[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kierownik katedry podniósł dłoń i chwycił rondo swego wyso­kiego, szerokiego, obwisłego magowskiego kapelusza.- W porządku, chłopcy - rzekł.- Kapelusze z głów.Posłuchali go, choć z ociąganiem.Magowie są bardzo przywią­zani do swoich szpiczastych kapeluszy.Dają im poczucie tożsamości.Ale, jak zauważył wcześniej kierownik katedry, skoro ludzie pozna­ją maga po tym, że nosi szpiczasty kapelusz, to kiedy zdejmie szpi­czasty kapelusz, wezmą go za jakiegoś zwykłego bogatego kupca al­bo kogoś podobnego.Dziekan zadrżał.- Czuję się, jakbym był nagi - powiedział.- Możemy je wcisnąć pod koc Poonsa - poradził kierownik ka­tedry.- Nikt nas nie pozna.- Owszem - przyznał wykładowca run współczesnych.- Ale czy my poznamy samych siebie?- Wezmą nas za.no, solidnych rajców.- Tak właśnie się czuję - wyznał dziekan.-Jak solidny rajca.- Albo kupców - dodał kierownik.Przygładził siwe włosy.- Pa­miętajcie - dodał.- Jeśli ktokolwiek do nas zagada, to nie jesteśmy magami.Po prostu uczciwymi kupcami szukającymi wieczornej roz­rywki.Jasne?- A jak wygląda uczciwy kupiec?- Skąd mogę wiedzieć? W każdym razie nie wolno czarować.Nie muszę wam chyba tłumaczyć, co będzie, jeśli nadrektor usły­szy, że jego kadrę widziano w miejscu pospolitych rozrywek.- Bardziej się martwię, że zobaczą nas studenci.- Dziekan za­dygotał.- Sztuczne brody! - zawołał tryumfalnie wykładowca run współ­czesnych.- Powinniśmy nosić sztuczne brody.Kierownik wzniósł oczy do nieba.- Przecież wszyscy mamy brody - przypomniał.- Po co nam sztuczne do przebrania?- To jest właśnie najsprytniejsze.Człowieka ze sztuczną brodą nikt nie będzie podejrzewał, że ma pod spodem brodę prawdziwą.Mam rację?Kierownik katedry otworzył usta, żeby zaprotestować, ale się zawahał.- Właściwie.- Ale skąd o tej porze weźmiemy sztuczne brody? - zapytał z po­wątpiewaniem któryś z magów.Rozpromieniony wykładowca sięgnął do kieszeni.- Nie są nam potrzebne - wyjaśnił.- To dopiero jest napraw­dę sprytne.Zabrałem trochę drutu.Trzeba tylko przełamać go na dwa kawałki, wkręcić końce w bokobrody, o tak, potem dość krzy­wo zagiąć na uszach, o tak.- Zademonstrował.- I gotowe.Kierownik wytrzeszczył oczy.- Niewiarygodne - stwierdził po chwili.- To prawda! Wyglą­dasz jak ktoś, kto nosi bardzo marnie wykonaną sztuczną brodę.- Niezwykłe, prawda? - Zadowolony wykładowca rozdał kole­gom kawałki drutu.- To głowologia.Przez kilka minut słychać było tylko brzdękania drutu i od cza­su do czasu jęk, kiedy któryś z magów się nim kaleczył.W końcu jednak byli gotowi.Spojrzeli na siebie nieśmiało.- Gdybyśmy mieli poszwę na poduszkę bez poduszki w środku i wsunęli ją pod szatę kierownika katedry tak, żeby widać było brzeg, wyglądałby jak ktoś chudy, kto próbuje użyć poduszki, żeby wyglą­dać na strasznego grubasa - zaproponował któryś z entuzjazmem.Napotkał wzrok kierownika katedry i zamilkł.Dwóch magów złapało za uchwyty straszliwego wózka Poonsa i popchnęło go po wilgotnym bruku.- Co jest? Co wszyscy robią? - zapytał Poons, nagle przebudzony.- Będziemy udawać solidnych rajców - wytłumaczył mu dzie­kan.- To dobra zabawa - zgodził się Poons.***- Słyszysz mnie, chłopie? Kwestor otworzył oczy.Uniwersytecki szpital był raczej niewielki i rzadko używany.Magowie byli zwykle albo doskonałego zdrowia, albo martwi.Jedy­ny lek, jakiego często potrzebowali, to środek na zgagę i zaciem­niony pokój aż do obiadu.- Przyniosłem ci coś do czytania - mówił niepewnie głos.Kwestor zdołał jakoś zogniskować wzrok na grzbiecie Przygód z kuszą i wędką.- Solidnie oberwałeś, kwestorze.Cały dzień leżysz bez zmysłów.Kwestor wpatrzył się tępo w różową i pomarańczową mgiełkę, która z wolna nabierała kształtów różowo-pomarańczowej twarzy nadrektora.Chwileczkę, pomyślał, jak właściwie.Usiadł nagle, chwycił szatę nadrektora i wrzasnął w to różowe i pomarańczowe oblicze:- Zdarzy się coś strasznego!***Magowie szli raźnie przez pogrążone w mroku ulice.Jak dotąd maskowanie działało bezbłędnie.Ludzie nawet ich potrącali.Nikt jeszcze nigdy świadomie nie potrącił maga - było to całkiem nowe doznanie.Przed wejściem do Odium czekał już tłum, a kolejka ciągnęła się wzdłuż ulicy.Dziekan zignorował ją i poprowadził kolegów pro­sto do drzwi, gdzie usłyszał głośne:- Hej!Podniósł głowę i spojrzał na zaczerwienioną twarz trolla w źle dopasowanym, wojskowo skrojonym kostiumie z epoletami wielko­ści bębnów i bez spodni.- Słucham? - powiedział.- Tam być kolejka - oznajmił troll.Dziekan uprzejmie skinął głową.W Ankh-Morpork kolejka nie­mal z definicji była czymś z magiem na samym początku.- Widzę - przyznał dziekan.- I bardzo dobrze.A teraz, gdy­byś zechciał się odsunąć, moglibyśmy zająć miejsca.Troll dźgnął go palcem w brzuch.- Ty myśleć, że kim być? - zapytał gniewnie.- Mag albo co? Najbliżsi czekający parsknęli śmiechem.Dziekan pochylił się bliżej.- W samej rzeczy, jesteśmy magami - syknął.Troll uśmiechnął się szeroko.- Nie robić ze mnie durny trylobit - rzekł.-Ja widzieć twój sztuczny broda.- Posłuchaj no.- zaczął dziekan, ale jego głos zmienił się w nieartykułowany pisk, kiedy został złapany za kołnierz i pchnięty na ulicę.- Wy stawać w kolejka jak każdy inny - oznajmił troll.Z kolejki rozległy się okrzyki poparcia.Dziekan skrzywił się gniewnie i uniósł prawą dłoń, rozkładając palce.Kierownik katedry złapał go za ramię.- No tak - szepnął.- Bardzo byś nam pomógł, nie ma co.Chodźmy stąd.- Dokąd?- Na koniec kolejki.- Przecież jesteśmy magami! Magowie nigdy po nic nie stoją w kolejce.- Jesteśmy uczciwymi kupcami, zapomniałeś? - Kierownik ka­tedry zerknął na najbliższych migawkomanów, którzy przyglądali im się podejrzliwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •