[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlatego rzadko do kogoś pisano.Jeśli chciało się coś komuś powiedzieć, mówiono toprosto w twarz.Dawało to radość i satysfakcję.Agnes stała zakłopotana na skraju tłumu.Często to robiła.Teraz rozumiała, dlaczegoMagrat Garlick zawsze ubierała te ckliwe, rozwleczone suknie i nigdy nie nosiła kapelusza.Nosząc kapelusz i ubierając się na czarno a na Agnes mieściło się sporo czerni zmuszała ludzi, by mijali ją z daleka.Każdy postrzegał ją tylko jako czarownice.Miało tokilka plusów.Jednak do minusów zaliczała fakt, że ludzie zawsze zwracali się do niej z3Ludzie w Lancre wciąż uznawali, że demokracja jest nonsensem, chociaż nigdy nie próbowali tego powiedziećwprost.Zatem całe zamieszanie z zrobieniem z nich dobrych służących spełzło na niczym.Owszem, mogligotować i sprzątać, robić z siebie kretynów i tak dalej.ale nigdy nie wykazywali się odpowiednią mentalnościąsłużącego.4Pomijając przekazy pocztowe z załączonymi do nich liścikami o podobnej treści: Droga Matko i Ojcze! WAnkh-Morpork wiedzie mi się niezle! W tym tygodniu zarobiłem okrągłe siedem dolarów!18kłopotami, nawet nie dopuszczając myśli, że mogłaby im nie pomóc.Owszem, nawet ciktórzy znali ją wcześniej nim zaczęła nosić kapelusz zaczęli ją teraz traktowaćpoważniej.Schodzili jej z drogi, a raczej woleli się na niej nie znalezć, wziąwszy poduwagę jej gabaryty, zwłaszcza gdy nabrała rozpędu.- Dobry wieczór, panience.Obróciła się i zobaczyła Hodgesaargha w pełnych oficjalnych regaliach.Najważniejsze było zachowanie powagi w momentach takich, jak ten.Agnes starała sięcałych się nie uśmiechać, ignorując histeryczny rechot Perlity w swojej głowie.Wcześniejwidywała Hodgesaargha na skraju lasu i na wrzosowiskach.Przeważnie królewski sokolnikszamotał się ze swoimi podopiecznymi, które atakowały go dla zabawy, tudzież podwpływem zewu natury, co miało miejsce w wypadku Króla Henry ego sokół chwytałsokolnika, unosił i upuszczał na ziemię w przekonaniu, że jego opiekun jest olbrzymimżółwiem.Nie znaczyło to, że Hodgesaargh był kiepskim sokolnikiem.Wielu innych hodowcówsokołów z Lancre uznawało go za jednego z najlepszych treserów w górach.Być możedlatego, że był bardzo gorliwy w tym, co robił.Tak dobrze szkolił małe, upierzonemaszyny do zabijania, które zasmakowawszy tego, nie mogły się oprzeć atakowaniuwszystkiego, co ujrzały.Dlatego nie zasługiwał na to, co go spotkało.Nie zasługiwał na ten ceremonialny strój.Przeważnie, kiedy nie zabierał ze sobą Króla Henry ego, nosił na sobie skórzaną odzież i zetrzy plastry.To, w co był ubrany teraz zostało zaprojektowane przez kogoś, kto z nostalgiąspoglądał na wiejski krajobraz.Kogoś, kto nigdy nie był zmuszony uciekać przez jeżyny zjastrzębiem przyczepionym do ucha.Strój składał się z mnóstwa czerwieni i złota i, byćmoże, wyglądałby o wiele lepiej na kimś o jakieś dwie stopy wyższym, kto zwykł ubieraćsię w czerwone rajtuzy.O kapeluszu nie można było powiedzieć złego słowa.Był to poprostu wielki, czerwony, sflaczały kapelusz z piórem.- Panienko Nitt? przypomniał o sobie Hodgesaargh.- Przepraszam.Przyglądałam się pana kapeluszowi.- Robi wrażenie, prawda? powiedział z dumą sokolnik. A to William.Jestmyszołowem, ale wydaje jej się, że jest kurczęciem.Niestety, nie lata.Chcę nauczyć jąpolować.Agnes rozglądała się szukając przejawów jawnej działalności religijnej, alenietypowość nieco potarganego stworzenia, siedzącego na przegubie Hodgesaarghaprzyciągała jej uwagę.- W jaki sposób spytała.- Wchodzi do króliczych nor i kopie króliki na śmierć wyjaśnił sokolnik. I prawieoduczyłem jej piać.Prawda, Williamie?- Williamie? zdziwiła się Agnes. Ah.jasne. przypomniała sobie, że sokolnik nawszystkie swoje ptaki mówi ona. Może pan widział jakiegoś omianina?- A co to za gatunek ptaka, panienko? zapytał niepewnie Hodgesaargh.Zawszezdawał się być wypełniony powietrzem, gdy nie mówiono o sokołach, niczym człowiek zolbrzymim słownikiem, który nijak nie może znalezć indeksu.- Yyyy.nieważne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]