dymu i wyczerpania.Brodaci i niechlujni, odziani w zniszczone skóry i futra zwierząt, o srogim spojrzeniu.Siedzieli w grupkach przy barze, który tworzyły drewniane deski położone w poprzek ustawionych pionowo beczek po piwie.Za barem leżał stos zwierzęcych skór i zapasów żywności, a przed nim stało kilka stolików i zydli.Z krokwi niskiego sufitu zwisały lampy olejne, rzucając jaskrawe światło pomiędzy nocne cienie.Brin stanęła cicho na progu, podtrzymując ramionami Rona, i czekała.- Duchy! - wykrzyknął ktoś nagle przy barze i rozległo się szuranie stóp.Wysoki, chudy mężczyzna w samej koszuli i fartuchu wyszedł zza kontuaru i powoli pokręcił głową.- Duchy nie musiałyby otwierać drzwi.Po prostu przeszłyby przez nie! - Wyszedł na środek pokoju i zatrzymał się.- Co z tobą, dziewczyno?Mimo szarpiącego nią bólu i zmęczenia, nagle Brin zdała sobie sprawę, jak okropnie muszą wyglądać.Rzeczywiście możqa by ich wziąć za istoty powracające z krainy umarłych.Dwie słanilające się na nogach, obdarte postacie w mokrym, ubłoconym odzieniu, z twarzami zbielałymi z wyczerpania, wiszące na sobie nawzajem niczym dwa strachy na wróble.Głowę Rona spowijały skrwawione strzępy, przez które wyzierała żywa rana.Na plecach zwisała pusta pochwa, która niegdyś nosiła wielki miecz.Twarz Brin była brudna i wymizerowana, a jej ciemne oczy patrzyły niewidzącym spojrzeniem.Stali w otwartych drzwiach niczym widma otoczone światłem, chwiejąc się niepewnie na nogach.Brin próbowała coś powiedzieć, ale nie mogła wydobyć słowa.- Hej, pomóżcie! - zawołał wysoki chudzielec do siedzących przy barze i podszedł, aby pochwycić Rona.- Dalej, ruszcie się tutaj!Ogorzały traper podszedł szybko i we dwóch poprowadzili parę wędrowców do najbliższego stołu, sadzając ich na niskich zydlach.Ron osunął się z jękiem, głowa mu opadła.- Co z tobą? - zapytał ponownie wysoki mężczyzna, pomagając usadzić chłopaka tak, żeby nie spadł.- Ten chłopak aż płonie od gorączki!Brin przełknęła z wysiłkiem.- Straciliśmy konie w wodospadzie, schodząc z gór - skłamała.- Już przedtem był chory, ale jest coraz gorzej.Szliśmy brzegiem rzeki i znaleźliśmy ten dom.- Mój dom - poinformował ją chudzielec.- Jestem kupcem.Jeft, przynieś piwa dla tych dwojga.Traper prześliznął się za barem do beczki i odkręcił kurek, nalewając płyn do dwóch wysokich szklanic.- A może by tak po jednym i dla nas, Stebb? - zawołał jakiś groźnie wyglądający mężczyzna z drugiego końca kontuaru.Handlarz rzucił mu jadowite spojrzenie, przeczesał palcami przerzedzone włosy na czubku prawie łysej głowy i odwrócił się do Brin.- Góry to nie jest dobre miejsce, dziewczyno.Można tu złapać coś więcej niż tylko gorączkę.Brin skinęła głową bez słowa, pokonując suchość w gardle.Po chwili wrócił traper z piwem.Podał szklankę dziewczynie, a drugą przytknął Ronowi do ust i przytrzymał.Góral próbował chwycić szklankę i przełknąć ostry płyn, ale zakrztusił się.Traper szybko cofnął kubek.- Niech pije! - krzyknął znowu człowiek zza baru.- Szkoda piwa.- Roześmiał się ktoś inny.- Każdy głupi widzi, że on umiera.Brin spojrzała gniewnie.Mężczyzna zauważył to spojrzenie i podszedł do niej powolnym krokiem.Na jego szerokiej twarzy pojawił się bezczelny uśmieszek.Pozostali patrzyli za nim, mrugając znacząco i chichocząc.- Coś nie tak, panienko? - warknął.- Boisz się, że.? Brin skoczyła na równe nogi i ledwie świadoma tego, co robi, wyszarpnęła zza pasa długi nóż i przyłożyła go do twarzy mężczyzny.- Spokojnie, spokojnie.- Jeft pojawił się przy niej i łagodnie odciągnął dziewczynę do tyłu.- Nie będzie takiej potrzeby, prawda?Odwrócił się do śmiałka i spojrzał mu prosto w twarz.Traper był potężnym mężczyzną i zdecydowanie górował nad bezczelnym typem, który wycofał się czym prędzej na koniec kontuaru.Reszta towarzystwa spoglądała niepewnie po sobie.- Jasne, Jeft, bez urazy - mruknął typek.Spojrzał na Rona.- Chciałem tylko obejrzeć pochwę miecza.Herb wygląda jak królewska pieczęć.- Jego ciemne oczy uniosły się ku Brin.- Skąd jesteś, panienko?Czekał przez chwilę, ale Brin nie odpowiedziała.- Nieważne.- Wzruszył ramionami.Wrócił do kompanów przy barze, gdzie skupili się ciaśniej, pijąc i rozmawiając przyciszonymi głosami, odwróceni plecami do sali.Traper Jeft patrzył na nich przez chwilę, po czym ukląkł przy Brin.- Banda próżniaków - mruknął.- Przywlekli się z zachodniego Spanning Ridge przebrani za traperów.Żyją z rozbojów i cudzego nieszczęścia.- Piją tu i próżnują od rana.- Handlarz potrząsnął głową.- Chociaż zawsze mają pieniądze na piwo.- Spojrzał na dziewczynę.- Lepiej się czujesz?Brin uśmiechnęła się w odpowiedzi.- O wiele lepiej.Dziękuję.- Spojrzała na sztylet w swojej dłoni.- Nie wiem, co mnie napadło.Nie wiem, co.- Ciii, zapomnij o tym.- Ogromny traper poklepał ją po ręce.- Jesteś wyczerpana.Ron Leah jęknął cicho, unosząc na chwilę głowę.Otworzył oczy i wpatrywał się w przestrzeń.Potem znowu osunął się na stół.- Muszę coś z nim zrobić - nalegała niespokojnie \ Brin
[ Pobierz całość w formacie PDF ]